Poprzedni temat się
rozkręcił, ale ja wolę już go zamknąć. Samo czytanie tytułu posta bardzo mnie
zniechęca. Stwierdzam, że nie mam we
krwi inklinacji do popisywania się
wulgarnym słownictwem. Chciałam
zaakcentować, że istnieje takie zjawisko
na blogach i tyle. Ale przyznam, że nie spodziewałam się tak fajnej i obszernej
dyskusji. Dziękuję za nią.
A u nas każdy dzień staje
coraz bardziej napięty. W naszym powiecie wprowadza się 1. stopień alertu epidemicznego-
alert żółty. Kilometr dalej jest granica powiatu, gdzie wprowadza się alert
czerwony. Liczna zakażeń rośnie i chyba
coś do tych naszych przemądrzalców cieszyńskich dotarło- chodzą w maseczkach i
już ich nie „zapominają” w samochodzie. Dzisiaj moja siostra stwierdziła odkrywczo: „Ludzie nieodpowiedzialni są” i powiem, że mnie lekko zamurowało, bo w sobotę,
czyli niecały tydzień temu, urządzili ze szwagrem dżamprezę w ogrodzie. Był
grill, była wódeczka, były głośne rozmowy i śmiechy. I było około 10 osób. Bez
maseczek oczywiście. Mam ogromny dyskomfort, kiedy spotykamy się przypadkowo
przy płocie lub na tarasie (duży taras przegrodzony ścianą i wspólne schody
przegrodzone balustradą, jak to w bliźniaku). Staram się być w sporej
odległości od niej, bo ona ciągle gdzieś kursuje do znajomych, albo znajomi ją
odwiedzają. Raz nawet się prawie obraziła, kiedy jej ręką pokazałam „Halt” i
zastopowałam ją w miejscu odległym ode mnie o 3 metry. No taki despekt,
przecież jesteśmy rodziną. I nie wiem, czy ona naprawdę jest tak niekumata w
sprawie epidemii, czy tylko mówi tak szpanersko, na wyrost.
Krogulce wyprowadziły młode
w świat. Już nie słychać ich popiskiwania. Przez cały lipiec, kiedy
przylatywały stara lub stary i młode były karmione, piszczały jak potępione,
przelatując z jednego miejsca, w lasku, w drugie. Pewnie walczyły o miejsce do
pełnego dzioba. Bardzo mnie te piski męczyły. Brzmiały tak, jakby młodym ktoś
robił krzywdę. No, ale uspokoiło się. A teraz zaczęły odzywać się mniejsze
ptaki i z powrotem „zaludniać” ogród. Wróciły również wilgi. Rano samiec
melodyjnie pogwizdywał. Raz zaskrzeczała samica, nie zaskrzeczała powtórnie
czyli deszczu nie będzie. I dobrze, bo nadal jest bardzo mokro w niektórych
miejscach ogrodu. Za to mamy upał. O
godnie 11. na termometrze od północnej strony było +28 stopni. Niebo
bezchmurne, żarówa i ciepły wiaterek. Lato, naprawdę przyzwoite lato. A ja
dojrzewam do malowania stolarki. Trzeba pomalować wszystkie drzwi w mieszkaniu.
Malowanie to moja domena i tak dojrzewam do akcji już drugi rok. A co, drzwi
nie uciekną, a mój osobisty leń też, od czasu do czasu, musi poczuć się
usatysfakcjonowany. Nie można go ciągle przeganiać od roboty do roboty. Farby
są teraz fajne, szybko schną, nie kapią, nie cuchną, jakoś poleci, tylko zebrać
się w sobie i zacząć jest najgorzej. Jest sierpień, trwamy w rozterce, jak co
roku, jaki opał zamówić. Na pewno drewno, na pewno brykiety drzewne, ale czy
domówić tonę węgla? Mamy jeszcze półtorej
tony w piwnicy. Zeszłej zimy paliłam głównie drewnem i brykietami. A kiedy było
zimniej to dodawałam cztery łopaty węgla. Nawiasem, łatwiej i czyściej palić
samym drewnem, ale nie wiadomo, jaka będzie zima i czy samo drewno nagrzeje tak
duży dom. Cenowo wychodzi, mniej więcej, tak samo, a pracy też niewiele więcej
przy układaniu drewna. No i ekologia, panie, ekologia., a my raczej tacy pro
jesteśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz