10
lat temu zmarła Mira Kubasińska, wokalistka blues rockowego zespołu
Breakout.
„Urodzona
w 1944 roku Mira
Kubasińska
pochodziła z rodziny muzykującej, ale nie artystycznej. Jej dziadek
grywał na harmonii i skrzypcach, ojciec też chwytał za instrumenty
przy wyjątkowych rodzinnych uroczystościach. – Nawet
mi się nie śniło, że będę śpiewać zawodowo. Wręcz
przeciwnie, sądziłam, że raczej wyląduję w jakimś zespole
tanecznym, Mazowszu czy Śląsku
– wspominała po latach piosenkarka,
która jako młoda dziewczyna występowała w lokalnym zespole pieśni
i tańca w Ostrowcu Świętokrzyskim.
– Pojechaliśmy
z zespołem pieśni i tańca do Rzeszowa
– opowiadała w „Wiadomościach Świętokrzyskich” jej
koleżanka z zespołu, Alicja Wąsacz. – Jedliśmy
obiad w jakiejś restauracji i Mirka w pewnym momencie zaczęła
śpiewać. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszał ją Tadeusz
Nalepa –
relacjonowała.
– Spotkaliśmy
się w lokalu, w którym Nalepa grał. Wymieniliśmy adresy i tak to
się zaczęło. Napisaliśmy do siebie kilka listów. Za mnie
odpisywały koleżanki, bo ja strasznie bazgroliłam
– przyznała Mira
Kubasińska,
zdradzając kulisy spotkania, które na zawsze odmieniło jej los.
Mira
Kubasińska i
Tadeusz Nalepa
wystąpili razem na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. – To
był rok 1963. Ponieważ eliminacje odbywały się w Rzeszowie,
postanowiliśmy z moją narzeczoną, Mirą Kubasińską, zgłosić
się. To się odbywało w dużej hali wojskowej, było chyba
transmitowane przez radio. Coś tam zaśpiewaliśmy łamanym
angielskim – wspominał
Nalepa w rozmowie z Marią Szabłowską. Zostali wtedy wyróżnieni
przez jury.
W
następnym roku byli już małżeństwem. W 1965 r. na świat
przyszedł ich syn,
Piotr. W tym samym czasie Nalepa założył zespół Blackout
istniejący do 1967 r. Potem powstał Breakout.
Nadszedł
czas sukcesów i sławy, która krępowała Mirę
Kubasińską. – To
z czasem stało się bardzo męczące. Nie miałam chwili dla siebie,
nie mogłam spokojnie wyjść na spacer z dzieckiem,
nie mogłam wejść do sklepu, do restauracji, bo zawsze znaleźli
się jacyś ciekawscy. Na dłuższą metę było to nie do zniesienia
– żaliła się tuż przed śmiercią, a wspominała przecież
czasy sprzed ery kolorowych gazet i Internetu. To zainteresowanie
ludzi świadczyło o ogromnym powodzeniu zespołu, jednego z
najlepszych na ówczesnej polskiej scenie.
Blackout
był ciągle w trasie, a Kubasińska
i Nalepa wszędzie
zabierali ze sobą małego Piotrusia. – W
1968 r., kiedy wyjechaliśmy do Holandii, zostawiliśmy go w Rabce. I
on nas po pół roku nie poznał
– wspominała piosenkarka.
Kiedy
po 13 latach rozpadł się Breakout,
Kubasińska nieco wycofała się ze sceny. Nastały trudniejsze czasy
w jej życiu. – Aby
zarobić na życie, przez siedem lat produkowałam i rozwoziłam
farby dla zaopatrzenia artystów plastyków. Pracowałam w barku na
Dworcu Centralnym, malowałam Smurfy, szyłam szelki
– wymieniała sposoby, którymi zdobywała pieniądze na życie. I
kiedy po 25 latach od nagrania ostatniej płyty była gotowa na
powrót z nowym materiałem, jej plany przerwała śmierć.
– Ona
jest odzwierciedleniem kobiety, która w zasadzie w życiu miała
wszystko. Była na szczycie, ale była też na samym dnie. I w tym
wszystkim nigdy się nie zatraciła, nigdy się nie sprzedała.
Zawsze miała wielką osobowość, wielką charyzmę. Optymistycznie
patrzyła w świat, mimo wielkich problemów, jakie ją spotkały po
rozstaniu z Tadeuszem
Nalepą.
Przeżyła to bardzo. Znalazła się w naprawdę ciężkiej sytuacji
życiowej – wspominał
już po odejściu Kubasińskiej jej kolega muzyk, Krzysztof Jerzy
Krawczyk.
– Po
wszystkich przejściach, po swoich problemach życiowych, po różnych
rozstaniach, po wszystkich problemach z facetami, z samą sobą –
bo to nie była jednowymiarowa postać, która miała tylko
szczęśliwe życie, ale też były momenty bardzo ciężkie i
trudne, zresztą Bogdan Loebl wielokrotnie o tym wspominał – po
tym wszystkim te piosenki mają w sobie głęboką prawdę
– mówił o jej nowym repertuarze Sławomir Macias, dziennikarz
muzyczny.
Młodszy
syn
Kubasińskiej, Konrad Koczyk, zauważył, jak wiele radości
sprawiała jego mamie praca nad nową płytą: – Cieszyła
się, że płytę nagrywa, kolejną już, ale przecież długo nie
nagrywała płyt. No i „powera” dostała takiego. Dużo pomysłów
miała ciekawych. Podejrzałem, że jakieś teksty sobie zapisywała
w notatniku.
Poeta
Bogdan Loebl, wieloletni tekściarz Breakoutu porównywał dawną
sytuację Miry
Kubasińskiej z tym,
co miało nadejść: – Ona
miała małe dziecko, jej świat kręcił się wokół dziecka.
Wpadała nagrać płytę i znowu biegła do Piotrusia. A teraz mogła
się poświęcić tej muzyce. Ta śmierć ścięła ją w takim
momencie, kiedy ona zaczynała drugie życie artystyczne.
– Muszę
się pochwalić, że pracuję nad nowymi nagraniami. W styczniu ukaże
się singiel, w kwietniu cała płyta, pierwsza po przeszło 25
latach. Wreszcie mogę powiedzieć: wracam!
– mówiła z entuzjazmem jesienią 2005 roku na kilka tygodni przed
śmiercią.
Niestety,
nie zdążyła wrócić. Odeszła 25 października 2005 roku po
trzech dniach spędzonych w szpitalu po udarze mózgu.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz