Tytułem wstępu
Nie mam wpływu na to, czy ktoś osobiście poczuje się dotknięty, kiedy w swoim poście piszę bezimiennie, ogólnie i nie wskazuję konkretnej osoby. To, czy ktoś to przyjmuje do siebie bezpośrednio, jest poza moim zasięgiem. To już osobista sprawa czytającego. Kilka razy pisałam o tym w moich postach, jednak jeszcze nie każdy podchodzi do tego ze zrozumieniem. Od razu tak zaznaczam, bo są osoby, które przeczytały moje posty o antyszczepionkowcach i poczuły się bardzo urażone. Ktoś wyciąga z kontekstu słowa, które odnosi do siebie, a potem stwierdza, że ja tę osobę obraziłam. Przepraszam, ja piszę ogólne, a jak ty człowieku, odczujesz dyskomfort z tym związany, no sorry….
Odpowiedź na post szkalujący Jaskółkę
Zdaję sobie sprawę z tego, że cokolwiek tu napiszę, to i tak będzie, w pewnych kręgach, obierane jak dwulicowość, obłuda, wywyższanie się, pogarda dla innych, ale ja nie mam również i na to wpływu, bo to zależy od człowieka, który to czyta i tylko od niego. Jeżeli ktoś chce uwierzyć w to, co ta pani o mnie napisała, to wszystkie moje słowa odbierze jako wymówki, kręcenie itp.
Mogłam również puścić w niepamięć wpis u tej pani i nie komentować, ale chyba tym razem napiszę, co o tym wszystkim sądzę.
Zacznę od tego- nadal twierdzę, że pisanie paszkwilanckich postów na blogiera z podaniem pełnego jego nicka, jest poniżej etyki blogowej. Tego się po prostu nie robi.
Dlatego nigdy w moich postach nie podawałam nicków i adresów blogów, natomiast zawsze staram się podać materiały źródłowe, jeżeli jest to konieczne.
Ale może to i lepiej, że podano mój nick, bo przynajmniej wiadomo, kto przejechał się po mnie z wdziękiem walca drogowego. Kto nie wie, niech poszuka- na paskach bocznych paru blogów, jest post skierowany do Jaskółki (post bez nicka autorki zamieszczam też pod moim). Nie pierwszy zresztą. Tych poprzednich nie chce mi się w ogóle przypominać, bo nie mam zamiaru polemizować z konfabulacjami pewnych dam.
Ale by było jasne- nie chodziłam po blogach i nie wcinałam się jak jedna pani na moim blogu, z oburzeniem, że zrobiłam tak, a nie inaczej. A potem latała i gadała, że ona jest porządna, że tyle lat bloguje i nikt nie miał zastrzeżeń, a tu Jaskółka …. Eh…. Można to nakręcać i nakręcać. Nigdzie też nie skarżyłam się, jak mnie oszkalowano. Nie skarżyłam się, tylko konkretnie opisałam na swoim blogu, co mnie spotkało. I nie jęczałam, jak znowu sugeruje pani, w poście oczerniającym Jaskółkę.
Tym razem żałuję, że wycięłam wszystkie posty o robieniu doktoratu, bo wtedy było to najbardziej widoczne- ta ich pogarda, wyszydzanie itp.
W tym poście https://poranek55.blogspot.com/2020/11/o-wrobelku-co-to-mia-jedna-nozke.html jest trochę na ten temat, ale to jak grochem o ścianę, bo widać nadal mój blog parę osób wyraźnie „boli”.
Nie po raz pierwszy spotkałam się ze zjawiskiem, kiedy czytelnik mojego bloga zamiast porządnie przeczytać treść posta i zastanowić się, czy przypadkiem nie mam racji, wali mnie przez łeb swoimi zarzutami wobec mnie.
Na litość, w jaki sposób mam polemizować i „zbijać” kogoś argumenty, nie podając, dlaczego nie przekonują mnie. A tych argumentów było sporo, dlatego zrobiłam to u siebie, na blogu, bo w miejscu, gdzie te argumenty znalazłam, po prostu nie dało się tego zrobić. Poza tym, były podane tam linki, z których skorzystałam i napisałam, co myślę o tym. O tych ludziach, o ich argumentach, jakie znalazłam pod tymi linkami, a nie o komentujących tam.
Zostałam dokładnie „scharakteryzowana” przez osobę, o której w ogóle nie myślałam, pisząc ostatniego posta o antyszczepionkowcach. Szczerze mówiąc, zapomniałam już, że ona w ogóle istnieje. O gospodyni wspomnianego bloga z argumentami antyszczepionkowców również, w tym momencie, nie myślałam. Nic do niej nie mam- zbijałam podane przez komentatorów, na jej blogu, argumenty i pokazywałam, w jaki sposób antyszczepionkowcy manipulują wiedzą i ludźmi (zrobiłam to na swoim blogu). Owszem, pewna amerykańska pani zalazła mi za skórę i tu, przyznaję, nie mam i nie będę miała skrupułów. Wyrządziła wiele szkody i nadal to robi, ale jak ludzie to lubią, ich sprawa. Mnie się nie podoba, piszę (nie podaję nicka, a że wielu wie o kogo chodzi, trudno).
Nawet ta końcowa propozycja w moim ostatnim poście (bo jak to inaczej nazwać?), skierowana do pań blogujących, nie miała konkretnej adresatki, jednak osoba, która koniecznie musiała znów pokazać, jaka to ja jestem wredna baba, przypisała te słowa jako skierowane do gospodyni bloga, na którym znalazłam argumenty antyszczepionkowców. Może zmyliła ją forma, w jakiej to napisałam- druga osoba l. poj. TY? Pewnie znowu to odebrane zostanie jako moje wymądrzanie się, bo trudno jest uwierzyć komuś, że ktoś może konkretnie, posługując się wiedzą (niekoniecznie doktorską, a na poziomie szkoły podstawowej), skierować swe słowa do nieznanej osoby wprost (kobieto- zaznaczam, każda kobieto). Powtarzam, propozycja była skierowana do tych pań, które wahają się, mają obawy związane ze szczepieniem się, a są „atakowane” przez swoje znajome antyszczepionkowce. Mam nadzieję, że ten zarzut wyjaśniłam.
Ile trzeba mieć złej woli, by tego nie zrozumieć (może jest początek źle odczytany) i walnąć mi między oczy, że chcę kogoś pouczać, sterować czyimś życiem?
Do pani, która mnie oczerniła na swoim blogu.
Ciągle nie rozumiem, dlaczego pani tak się uparła wytykać mi doktorat. Hmmmmmm w sumie mogę nie rozumieć, bo tam pani napisała- kto się wymądrza, ten się wygłupia- problem w tym, że pani odbiera ciągle moje wpisy jako wymądrzanie się, podczas gdy wpisy o podobnym charakterze na innych blogach, odbiera pani jako normalne, mądre i godne przeczytania. To tylko moje posty są pełne wymądrzania się, bo mam, chyba o to chodzi, doktorat (co już dałyście mi do zrozumienia przy poprzedniej ”aferze”). No wiem, posty człowieka z doktoratem nie mogą być odbierane jako normalne. Według pani, każde moje słowo jest wymądrzaniem się. Pani by chciała, żebym pisała siermiężnie, nieskładnie i nielogicznie, wtedy byłaby to dla niej norma? Zresztą nie bardzo orientuję się, o co pani chodzi. No mam doktorat, napisałam pracę doktorską. Fakt, to doktorat z pedagogiki, a gdyby pani chciała wiedzieć dokładnie, z pedagogiki kultury. No i co z tego, proszę pani? Co panią w tym tak boli? To, że rozprawiam się z argumentami w sposób naukowy, podając kontrargumenty porządnym językiem i opierając je na wiedzy? A jak mam to robić, kiedy przez pół życia w ten sposób pracowałam? Ten sposób pisania nazywa pani wymądrzaniem się? A może powinnam pogimnastykować się i na życzenie pani napisać językiem potocznym? A niby dlaczego? Pani pisze w określony dla siebie sposób, a ja piszę według swoich standardów. Chyba to normalne, prawda? Nie przyszłoby mi na myśl, by nazwać panią prostaczką, bo pisze i argumentuje pani w taki, a nie inny sposób, a w tym przypadku w sposób odbiegający daleko od naukowego, który jest mi bliższy. Natomiast pani nazwała mnie chamką, a że mam doktorat, sugeruje pani, że wychowuję w sposób chamski innych. Tylko widzi pani, nie bardzo wiem, gdzie pani znalazła u mnie cokolwiek na temat wychowywania- gdzie to jest w treści posta? Czy nie widzi pani, że pisząc w ten sposób obraża pani nie tylko mnie, ale i innych ludzi z doktoratem z pedagogiki?
Pisanie o sobie, że jest się tylko głupią… wie pani, to również insynuacja, w całym kontekście pani posta, że ja gdzieś tak stwierdziłam. To się nazywa manipulacja, po prostu manipuluje pani czytelnikami swoimi nie udowodnionymi, dotyczącymi mnie, sugestiami.
Odniosę się również do insynuacji, że traktuję innych jak głupców. Naprawdę? Od kiedy to solidne tłumaczenie, pokazywanie drogi do wiedzy, ujawnianie źródeł wiedzy, jest traktowaniem ludzi jak głupców. Moi koledzy po fachu, nauczyciele, kiedy to czytacie, jak się czujecie?
Och, wiem, może to chodziło o kawałek w poście dotyczący preprintów? No cóż, każdy normalny człowiek dowie się czegoś nowego, każdy z pretensjami i kompleksami zarzuci mi wymądrzanie się i traktowanie innych jak głupców. A może jeszcze inny kawałek "fachowy" pani nie podszedł? Nie będę wnikać, bo nie widzę potrzeby rozwijania tego wątku.
A czy pani, nachalnie pisząc o mnie same paskudne rzeczy, nie traktuje innych jak głupców, wpychając im swoją ocenę mojej osoby, nie patrząc na to, że oni też potrafią ludzi oceniać?
Czy nie kieruje panią pycha- patrzcie, teraz wam przedstawię Jaskółkę taką, jaką jest, bo się może mylicie w swej ocenie, a to wstrętna, wymądrzająca się, traktująca wszystkich z góry baba, która chce udowodnić innym, że są głupcami.
Nie widzi pani nic niestosownego w swym postępowaniu? Naprawdę?
Czy jest pani w stanie udowodnić te swoje wszystkie paszkwilanckie zarzuty względem mnie? Czy może mi pani udowodnić manię wielkości? Aha, według pani, kiedy napiszę, że zrobiłam doktorat, to już przejawiam manię wielkości, to proszę mi napisać, na czym konkretnie to polega. Bo wie pani, z wyższością to ja mogę na razie tylko popatrzeć na kogoś, ale w moich tekstach chyba jej pani nie uświadczy. No chyba, że pani kompletnie nie rozumie, na czym polega dyskusja naukowa ( wymiana argumentów i udowadnianie ich), co jest znane przeciętnemu licealiście.
Boże jak ja się teraz staram, by znowu czegoś nie palnąć, co pani odbierze jak wywyższanie się, pogardzanie innymi itp., bo już siły nie mam i nadal nie rozumiem skąd ten obłędny atak na mnie.
Krytyka i obśmiewanie antyszczepionkowców, to nie to samo, co mi pani zarzuca. Nikogo imiennie nie oplułam.
Ciekawa jestem, w którym
momencie wykazałam chamstwo i obrzuciłam błotem ludzi, którym rzekomo nie
dorastam do pięt. Broni pani kogoś konkretnie, czy antyszczepionkowców? Bo jeżeli broni kogoś konkretnie, to kogo-
nie podałam, ani jednego nicka, ani adresu bloga, o który chodzi. A to, że pani
podaje imię blogierki, którą rzekomo obraziłam, to tylko pani interpretacja czy
jak to nazwać, bo nie wiem na jakiej podstawie akurat wybrała pani, tę
blogierkę pewnie nawet nie wiedząc, że czuje się obrażona. No chyba, że sama zainteresowana pani to powiedziała. Niemniej nadal twierdzę, że jeżeli poczuła się obrażona, to tylko na podstawie ogólnego mojego wpisu. A tu już jestem bezradna, w takich przypadkach każdy każdego obraża i każdy może czuć się obrażony.
Natomiast pani zachowuje się wobec mnie impertynencko, stawiając mi zarzuty bez pokrycia i nazywając, nie ma co ukrywać, chamką. Ciekawa jestem też, kto ma pięty wyżej od mojego doktorskiego nosa. Może warto się z tym kimś zaprzyjaźnić, jak jeden wymądrzalski z drugim przemądrzałym?
Pisze pani, że nie chce być niczyim adwokatem, a co panie robi, wtrącając się, kiedy sprawa nie dotyczy pani? Wtedy też pani niepotrzebnie się wtrąciła, oburzając się, że knebluję komentatorów i działam prewencyjnie na swoim blogu (co kompletnie mijało się z tym, co na swoim blogu robiłam). Ale to, że broniona wtedy przez panią osoba obraziła mnie, tego już pani nie raczyła zauważyć.
Wtedy wyłączyłam komentarze, by uniknąć takich sytuacji, ale to do pani nie dociera. Według pani zrobiłam to złośliwie, by nikt nie mógł napisać swojego zdania. Innych argumentów widać pani nie ma.
A potem to wyśmiewanie mnie na pani blogu i użyczanie strony amerykańskiej koleżance, tudzież śledzenie moich postów i wpisów, czy przypadkiem czegoś nie wycięłam lub nie dopisałam, co świadczyłoby o moim krętactwie- nie, naprawdę nie chce być pani czyimś adwokatem, prawda? To tylko tak samo u pani leci, to wtrącanie się i „bronienie”, no właśnie teraz kogo? Koleżanki, której nigdzie nie wymieniłam, ani jej bloga, o chęci jej rzekomego obrażenia już nie wspominając. Powtarzam, mój post w ogóle pani nie dotyczy. W ogóle. Ale te słowa również odbierze pani jako argument, że ja chcę dyktować, co kto ma robić. Myślę, że pani tak traktuje wszystkie skierowane słowa do siebie czy do innych- warunek, wypowiada je Jaskółka. Ona nie może nikomu doradzić, wskazać drogę postępowania, zwrócić uwagę, bo od razu narzuca, dyktuje itp.
Chciałabym jeszcze dowiedzieć się, czy rzeczywiście obraziłam koleżankę, opisując argumenty i zachowania antyszczepionkowców? Naprawdę pani widzi w moim poście obrazę koleżanki ad personam? I gdzie ja tę koleżankę pouczam? W jakim fragmencie mojego tekstu o antyszczepionkowcach, pouczam pani koleżankę? Czy pani w ogóle czytała mój post? Ze zrozumieniem?
Jeżeli koleżanka, u
której znalazłam argumenty antyszczepionkowców czuje się obrażona, to ja ją
serdecznie przepraszam. Szczerze przepraszam. Domyślam się, o jakie słowa
chodziło, choć te moje sformułowanie skierowane było do ogółu i dotyczyło
pewnego zjawiska. Na myśl mi nie przyszło, że akurat ta pani poczuje się
rozżalona, chociaż do końca nie jestem przekonana, że to była twarda obraza.
Jednak przepraszam- nie miałam i nie mam zamiaru nikogo personalnie obrażać.
Powtórzę jednak, żadnego słowa do tej pani nie skierowałam, żadnego. W ogóle nic tam nie wpisałam, nic, żadnego komentarza, żadnych sugestii, nic, nic, nic, co mogłoby sugerować, że chcę być jakimś jej mentorem. Czy do pani to dociera? Skąd pani wytrzasnęła w ogóle ten wątek?
Droga pani, znowu popłynęła pani z nadinterpretacją- już napisałam, końcowa propozycja skierowana była do różnych osób. Jeżeli pani nie potrafi tego odczytać, to przykro mi, ale nie ma o czym dyskutować (tak, teraz się wymądrzałam, bo już nie wiem, jak to wytłumaczyć).
Piszę to wszystko szczerze i nie należy się tu dopatrywać obłudy z mojej strony, co też mi się zarzuca- nie miałam zamiaru nikogo obrazić.
A w ogóle, co chce pani uzyskać, szkalując mnie, podając przy tym mój nick? Chce pani, by mnie sekowano? A może marzy się pani, by w blogosferze o mnie źle mówiono? A może chodzi o to, by nikt nie czytał mojego bloga? Nie, pewnie chodzi o to, by mnie wyrzucano, kiedy gdzieś skomentuję. Bo nie chce mi się wierzyć, że znowu pani bezinteresownie stanęła w obronie blogowej koleżanki, w momencie, kiedy ja nawet jej nicka nie podałam.
A może to taki już pani charakter, że ten adwokat ciągle panią kopie i poszturchuje- patrz Jaskółka znowu napisała krytyczny tekst, no nie, nie przepuścimy tego, prawda? Czy na innych blogach też się tak pani zachowuje, pisze pani o innych takie oczerniające ich teksty? No przecież czyta pani różne posty i niekoniecznie są one kulturalne- nie reaguje wtedy pani? Dlaczego uczepiła się pani akurat mnie? Obsesja jakaś?
Aaaaaaaa, podobno pani już nie czyta blogów, a tu taki dziwny impuls i dźgnięcie- muszę, koniecznie muszę wszystkim pokazać, jaka ta Jaskółka jest i pisze pani mnóstwo obrażających mnie słów. I ten zarzut, że koleżankę obraziłam, a pani jak ten Rejtan- „No pasaran” (wiem, wiem, to nie Rejtan, a Hiszpanie tak protestowali, ale jak ładnie tu ten zbitek pasuje, nieprawdaż?).
Zastanawiam się też, czy ta miła koleżanka jest zadowolona, że pani broni jej w tak niewybredny sposób. Szczerze powiem, mnie by jednak się coś takiego nie podobało, wręcz nie życzyłabym sobie obrony w takim stylu. Wszak są naprawdę kulturalne słowa, na wyrażenie swojego oburzenia. Nawet w wielkich emocjach. Niestety, u pani ich zabrakło. A wie pani, napiszę to całkiem serio- czasem rzeczywiście przydało by się pani jakieś pouczenie, jakaś wskazówka (nie, nie od doktora- pani ma na słowo doktor alergię), bo w pisaniu „obrony’ koleżanki, wyraźnie czegoś pani zabrakło.
Karmię się nienawiścią do pani? Kolejna bzdurna sugestia. Naprawdę ręce mi już opadają- jak można tak nachalnie pchać ludziom takie słowa o mnie, kiedy nic o mnie kobieto tak naprawdę nie wiesz. Nie znamy się, nie widziałyśmy się w realu, nie ma pani żadnych podstaw, by mnie w takim świetle stawiać.
Nienawiść? Niech pani spojrzy, w jakim tonie napisała pani o mnie. To ja czuję nienawiść? Naprawdę? Rok minął od tamtej awantury, nasze drogi się rozeszły, nic nie pisałam ani o pani, ani o pani koleżankach- po prostu poszłyśmy swoimi drogami, a tu nagle taki wściekły atak na mnie- jak to nazwać? Poluje pani na moje wpisy? Na moje potknięcia? O co pani chodzi? Ma pani obsesję na punkcie Jaskółki? Jaskółki z doktoratem, dodam? Nie widzi pani w swoim działaniu jakieś swojej nachalności, by atakować Jaskółkę? Nie? No to, po co w ogóle pani post, szkalujący mnie, napisała?
Każde, dosłowne każde zdanie napisała pani w ten sposób, by mnie oczernić? Chciałabym wiedzieć, dlaczego tak...To pani mnie nienawidzi, to jest pani słabością tak wielką, że nie potrafiła pani zapanować nad swoimi myślami i pisaniem. Przecież to wyziera z każdego zdania w pani poście. Tak, emocje strasznie w pani zagrały, problem dla pani w tym, że to były bardzo niekorzystne dla pani emocje. Nie dla mnie, dla pani. I pani pisze o jakiejś mojej nienawiści do pani? Kobieto, ja o pani w ogóle do dnia dzisiejszego nie pamiętałam. Nie czytam pani bloga, ale pojawił mi się napis na pasku u jednej z blogierek, a tam o Jaskółce. Czegoś podobnego nie spodziewałam się. I pani pisze o mojej nienawiści?
Rzuciła pani mnie i innym prawdę w oczy, w swoim poście…prawdę o mnie. No tak, czyją prawdę i czy to, co pani napisała o mnie, jest rzeczywiście prawdą? Bo wie pani, ja tutaj czytam o mnie słowa pełne jadu, czytam o sobie straszne rzeczy i jakoś nie potrafię tego skonfrontować z rzeczywistością.
I jeszcze jedno, nie oczekuję od pani już żadnej odpowiedzi. Niech pani wykreśli mój blog tak, jak pani powiedziała i będzie w końcu konsekwentna w działaniu, nie odpowiadając na mój post (odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania w tekście również mnie już nie interesują, bo po prostu wszystkie pani zarzuty nie mają podstaw)
Jednak zostawmy to, każdy, kto czyta pani blog będzie widział we mnie wredę, po pani wpisie, każdy.
Natomiast wypracowanie opinii o mnie, po moim wpisie, zostawię czytającym.
PS. To prawda, by pisać bloga, trzeba mieć nerwy jak postronki i skórę słonia, ale ja, niestety, nie jestem w to wyposażona. Mimo to postaram się pisać dalej, bo bardzo lubię swój blog. I tyle.
Amerykańska Gwiazdo- nie wysilaj się z tymi kłamstwami (przebiłaś w tym już nawet kłamczuszka Morawieckiego), już i tak wiele narobiłaś złego swymi wpisami u różnych ludzi, a Twoje kolejne konfabulacje na mój temat już na mnie nie robią wrażenia. Swoim kolejnym wpisem pokazujesz, co sobą reprezentujesz, ale to Twoja sprawa, w jakim świetle nadal się stawiasz.Podaję pełny tekst posta, który owa pani zamieściła na swoim blogu. Wymazałam autora, bo nadal twierdzę, że tak należy robić.
wtorek, 8 czerwca 2021
Trudno, znowu będzie o Jaskółce
Zdjęcie znalezione w sieci |
Jak wiecie, ja czasami lubię się wymądrzać i bawię się w filozofa z własnego nadania. Jednak nigdy nie zapominam, że tak jak mówi przysłowie: "Reguła prosta, że aż osłupia: kto się wymądrza ten się wygłupia". Pamiętam też, że jak pokazujesz kogoś palcem, to cztery palce są skierowane na ciebie. Ale... zaryzykuję i powiem co myślę, bo w tym wypadku trudno mi utrzymać język za zębami.
Zacznę od
tego, że moim skromnym zdaniem nie da się myśleć i jednocześnie mieć
niezachwianą pewność, że wszystko najlepiej się wie i że nasza prawda
najprawdziwsza. Tak potrafią tylko głupcy. Człowiek myślący zawsze bierze pod
uwagę jakiś margines błędu i liczy się z tym, że może się mylić. Dureń
bezapelacyjnie wierzy w siebie albo w tych, których w swojej
"mądrości" uznał za autorytet. I niech sobie wierzy, wolno mu, bo każdy
ma prawo wierzyć w co chce. Ale ponieważ głupiec niestety jest głupcem, to
nachalnie stara się udowodnić innym, że są głupsi od niego. Jak ma problem ze
znalezieniem głupszych od siebie to wyłazi ze skóry, żeby umniejszać każdego,
kto nie myśli podobnie jak on. To jest równie ohydna jak i skuteczna metoda.
Brakuje ci pokory i mądrości, żeby przekonać do swoich racji, to postaw się za
wzorzec z Sevres. Potem opluj i wyśmiej każdego, kto ma inne zdanie - to jest
sprawdzony sposób działania ludzi głupich, którym się wydaje, że są lepsi od
innych. Głupocie często towarzyszy mania wielkości, pod którą kryją się
kompleksy i zapiekła złość. I to właśnie mania wielkości powoduje, że głupiec
chce na siłę przerabiać innych na swoją modłę. To właśnie z takich osób
rekrutują się wszystkie ciotki rewolucji i przekonani o swojej urojonej
wielkości wodzusie. Człowiek jest istotą społeczną, więc potrzebuje
towarzystwa. Głupiec w tym względzie nie różni się od ogółu, więc też chce się
realizować społecznie. Problem w tym, że nie mając wystarczających praw ani
kompetencji chce urządzać życie innym i czuje się władny decydować o tym, co
jest właściwe, a co nie. Najgorszy typ głupca to ten, który ma wykształcenie,
tytuły naukowe, ale zamiast korzystać ze zdobytej wiedzy zasklepia się w swoim
przekonaniu o swojej rzekomej mądrości i nieomylności, dlatego pogardza każdym,
kto myśli inaczej niż on. A na dodatek w "trosce" o bliźnich,
nachalnie serwuje im swoją wiedzę, żeby nie zrobili sobie krzywdy używając
własnego mózgu. I to jest naprawdę paradne, że tak sądzi innych według
siebie. Ale może głupiec nie potrafi inaczej, bo przecież on wszystko wie
lepiej, więc jego głupota też musi być najwyższych lotów.
Skoro już się powymądrzałam, to teraz powiem, co mnie skłoniło do takich
wynurzeń. Jak wiecie ostatnimi czasy ograniczam czas spędzany w internecie i
wyjątek robię tylko dla swojego bloga i messengera, który służy mi do kontaktu
ze znajomymi. Jednak dzisiaj zatęskniłam i przeleciałam się po ulubionych
blogach. I tak z rozpędu wpadłam na bloga Jaskółki, bo miałam go wśród innych
blogów w smartfonie. Kiedyś lubiłam tam bywać, ale od pewnego czasu z autorką
bloga nie jest nie po drodze, więc nie zaglądam, ale bloga zapomniałam usunąć.
Jednak diabeł nie śpi, to jak już wpadłam to poczytałam, bo nie umiem inaczej.
Mam ten feler, że jak zacznę czytać to trudno mi się oderwać. Dobrze, że nie
drukują papieru toaletowego, bo miałabym duży kłopot.
Ale do
rzeczy. Zaczęłam czytać i trafił mnie szlag, bo ja jednak bardzo nie lubię
ludzi, którzy nie dają się lubić. I nie chodzi w tym wypadku o to, że z
Jaskółką różnimy się poglądami w kwestii szczepień. To mogę zrozumieć i
uszanować, ale reszty przełknąć nie mogę. Sądziłam, że moje sprawy z Jaskółką
są ostatecznie zamknięte, więc nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś będę
pisała coś na jej temat. Trudno. Wybaczcie, ale muszę, bo udawanie, że nic nie
widziałam, to jakiś rodzaj zgody na chamstwo, które ta kobieta uprawia
obrzucając błotem ludzi, którym nie dorasta do pięt. Strasznie ubodło mnie to,
jak potraktowała blogerkę, której blog jest pięknym i bardzo wyważonym opisem
życia. Ania raczej nie potrzebuje, żebym robiła za jej adwokata, ale we mnie
wszystko się burzy, że złośliwe babsko chce robić za mentora dla pięknej
duchowo i niezmiernie życzliwej światu osoby. Sądzi ją według siebie i poucza,
jakby miała do czynienia z kimś, komu trzeba powiedzieć co ma myśleć, bo sam
sobie nie poradzi. Dlaczego nie zostawiła tych cennych porad w komentarzu na
blogu blogerki, którą tak poucza? Nie wystarczyło jej odwagi? Wcześniej
komentowała tam posty.
Jakiś czas temu Jaskółka lała krokodyle łzy, że jest źle traktowana w blogosferze, a ja to już podpadłam jej najbardziej, bo jak śmiałam otwarcie powiedzieć co myślę na jej temat. Ona pluła na innych tak, żeby ślina doleciała, ale bożbroń nie wymieniała nikogo z imienia, a ja po chamsku napisałam w poście do kogo się zwracam. No przepraszam bardzo, że nie jestem taka kulturalna jak Jaskółka. Może gdybym miała tak jak ona doktorat z pedagogiki to też tak po chamsku wzięłabym się za wychowanie ludzi, ale wątpię, bo ja jestem z tych głupszych. Ponieważ Jaskółka ma zamknięte komentarze to wyładowałam swoją irytację na swoim blogu. Kto jak kto, ale ona powinna to zrozumieć skoro wciąż powtarza, że jej blog, jej zasady, to może na nim robić co chce. Może ona, mogę i ja. Wiem, że wciąż tu bywa, czyta komentarze i karmi się nienawiścią do mnie. Jak tak lubi, to nie będę jej żałować. Teraz już usunęłam jej bloga z odwiedzanych i mogę obiecać, że już się nie pomylę i nigdy więcej nie poświęcę jej swojej uwagi. Bo ja, w przeciwieństwie do niej, mogę żyć bez nienawiści. Tego posta publikuję na gorąco, bo jak ochłonę, to mogę zmienić zdanie, a czasami trzeba powiedzieć na co człowiek się nie godzi.
Następne wpisy będą pozytywne, bo trzeba ładować akumulatory zamiast spinać się z ludźmi. A tych wrednych trzeba jednak zostawić samym sobie i niech się macerują we własnym sosie. Buddyści radzą, żeby im współczuć, ale ja jeszcze nie osiągnęłam takiego poziomu wyrozumiałości, więc poprzestanę na tym, że nigdy nikomu źle nie życzę. Co najwyżej mówię prawdę w oczy. I na dzisiaj to by było na tyle.
Etykiety: blog, brak kultury i zwykłe chamstwo, stosunek do ludzi