Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 7 sierpnia 2020

Lato trwa, zaraza trzyma się świetnie


Poprzedni temat się rozkręcił, ale ja wolę już go zamknąć. Samo czytanie tytułu posta bardzo mnie zniechęca.  Stwierdzam, że nie mam we krwi  inklinacji do popisywania się wulgarnym słownictwem.  Chciałam zaakcentować, że istnieje  takie zjawisko na blogach i tyle. Ale przyznam, że nie spodziewałam się tak fajnej i obszernej dyskusji.  Dziękuję za nią.
A u nas każdy dzień staje coraz bardziej napięty. W naszym powiecie wprowadza się 1. stopień alertu epidemicznego- alert żółty. Kilometr dalej jest granica powiatu, gdzie wprowadza się alert czerwony.  Liczna zakażeń rośnie i chyba coś do tych naszych przemądrzalców cieszyńskich dotarło- chodzą w maseczkach i już ich  nie „zapominają” w samochodzie.  Dzisiaj moja siostra stwierdziła odkrywczo: „Ludzie nieodpowiedzialni są” i powiem, że mnie lekko zamurowało, bo w sobotę, czyli niecały tydzień temu, urządzili ze szwagrem dżamprezę w ogrodzie. Był grill, była wódeczka, były głośne rozmowy i śmiechy. I było około 10 osób. Bez maseczek oczywiście. Mam ogromny dyskomfort, kiedy spotykamy się przypadkowo przy płocie lub na tarasie (duży taras przegrodzony ścianą i wspólne schody przegrodzone balustradą, jak to w bliźniaku). Staram się być w sporej odległości od niej, bo ona ciągle gdzieś kursuje do znajomych, albo znajomi ją odwiedzają. Raz nawet się prawie obraziła, kiedy jej ręką pokazałam „Halt” i zastopowałam ją w miejscu odległym ode mnie o 3 metry. No taki despekt, przecież jesteśmy rodziną. I nie wiem, czy ona naprawdę jest tak niekumata w sprawie epidemii, czy tylko mówi tak szpanersko, na wyrost.
Krogulce wyprowadziły młode w świat. Już nie słychać ich popiskiwania. Przez cały lipiec, kiedy przylatywały stara lub stary i młode były karmione, piszczały jak potępione, przelatując z jednego miejsca, w lasku, w drugie. Pewnie walczyły o miejsce do pełnego dzioba. Bardzo mnie te piski męczyły. Brzmiały tak, jakby młodym ktoś robił krzywdę. No, ale uspokoiło się. A teraz zaczęły odzywać się mniejsze ptaki i z powrotem „zaludniać” ogród. Wróciły również wilgi. Rano samiec melodyjnie pogwizdywał. Raz zaskrzeczała samica, nie zaskrzeczała powtórnie czyli deszczu nie będzie. I dobrze, bo nadal jest bardzo mokro w niektórych miejscach ogrodu. Za to mamy upał. O  godnie 11. na termometrze od północnej strony było +28 stopni. Niebo bezchmurne, żarówa i ciepły wiaterek. Lato, naprawdę przyzwoite lato. A ja dojrzewam do malowania stolarki. Trzeba pomalować wszystkie drzwi w mieszkaniu. Malowanie to moja domena i tak dojrzewam do akcji już drugi rok. A co, drzwi nie uciekną, a mój osobisty leń też, od czasu do czasu, musi poczuć się usatysfakcjonowany. Nie można go ciągle przeganiać od roboty do roboty. Farby są teraz fajne, szybko schną, nie kapią, nie cuchną, jakoś poleci, tylko zebrać się w sobie i zacząć jest najgorzej.  Jest sierpień,  trwamy w rozterce, jak co roku, jaki opał zamówić. Na pewno drewno, na pewno brykiety drzewne, ale czy domówić  tonę węgla? Mamy jeszcze półtorej tony w piwnicy. Zeszłej zimy paliłam głównie drewnem i brykietami. A kiedy było zimniej to dodawałam cztery łopaty węgla. Nawiasem, łatwiej i czyściej palić samym drewnem, ale nie wiadomo, jaka będzie zima i czy samo drewno nagrzeje tak duży dom. Cenowo wychodzi, mniej więcej, tak samo, a pracy też niewiele więcej przy układaniu drewna. No i ekologia, panie, ekologia., a my raczej tacy pro jesteśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz