Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 4 czerwca 2013

Akacje


Leje, no kurcze, leje. Tak się cieszyłam, że woda z piwnicy zeszła, a tu znowu wielkie kałuże i dalej jej przybywa. Przeszłam przez ogród, liczyłam straty. Jeden z wierzchołków akacji złamany, druga, młoda, prawie przygięta do ziemi. Kwitną obłędnie, ale kiście kwiatów są tak mokre, że gałęzie nie wytrzymują. W dodatku wczoraj przeszła bokiem burza i zerwał się wicher. Chyba wtedy ten wierzchołek trzasnął. Ta młoda, jak się nie podniesie, będzie do wycięcia. Z niepokojem patrzę też na kalinę wielkokwiatową. W tym roku jej kuliste kwiatostany są wielkości litrowego garnka, a niektóre ciut większe. One też są przygięte do ziemi, ale gałęzie kaliny nie są tak kruche, jak akacji i wytrzymują napór wody. Brzoskwinia okryta pomarszczonymi liśćmi- kędzierzawość ją dopadła. Niedawno, w jednym z nielicznych słonecznych dni, zdążyłam ją opryskać i chyba się uratuje. Młode drzewko, byłoby szkoda, żeby zginęło. Rzodkiewka wyrosła, piękna, jednak nie da się jej w ogóle jeść. Cała przesiąknięta zapachem i smakiem gliny podprawionym zgnilizną. Do wyrzucenia dwa rzędy. Rozsada zgniła. Postanowiłam po raz ostatni wysiewać rozsadę kwiatów jednorocznych. Po cholerę tyle kombinowania, pracy gdy potem okazuje się, że nawet połowa nie nadaje się do sadzenia, albo zupełnie nie wzejdzie. Kiedyś przysłuchiwałam się rozmowie, w której jedna pani pytała drugą (rolniczkę z wielkim gospodarstwem) dlaczego kupuje truskawki w sklepie, przecież ma tyle pola. Na to ta druga odrzekła, że nie ma czasu się bawić w uprawę truskawek, tym bardziej, że same są z nimi kłopoty. Najpierw pomyślałam, że jest wygodna, a potem zrozumiałam, iż czasem nie warto czegoś robić, bo po przeliczeniu więcej się włoży pracy, pieniędzy i zmartwienia w coś, co w ogóle nie przyniesie efektów. Tym bardziej w uprawach. Jak nie upał i susza, to ulewy i mokro, choroby, szkodniki, gradobicie. Czasem wystarczy 5 minut i po ptokach. Można zamiast plonów liczyć straty. Dlatego w następnym roku rozsadę kupię u ogrodnika, a pęczek rzodkiewek w sklepie. I proszę mnie nie przekonywać, że to z chemią, więc nie należy. Tu też sadownik pryska i  nie ma czystych zbiorów ogródkowych.
 W pełnym słońcu z dwoma wierzchołkami

 Ogromne białe, pachnące bukiety
 A tu już tylko z jednym, mizernym wierzchołkiem
 Drugi wierzchołek smętnie zwisa wzdłuż pnia, kiściami kwiatów w dół.
 Młoda akacja mocno pochylona. Chyba jej nie uratujemy.
 Akacja na sąsiednim wzgórzu- 500 metrów od domu. W tle góra Lipowiec- 20 kilometrów w linii prostej:)
 Akacje przed burzą.
A to resztki ze złamanej gałęzi. Pachnie w całym domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz