Jest to na tyle fascynujące, że pozwoliłam sobie na
skopiowanie artykułu w całości.
„Temperatura
w Australii w ostatnich dniach przekraczała 45 stopni Celsjusza. Na południu
kraju wybuchły pożary. Do ich rozprzestrzeniania mogą przyczyniać się tak zwane
"ogniste" ptaki drapieżne. Chwytają w szpony płonącą gałązkę i
przenoszą ją w inne miejsce.
Wśród podpalaczy
wymienia się co najmniej trzy gatunki: kanię czarną, kanię złotawą oraz sokoła
brunatnego.
- Aborygeńscy
strażnicy oraz inni, którzy mierzą się z pożarami buszu biorą pod uwagę ryzyko
stwarzane przez drapieżniki - napisano w artykule międzynarodowego zespołu
naukowców, opublikowanego w grudniu ubiegłego roku. Jak zaznaczają badacze,
sceptycyzm dotyczący rozprzestrzeniania ognia przez ptaki utrudnia skuteczne
planowanie sposobu zarządzania krajobrazem oraz jego renowacji.
Zjawisko istnieje od tysięcy lat
Podczas gdy
informacje o takich zachowaniach mogą wydawać się zaskakujące, naukowcy
zaznaczają, że to zjawisko istnieje już od tysięcy lat. Właśnie tak twierdzi
jeden z uczestniczących w badaniach - doktor Mark Bonta, wykładający nauki o
Ziemi na Uniwersytecie Pensylwanii.
-
Większość danych, nad którymi pracowaliśmy, pozyskaliśmy we współpracy z
Aborygenami. Oni wiedzieli o tym od prawdopodobnie 40 tysięcy lat lub nawet
dłużej - powiedział Bonta.
Według zespołu
"ogniste" ptaki zbierają się w stada liczące setki osobników na
terenie objętym przez pożary. Drapieżniki podnoszą płonące gałęzie i przelatują
z nimi nawet kilometr na obszary niedotknięte przez ogień.
- Zachowanie
drapieżników polega na rozprzestrzenianiu ognia na nieobjęte pożarem tereny -
na przykład na drugą stronę cieku wodnego czy drogi. Ptaki płoszą tym samym
potencjalne ofiary płomieniami i dymem - pisali naukowcy. Przerażone ofiary
uciekają wprost w ramiona drapieżników.
Inspiracją do
przeprowadzenia badań stała się autobiografia miejscowego lekarza i aktywisty
Phillipa Waipuldanya Robertsa.
"Widziałem
ptaka, który swoimi pazurami podniósł tlącą się gałązkę. Upuścił ją na kępę
świeżej trawy, niecały kilometr dalej. Następnie czekał ze swoimi towarzyszami
na przydymione i przerażone gryzonie i gady" - opisywał Roberts.
Czy
ptaki zdają sobie sprawę z tego, co robią, czy po prostu przypadkiem chwytają
płonące patyki?
Naukowcy, zważając
na relacje świadków, uważają, że bardziej prawdopodobna jest ta pierwsza opcja.
Wygląda to na skoordynowane działanie stada.
- Istnieje w tym
jakiś cel, jakaś intencja. Okej, jest nas kilkuset, wszyscy możemy dostać
posiłek - powiedział w rozmowie z "Washington Post" w 2016 roku
australijski etnobiolog i ornitolog Bob Gosford.
Jeżeli hipoteza
okaże się prawidłowa, będzie to oznaczać, że uzyskano potwierdzenie istnienia
kolejnego naturalnego źródła pożarów.
- Ptaki nie
zaprószają pożarów od zera, jednak to kolejny fascynujący fakt - spuentował
Bonta.”
Tak wyglądają ptasi podpalacze.
Kania czarnaKania złota
Sokół brunatny
Zdjęcia: Internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz