Nie chcę mówić o tym, co się dzieje w Warszawie. Wiecie,
komentujecie. Facebook pełen informacji. Cierpię na jej nadmiar, cierpię, bo są
bolesne, nie do pojęcia, nie do ogarnięcia.
Urodziłam się 11 lat po
zakończeniu wojny. Dużo działo się wtedy i później w Polsce. Jednak czasy „z ciepłą wodą w kranie”, zaliczam do
najspokojniejszych. Żal tylko, że ten spokój zaprzepaszczono głupią pychą i
niezrozumieniem wszystkich warstw społecznych w narodzie. A teraz doczekałam
się narodzin faszyzmu w Polsce, doczekałam się zomowskiej policji, doczekałam
się niekompetentnego, nienawidzącego Polaków „polskiego rządu”, doczekałam się
durnego, smarkaczowskiego, nieodpowiedzialnego prezydenta.
W dodatku żyję w regionie,
gdzie jest "ludek spolegliwy", durnowaty i
też nieodpowiedzialny. Bardzo
zadufany w sobie, bo jest stela.
A jak jest się stela, to jest się półbogiem
wśród innych mieszkańców. Jest się lepsiejszym od ludzi napływowych. Na
tyle lepsiejszym, że można tymi drugimi pogardzać. Ludek, co to nigdy nie
zaznał zaboru, co to , w miarę spokojnie (poza paroma tragicznymi epizodami),
przeżył dwie wojny i czasy stalinowskie. Jest to ludek, który widzi tylko swój
koniuszek nosa, a "mądrość" jego przejawia się tylko w tym, by nie mieszać się do
niczego, co jest poza ogrodzeniem posesji. „On wie lepiej” no i mamy, co mamy-
żółty alert, a w sąsiednim powiecie czerwony.
Ku mojej paskudnej, złośliwej radości, koronawirus zaatakował tutejszą szkołę. I czekam, kiedy samozwańczy dyrektor dostanie tak po doopie, że mu nosem wyjdzie to dyrektorowanie. I żeby było jasne, nauczycieli w tej szkole też mi nie żal. Dostaje się takiego dyrektora "w nagrodę" za brak odpowiednich reakcji w odpowiednim czasie. A trzeba było te naście lat temu postąpić po ludzku, to przez następne lata byliby traktowani lepiej.
Wiecie co jest przerażające?
Wklejam na Facebooku informacje o rosnącej liczbie zakażeń. Wklejam informacje o faszystowskich działaniach policji. Wklejam
informacje o głupich pomysłach rządowych, wklejam informacje o prześladowaniach
ludzi w Polsce…. Zero reakcji. W zamian dostaję wklejki z plaż w Chorwacji,
jakieś przepisy na ciasteczka, serduszka z durnowatymi sloganami, zdjątka z Energylandu (w tych
czasach, czasach pandemii) gdzie rodzinka
bez maseczek szczerzy zębiska do obiektywu, na tle takiego samego, bez maseczek
tłumu, kobietkę, która prowadzi jakiś program i codziennie atakuje nowymi
daniami oraz reklamuje kapsułki energii. I multum „dobrych” rad w postaci
rameczek. Czy naprawdę mam wokół siebie taki płytki naród?
Otwieram TVN24, gdzie chcę
przeczytać o przebiegu zajść w Warszawie i wkręca mi się nachalnie reklama
typu: „O nie, znowu ten wielki brzuch i opuchnięte kostki”. Albo z zasmarkanym
facetem, który prawie umiera, bo kropelki nie te zastosował. No kurcze, dramat.
Nie dość, że poziom reklam w
naszych mediach jest na żenująco, infantylnym poziomie, a ich tematyka kręci się głównie wokół tłuszczu
na udach, tabletek na ból głowy, środków czystości, żarcia dla psów, kotów i
bobasów, tamponów oraz podpasek i ewentualnie banków, to jeszcze wchodzą one dosłownie wszędzie.
Szkoda, że dziennikarze zgadzają się na wsadzanie takich reklam przed
dramatycznymi informacjami.
Jedyne, co mogę zrobić, to
wyłączyć głos i tak robię. Ale wkurzenie się już pozostaje. Do tego dochodzi straszna
informacja. I jak tu cieszyć się pięknym latem?
Jedyne, dosłownie jedyne
radio, w którym nie ma reklam, to radio Nowy Świat.
Nie o to chodzi, by ludzie przestali żyć tak, jak chcą, jednak taki tumiwisizm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz