Coś mnie pokusiło i polazłam
za nickiem na jego blog. Nick w komentarzu na blogu, gdzie zetknęłam się z nim,
podkreślała, że jest niewierząca, u siebie zaznaczyła w profilu, że jest inaczej
wierząca, Hm….. czy to jest tak samo, jak myśląca inaczej? No i przeczytałam
sobie wywody komentatorów pod postem nicka. Uderzyło mnie to, że wiele osób,
nie rozumie, jak ktoś może nie wierzyć, jedna osoba stwierdziła, że koniecznie
trzeba otworzyć przed niewierzącym „drzwi”, bo te są zaporą do poznania i uzyskania
wiary- ciekawa jestem, czy jakbym jej zaproponowała przejście przez te drzwi w drugą
stronę, czy przynajmniej spróbowałaby?
Uderzyło mnie też
stwierdzenie gospodyni, że niewierzący to są osoby „cielesne” (?) nie uduchowione
(?). I zaraz zrobiłam przegląd siebie, biorąc pod uwagę te aspekty. Czy faktycznie
przeszkodą do stania się osobą wierzącą, wystarczy mi pokonać te mityczne „drzwi”.
Wszak przeczytałam Biblię całą (Stary i Nowy Testament), znam nauki Jezusa, wiem,
o co w tym wszystkim biega- chyba owo „poznanie’ mam opanowane w stopniu, co najmniej,
dobrym. Śmiem twierdzić, że nawet lepszym niż niejeden wierzący. „Drzwi”
odpadają- wiem/znam, ale nie wierzę. No to drugi aspekt- cielesność kontra duchowość-
za Chiny nie wiem, o co chodzi z tą cielesnością. Może jej chodziło o
materializm? I czy o materializm w kontekście
filozoficznym, czy raczej ten potoczny ekonomiczny? A duchowość/
uduchowienie/dusza? A może chodzi o tzw. człowieczeństwo/empatię/miłość bliźniego?
A może jeszcze chodzi o wiarę w rzeczy niematerialne, duchy? No, jak ja nie
jestem uduchowiona, czy brak mi człowieczeństwa/ empatii, jak ja nie potrafię
zrozumieć treści filozoficznych/religijnych, to możecie od dzisiaj nazywać mnie
Faustyn Cycpel. A przecież jestem człowiekiem „głęboko niewierzącym”. Spotkałam
się na tym blogu znowu z czymś, co istnieje na blogach, gdzie prowadzone są
dyskusje na temat wierzących i niewierzących. Po pierwsze, cały czas przewijała
się (nomen- omen) wyższości ducha nad materią, czyli wierzących nad
niewierzącymi. Wiele wypowiedzi przedstawiało niewierzących jako osoby w jakimś
sensie upośledzone, takie biedne, bo nie dane było im doznać/zaznać/poznać/uwierzyć
w tego brodatego oraz w całą jego świtę. Biedne, bo odczłowieczone, pewnikiem nie umiejący wspólczuć i kochać, co dane jest, przede wszystkim, wierzącym, a jakże. W wielu komentarzach były
przypuszczenia, dlaczego te istoty nie są w stanie uwierzyć i sporo wskazówek,
jak im, nieszczęśnikom pomóc, by wiara stała się ich udziałem. I w żadnym nie
znalazłam prostej, tolerancyjnej myśli, by nam dać po prostu spokój.
A jak to tam było???? Aaaaaaaaaaaaa..... pycha kroczy przed upadkiem, drodzy wierzący.
Nie macie pojęcia ile paskudnych memów na ateistów krąży po Necie. Sama uduchowiona miłość bliźniego:):):)
Memy- źródło Interenet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz