Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 28 marca 2023

"Cześć bucu..."- ten żartowniś Trzaskowski

Nie przepadam za tego rodzaju muzyką. Jazz jest dla mnie zbyt hałaśliwy, rozdygotany, rozkrzyczany i często odbieram jego frazy oraz motywy jako chaotyczne, dysharmoniczne. Mój odbiór jazzu nie zmienia jednak faktu, że polski jazz, był zaraz po wojnie na światowym poziomie i potem rozwijał się, mimo trudności, jakie stawiała przez polskimi jazzmanami PRL.

Jednym z prekursorów polskiego powojennego jazzu był Andrzej Trzaskowski.


 

Tak wspomina go Jan Ptaszyn Wróblewski.

Ptaszyn

„90 lat temu urodził się Andrzej Trzaskowski. Obok Komedy i Kuryla jeden z moich pierwszych wielkich mistrzów. Dziś, w przeddzień wręczenia mi doktoratu honoris causa wspominam Go szczególnie, bo w tej trójce, to On był tym mózgiem. Podczas gdy z Komedą tworzyliśmy nasz modern jazz trochę na żywioł i na czucie, Andrzejek nigdy niczego nie pozostawiał przypadkowi. Dla Niego wszystko musiało mieć podkład teoretyczny, mieć ręce i nogi. To On, jeśli tak można powiedzieć, zapisał ten nasz jazz nowoczesny i przyobrał go w pisane reguły i zasady. Miał przy tym talent nauczycielski w przekazywaniu wiedzy. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby wówczas zajmowano się jazzem w Polsce tak, jak dziś, to Trzaskower byłby pierwszym profesorem, doktorem, doktorem hc wśród nas. Wspomina się dziś często, że to ja pierwszy pojechałem do USA grać jazz. No, fakt, ale ja grałem z międzynarodową orkiestrą jako saksofonista w składzie. To Andrzej pierwszy zawiózł za ocean nasz zespół jazzowy – swoich Wreckersów. A cóż to był za skład. Ze Zbyszkiem Namysłowskim i Michasiem Urbaniakiem.

Na czym ta jego wielkość polegała? Przypominam sobie jak w latach 80 przyjechał do nas Joachim Ernst Berendt. W klubie Akwarium zorganizowano spotkanie, na którym puszczał swoje filmy, a obecni zabierali głos. Wystąpił i Andrzejek. Jak to zawsze zaczął przydługim wstępem o muzyce, z muzyką, dla muzyki i nagle wrzucił: „Bo wszyscy boją się o muzyce powiedzieć, że ma duszę”. I to u Niego było wspaniałe. Rozkładał tę muzykę na części pierwsze, pisał niemal jej wzory, ubierał w teorie i prawa, ale zawsze miała duszę na pierwszym planie.

Przy tym wszystkim był największym jajcarzem w jazzowej braci o swoistym poczuciu humoru. Pamiętam, kiedy Kuryl odszedł nagle z zespołu i Trzaskower dowiedział się o tym na próbie, zakrzyknął: „Nigdy” i popędził do Kuryla do domu. Wrócił spokojny po pewnym czasie, ale sam. My się pytamy czy Kuryl wraca, a Andrzejek na to, że nie. No to my czy odszedł, a Trzaskower znowu, że nie. Stanęliśmy z oczami w słup, bo nikt nie wiedział co zacz, a wtedy Andrzejek wyjaśnił: „Wylałem Go, bo to nie będzie, że On sam decyduje czy zostaje czy odchodzi. Moja kapela, no nie?”. No i zawsze miał zwyczaj do mnie dzwonić. Odbierałem telefon, a tam padało: „Cześć bucu”. Rzucałem słuchawkę myśląc, że jakiś łobuz sobie żarty stroi, ale po chwili znów dzwoniło, a w słuchawce odzywało się pełne prośby i pokory: „No cześć bucu”. Niestety, odszedł za wcześnie. Stanowczo zbyt wcześnie.”

https://www.facebook.com/Jan.Ptaszyn.Wroblewski.official.site

 


„Pianista, kompozytor, dyrygent i publicysta. Urodzony 23 marca 1933 w Krakowie, zmarł 16 września 1998 w Warszawie.

W latach 1952-57 studiował muzykologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ponadto odbył prywatne studia w zakresie kompozycji oraz analizy i teorii muzyki współczesnej pod kierunkiem Bogusława Schaeffera i Eugeniusza Rudnika w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia (1955-57). Do 1974 działał przede wszystkim jako pianista jazzowy. Od 1959 kierował zespołami, w których grali m.in. Włodzimierz Nahorny, Zbigniew Namysłowski, Jacek Ostaszewski, Tomasz Stańko, Janusz Trzciński i Michał Urbaniak. Koncertował z nimi w wielu krajach Europy i w Stanach Zjednoczonych (m.in. na festiwalach jazzowych w Newport i Waszyngtonie). Dokonał licznych nagrań płytowych. Współpracował także z zagranicznymi muzykami, takimi jak Stan Getz, Lucky Thompson, Phil Woods i Art Farmer. W latach 1965-70 brał kilkakrotnie udział - jako dyrygent, pianista i kierownik artystyczny - w "Jazz Workshops" w Hamburgu, organizowanych przez Norddeutscher Rundfunk. Od 1974 pełnił funkcję dyrektora i kierownika artystycznego Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji "Studio S-1" w Warszawie.

Oprócz działalności koncertowej i organizatorskiej zajmował się również publicystyką i krytyką muzyczną. Jest współautorem "Leksykonu kompozytorów XX wieku" (PWM, Kraków 1963), redaktorem haseł działu jazzowego "Encyklopedii Muzycznej PWM", a także autorem licznych recenzji, artykułów i esejów w czasopismach muzycznych.

Dorobek kompozytorski Andrzeja Trzaskowskiego obejmuje utwory orkiestrowe, kameralne i fortepianowe, a także wiele ilustracji muzycznych do filmów i sztuk teatralnych. W 1972 jego balet telewizyjny Nihil est na 8 wykonawców jazzowych i orkiestrę symfoniczną (1972) otrzymał III nagrodę (I i II nie przyznano) na Konkursie Komitetu ds. Radia i Telewizji oraz Nagrodę Główną na Konkursie Związku Kompozytorów Polskich.”

Ważniejsze kompozycje:

  • Kalatówki 59 na sekstet jazzowy (1960)
  • Ballada z Silverowską kadencją na trio fortepianowe (1961)
  • Transformations na fortepian (1961)
  • Requiem for Scotty na fortepian (1962)
  • Full stop na sekstet jazzowy (1962)
  • Nihil novi na trąbkę i orkiestrę kameralną (1962)
  • Wariacja jazzowa na temat "Chmiela" (1963)
  • Introwersja na fortepian (1963)
  • Wariacja jazzowa na temat "Oj tam u boru" na kwintet jazzowy (1964)
  • Post scriptum [wersja I] na kwintet jazzowy (1964)
  • Synopsis [wersja I] na kwintet jazzowy (1964)
  • Blue-beard na zespół instrumentalny (1964)
  • Cosinusoida na zespół instrumentalny (1965)
  • My point of view na zespół instrumentalny (1965)
  • Synopsis [wersja II] na orkiestrę (1965)
  • The Quibble na zespół instrumentalny (1966)
  • Seant na sekstet jazzowy (1966)
  • The Opener I na zespół instrumentalny (1967)
  • Disagreement na kwintet jazzowy (1967)
  • Piece for Ronnie na zespół instrumentalny (1967)
  • Post scriptum [wersja II] na orkiestrę (1967)
  • Muzyka na dominancie z małą sekundą i kwartą na sekstet jazzowy (1968)
  • Something Rustic na zespół kameralny (1968)
  • Posters na sekstet jazzowy (1969)
  • Epitaph for K. K. [wersja I] na sekstet jazzowy (1969)
  • Collection na zespół instrumentalny (1970)
  • Double na kwintet jazzowy i taśmę (1970)
  • The Opener II na orkiestrę jazzową (1970)
  • Bloki na fortepian, elektryczne skrzypce i orkiestrę (1971)
  • Magma na flet, elektryczne skrzypce i orkiestrę (1972)
  • Nihil est, balet telewizyjny na 8 wykonawców jazzowych i orkiestrę symfoniczną (1972)
  • Pół żartem... na orkiestrę (1973)
  • His Better Feeling na orkiestrę (1974)
  • Vision na fortepian, saksofon altowy i orkiestrę (1974)
  • Better Luck Next Time na orkiestrę (1974)
  • Epitaph for K. K. [wersja II] na orkiestrę (1974)
  • Close Up na 3 wykonawców (1979)
  • Suspensus na orkiestrę (1980)
  • Wariacje w stylu nowoczesnym na popularne tematy na fortepian


Autor: Anna Iwanicka-Nijakowska, Polskie Centrum Informacji Muzycznej, Związek Kompozytorów Polskich, grudzień 2007”

https://culture.pl/pl/tworca/andrzej-trzaskowski

 


Kadr z filmu "Niewinni czarodzieje", na zdjęciu: Jan Zylber, Roman Polański, Andrzej Trzaskowski, Krzysztof Komeda, Andrzej Nowakowski, Henryk Turek, Tadeusz Łomnicki, Andrzej Wojciechowski, fot. Studio Filmowe "Kadr" / Filmoteka Narodowa / www.fototeka.fn.org.pl


 

 




 

21 komentarzy:

  1. prawie kompletnie nie czuję jazu, toleruję co najwyżej dixieland, nawet fajnie mi robi, gdy sobie gdzieś pitoli w tle... no, ale mój gust nie jest wcale jedyny słuszny i nie zaprzeczę, że polskich wybitnych artystów w tej materii było i jest sporo...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez nie odbieram jazzu jako coś naprawdę miłego dla ucha. Dixilendu też nie- hałaśliwy okropnie. Jedynie blues do mnie przemawia, tak dogłębnie, do samego środka, a najbardziej ten pierwotny, czarny.
      Jednak Trzaskowski wielkim jazzmanem był i należy mu się szacun:):)

      Usuń
    2. nieco nazwisk wbiło mi się do głowy w czasach liceum, gdy na przerwach chodziło się zapalić do szkolnej umywalni, a tam zawsze trajkotało kilku fascynatów, nie uczestniczyłem w tym, bo słuchałem czegoś innego, ale siłą rzeczy jakoś się zapamiętało... co prawda raz kiedyś poszedłem na JJ, ale to nie chodziło o muzę, tylko o panienki i o mołojecką sławę, że się udało wkręcić za darmo, jednak z samego koncertu nie pamiętam nic...

      Usuń
    3. No w sumie, to jazz dopiero docierał do ucha, kiedy było się w średniej. Ale mnie wtedy rock już fascynował. Ten zagraniczny, bo polski to jeszcze blado wyglądał. Nie miałam wokół fascynatów jazzem, to i niezbyt go słuchałam, ale o Karolaku, Trzaskowskim, Urbaniaku i innych słyszałam. O i jeszcze Dudziak- jej mogłam słuchać, jej niesamowitego głosu i tego "latania' po dźwiękach.

      Usuń
    4. do kompletu może jeszcze Muniak, Makowicz i wspomniani przez Ciebie Nahorny lub Stańko... ale to są dla mnie tylko jakieś tam nazwiska, z konkretną muzą nie kojarzy mi się to wcale...
      Urszula Dudziak była chyba jedyną dupencją w tym towarzystwie, o której słyszałem, ale to nadal u mnie nic nie zmienia... zapuścisz mi kawałek bez podania kto to wykonuje, to nie rozpoznam...

      Usuń
    5. Było i jest sporo polskich piosenkarek, które jazzują- Prońko, Bem,Banaszak,Błażejczak...Przypuszczam, że wiele początkujących próbuje śpiewać jazz. Trzeba mieć ekstra warunki wokalne, by dobrze jazzować.

      Usuń
    6. Ewę Bem to chyba raczej rozpoznam po głosie, z resztą byłby kłopot...
      początkującym często wydaje się, że gdy dorwą się do gatunku, który ma (pozornie) luźniejsze kanony muzyczne, czy stylistyczne, to da się ukryć ich braki talentu... podobnie zresztą jest z punk rockiem, tylko jeden był muzyk w historii tego gatunku, który wcale nie umiał grać... tymczasem jest kompletnie na odwrót... to tak, jakby początkującego kierowcę wsadzić do auta, które ma poluzowany układ kierowniczy, linki gazu, hamulca, a do tego biegi nie zawsze wskakują tak, jak trzeba, LOL...

      Usuń
    7. Wszyscy, którzy śpiewają głównie jazz, ukończyli prawdopodobnie ten kierunek na uczelniach muzycznych. I właśnie tam, na uczelniach, wyłapuje się głosy, nadające się do jazzowania. Wydaje mi się, że wokalista, który śpiewa pop, bardzo często nie nadaje się do jazzowania. Inaczej mówiąc- jazz to jest wyższa szkoła jazdy, dostępna tylko "wybranym"..

      Usuń
  2. W zasadzie mógłbym umieścić ten post na swojej stronie. Zmieniłbym jednak pierwsze dwa zdania.
    Kocham Jazz. Z roku na rok coraz bardziej choćby przez to że jest taki hałaśliwy, rozdygotany, rozkrzyczany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest tak, ze w ogóle nie lubię jazzu. Są utwory, których słucham z przyjemnością. czasem, jak szperam na YT i trafię na jakoś kawałek, to też wysłucham. Czasem posłucham jakiegoś fragmentu Jam session- to musi wpaść w ucho, musi zabrzmieć, nie znoszę dysonansów.

      Usuń
  3. Nic mądrego dzisiaj nie napiszę, bo zarówno jazz, jak i muzyka symfoniczną, pozostają poza moja zdolnością percepcji. Dołączę jeszcze operę do tej trójcy. A poza tym bez muzyki żyć nie mogę😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znoszę opery, a raczej arii operowych, nie lubię muzyki symfonicznej i nie potrafię słuchać Pendereckiego. Przy takiej muzyce autentycznie cierpię. Jazz czasem jest strawny, ale jak nie muszę to nie słucham.

      Usuń
    2. Ale słuchasz Konkursów Szopenowskich, co byłoby dla mnie torturą piekielną😀

      Usuń
    3. Bo lubię muzykę poważną, oprócz tych gatunków, które wymieniłam, a muzykę fortepianową szczególnie lubię, oprócz dysharmonicznej współczesnej. Nie znoszę w utworze nagromadzenia dźwięków, kakofonii, chaosu i braku wyraźnej linii melodycznej- strasznie to męczące.

      Usuń
  4. Uwielbiam jazz,wszystkie jego rodzaje czy tez podgrupy.:) Może nie od zawsze ,ale na pewno od czasów krakowskich - klubu "pod Jaszczurami"Rotundy i innych.Sporo czytalam o Andrzeju Trzaskowskim,bardzo cieplo mówil o nim Wojciech Mann.Jawi się jako dowcipny i bardzo utalentowany facet.Najbardziej spodobalo mi się to,ze rodzice stworzyli Rafalowi kochajacy dom,że bardzo duza wagę przywiazywali do jego wyksztalcenia..,bo w rodzinach artystow roznie bywa,zarowno z traktowaniem dzieci,jak i z ich ksztaceniem.Tak prezydent Warszawy wspomina ojca: " Jak zrobił błąd albo przesadził - zawsze przepraszał. Nawet pięcioletniego chłopca. Nabijał się bezlitośnie z głupoty, ale zawsze szanował ludzi” .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie właśnie pomyślałam- widać po Rafale, że z fajnego domu wyszedł. No i ojciec artysta na pewno nie był zaściankowy. Ja im trochę zazdroszczę, tym, jazzmanom lat 50 takiej swobody, otwartości, pomysłowości, niebanalności- w tamtych latach to musiało trochę szokować. Czytałam biografię Tyrmanda, który wypromował jazz w Polsce po II wojnie światowej. Niesamowity człowiek, niesamowite czasy dla takiej muzyki

      Usuń
  5. Na pewno wszyscy wymienieni byli prekursorami nowego w kulturze w tamtych czasach.
    Jazz tradycyjny to jeszcze lubię, ale te improwizacje, dziwne dźwięki a'la Penderecki, to nie na moje uszy...
    Ludzie chyba dzielą się na wielbicieli jazzu i wręcz przeciwnie:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie napisałam powyżej Repo, że muzyce Pendereckiego mówię stanowcze NIE, jazzowi współczesnemu również nie, ale mniej stanowcze:)

      Usuń
  6. nie jestem miłosnikem jazzu ale te fragmenty przyjemne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się wybrać takie, by można tego by\ło posłuchać bez uczucia dyskomfortu.

      Usuń