wtorek, 30 września 2025
niedziela, 28 września 2025
czwartek, 25 września 2025
Ooooooo..... ja cierpię dolę- dzisiaj o "dziadurzeniu".
Bardzo spodobał mi się tekst, który pojawił się na Facebooku. Napisał go Mariusz Szczygieł.
Tekst mówi o akcji biblioteki w Kępnie. Jest to akcja, dotycząca traktowania osób starszych oraz sposobów odnoszenia się do nich.
Na drzwiach biblioteki powieszono taki plakacik.
„TU NIE DZIADURZYMY!
• Nie zwracamy się na „ty” lub „babciu”, „dziadku” do osób starszych niespokrewnionych.
• Używamy form „pani”, „pan”.
• Nie używamy uproszczonego języka oraz niepotrzebnych zdrobnień w rodzaju „obiadek”, „spacerek”.
• Nie używamy zwrotów „niech weźmie”, „niech usiądzie”. Mówimy: „proszę wziąć”, „proszę usiąść”.
• Nie zwracamy się do osób starszych w liczbie mnogiej, czyli: „Jak się dziś czujemy?”.
• Nie zwracamy się do osób starszych w liczbie mnogiej. Mówimy: „Jak się pani czuje?”, „Czego pan sobie życzy?”
• Nie ponaglamy osób starszych i nie przerywamy im. Osoby starsze mają prawo do swoich wypowiedzi.
I poznałem nowe pojęcie: „dziadurzenie”. „To protekcjonalny sposób zwracania się do osób starszych, który narusza ich godność – dlatego przyłączamy się do kampanii >Twoje słowa. Moja godność<, której celem jest przeciwdziałanie dziadurzeniu”.
Już wielokrotnie spotkałam się zwypowiedziami seniorów (nie lubię tego słowa wolę „osób starszych”), skarżących się na to, że traktowani są w sposób, który ubliża ich godności. Te wszystkie „dziadku”, „babciu”, te zdrobnienia mogą człowieka do szału doprowadzić, zwłaszcza, że wypowiadane są tonem protekcjonalnym.
Owszem, dawniej na wsi mówiono do starszych osób: dziadku, babko, ale zwracano się do starszych osób z szacunkiem do ich doświadczenia życiowego.
Teraz zwrot dziadku, babko wypowiadany jest najczęściej pogardliwie, albo protekcjonalnie.
Takie „poklepywanie po ramieniu” gestem wyższości- my jeszcze możemy sporo, ty jesteś od nas zależny.
Sama nie ośmieliłabym się w ten sposób zwrócić do osoby starszej. Mam wpojone, że mówi się do takich osób oraz nieznajomych: "pan", "pani". Częste teraz występujące zwracanie się po imieniu, nawet, jak stoi przed tym imieniem „pani”, wkurza mnie. Występuje to zwłaszcza w rozmowach telefonicznych. W sprawach urzędowych to ja mam nazwisko, i życzę sobie,by tak się do mnie zwracać. Żadne tam pani Halinko, pani Krystynko."Tykanie” przyszło do nas zachodu i jest obce kulturze polskiej, w której do osób starszych lub nieznanych zwracano się przez „pan”, „pani”. Zawsze było to wyrazem szacunku oraz dystansu do danej osoby.
I właśnie ten dystans powinien nadal obowiązywać w urzędzie, u lekarza, w sklepie, nawet między sąsiadami, którzy się znają tylko z widzenia. I ten dystans powinien nadal obowiązywać w stosunku do osób starszych.
O formach zwracania się do ludzi więcej można przeczytać tu
https://swojskijezykpolski.com/mowienie-na-ty-lub-pan-i/
wtorek, 23 września 2025
O tym, tamtym i jeszcze owym.
Trzemielina, jak zawsze, niezawodna. Kwiaty ma mało atrakcyjne- małe zielone, za to owoce są śliczne. Takie małe różowe lampioniki z pomarańczowym "koralem" w środku. no i zawsze obficie owocuje. Bardzo dekoracyjny krzew.
Przedwczoraj, do południa mecz Igi, zżarł mi trochę nerwów. Ale dała radę. Potem finały w Mistrzostwach Świata w LA. Niesamowite biegi sztafet w ogromnym deszczu. Skok wzwyż kobiet przerywany z tego samego powodu, ale nasza srebrna medalistka poradziła sobie i ze stresem, i z wysokością, i z deszczem. Te mistrzostwa nie były dla polskiej ekipy szczególnie szczęśliwe. Padło kilka życiówek, poprawiono rekordy Polski, otarliśmy się o miejsce medalowe, ale zdobyliśmy tylko jeden medal- srebrny w skoku wzwyż- Maria Żodzik. Była to wielka niespodzianka, bo raczej się tego medalu nie spodziewano.
Wieczorem mecz Barcelony z Getafe. Gra Getafe brutalna, a Barcelona, jak zawsze, „ w ataku”. Akurat tego klubu nie lubię (i nie znoszę Lewandowskiego choć to wielki piłkarz jest), moim idolem od zawsze jest Real Madryt, któremu ostatnio nieszczególnie się wiedzie.
W środę zaczyna się następny turniej tenisowy i lecą nadal mistrzostwa świata w siatkówce.
A niebawem, na początku października, rozpoczyna się XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. To będzie uczta dla ucha.
Białe anemony. Rosną w trzech miejscach. W tym roku ten się bardzo rozrósł, chociaż w poprzednim roku miał tylko jeden pęd kwiatowy. Dwa pozostałe anemony, w tym roku, słabiej kwitną. Jeden zagłuszyła ta dziadowska mięta, drugi dopiero się rozrasta.
Dzisiaj pierwszy dzień kalendarzowej jesieni, wczoraj nastała jesień astronomiczna. Skończył się ciepły czas, jakby aura chciała się za wszelką cenę dostosować do faktu, że lato się minęło. Dzisiaj ponuro, czasem przeleci lekka mżawka, zimno.
Patrzyłam na prognozy długoterminowe (tak orientacyjnie, bo przecież pogoda potrafi zaskakiwać)- jest w nich zapowiedź dosyć ciepłej jesieni. Posprzątałam pelargonie z tarasu, które zniszczyły ulewy. Dwie donice z pelargoniami, wiszącymi na ściance przed wejściem do domu, strącił wiatr. Też trzeba było je wyrzucić. Zaczyna się czas sprzątania kwiatów balkonowych, bo kończą kwitnienie. Tylko komarzyca potrafi przetrwać do solidnych przymrozków.
Zaczynam odliczać czas do najkrótszego dnia w roku- to jeszcze trzy miesiące, ale one pewnie szybko zlecą, bo w tym czasie mamy nasilenie ruchu w sklepie. Że emeryci? Jacy emeryci- my ciągle pracujemy i okresy przedświąteczne to dla nas dosyć spory nawał pracy.
Mój fordzik poszedł do konserwacji. W zeszłym tygodniu wymieniono mu przednią szybę. Stara była dobra, ale na sklejeniu przy masce uszczelka odchodziła i zbierała się tam woda. Ta nowa jest super przejrzysta, a zadawało się, że starej, w tej kwestii, nic nie brakuje.
Duże auteczko na razie jest spoko, ale musiał Jaskół powiesić w nim, pod maską, woreczek ze szmatką, nasączoną jakiś strasznie śmierdzącym płynem przeciw kunom. Spostrzegliśmy, że te wredy, do obróbki, mają ulubioną markę samochodu. Najbardziej chyba gustują w VW. Podobno przewody w VW są zrobione z jakiegoś materiału, który kuny lubią zgryzać. Faktycznie w VW pogryzły, w moim fordzie wcale. Tylko myszy w nim siedziały, ale porozkładałam, gdzie się dało, lawendowe saszetki i na razie jest spokój. To mam sprawdzone- myszy (mole również) nie lubią zapachu lawendy. W domu, gdzie się da, zawieszam torebki z suszem lawendowym oraz stawiam kostki pachnące lawendą. Sama tego zapachu raczej nie lubię, ale zapachu myszy bardziej, dlatego lawenda króluje.
Na dole ogrodu pojawiły się pierwsze grzyby- kozaki. Zaczyna się wyścig ze ślimakami, kto pierwszy- one zeżrą grzyba, czy ja go zetnę do zupy.
Anemony liliowe mają mniejsze kwiaty w odróżnieniu do białych. Te rosną tylko w jednym miejscu i długo się rozrastały. Nareszcie tworzą ładną grupę kwiatów. W przerwach w tkaniu chodnika, haftuję ściegiem szwedzkim, liczonym, Młodej poszewki na jaśki. Ścieg jest super, bo hafu szybko przybywa. Minusem jest liczenie. Perovskia- mało wymagająca, dosyć szybko się rozrasta. W ogrodzie są dwie, ale ta druga jest mniejsza i w tym roku słabiej kwitła. Ta, z kolei, zaszalała. Ma kwiaty w różnych odcieniach fioletu i ładnie pachnie. Jest bardzo miododajna.
Trochę śpiewanej poezji na ten pierwszy dzień jesieni.
sobota, 20 września 2025
O rzeczach mało i więcej ważnych.
Fajny taki sobotni poranek, kiedy widzisz na orzechu, w głębi ogrodu, starą rudą, która szabruje orzechy, a zaraz potem widzisz młodego rudego smarka, siedzącego na czeremsze, tupiącego i fukającego na ciebie z góry.
Po śniadaniu obserwuję z tarasu stadko szpaków, debatujących głośno na wielkiej brzozie. Musi być na dużym nagłośnieniu, wtedy słychać pogwizdywania i szczebiot szpaków
Na cisach w tym roku mało jagód.
Parę lat temu stado szpaków zrobiło nalot na te cisy oraz na jagody dojrzewające na bluszczu. Teraz na to się nie zanosi. Cisy i jarząby oblegane są przez kosy. Dla szpaków nie zostanie nic.
No i jeszcze wiewióra, śmigająca z brzozy na orzech, rosnący blisko domu. Przenosisz wzrok na ogród, a tam widok, podświetlonego porannym słońcem, tamaryszka.
Wykorzystujemy ostatnie, mocno ciepłe, dni września, robiąc porządki ogrodowe. Jaskół maluje okna i drzwi do sklepu, ja wycinam przekwitłe liliowce, schnące badylki melisy, mięty i w ogóle wszystko, co można ciąć oraz wycinać jesienią.
Jako ostatnie w tym roku zakwitły zimowity.
Właśnie przeleciała grupa motocykli, biorących udział w Rajdzie Śląskim, w ramach którego trasy rajdowe są wyznaczone w sąsiedniej wsi. Huk okropny- przeleciały i na razie cisza, ale zaraz zacznie się rajd i będziemy mieli przez dwa dni trochę odległego hałasu.
Jaskół jedzie juro na spotkanie grupy, która jeździ na maksi skuterach. Oni chyba kończą sezon, Jaskół jeszcze nie. Liczy na to, że będą takie dni, które pozwolą na kilka wycieczek motocyklowych po okolicy. Bardzo żałuję, że nie mogę z nim jeździć. Nie chcę budzić „kręgosłupowego lwa”. Na razie jest ślicznie uśpiony, a bóle pojawiają się tylko, kiedy coś ciężkiego podniosę. Jazda na motocyklu raczej mojemu kręgosłupowi nie służy, ale cieszę się, że Jaskół może jeszcze pojeździć. To jego miłość, pasja i nie wyobrażam sobie, żeby mu stawiać jakieś ograniczenia motocyklowe.
Muszę sprzedać mój strój motocyklowy z Gore- Texu- porządny, chroniący i nie zniszczony. Sprzedam kurtkę oraz spodnie (jakoś dziwnie się przez te lata skurczyły), a zostawię sobie buty oraz kask. Kto wie, może jednak jeszcze trochę pojeżdżę?
Poza tym, buty włożę (ciepłe i nie przemakają- są solidne) do plecaka ewakuacyjnego, który będziemy kompletować. Na razie robimy gruntowne rozeznanie, co w takim plecaku powinno się znaleźć. Są do kupienia gotowce- może takie kupimy i uzupełnimy. Koszt całego zestawu trochę mnie przeraża, a tu trzeba pomnożyć razy 2. No ale.... nie ma żartów, to nie tylko w razie, powiedzmy, ewentualnej wojny jest konieczne, ale w razie każdego kataklizmu może się przydać.
Martwi mnie tylko perspektywa ewentualnego kontrolowania żywności i leków pod kątem ważności terminu ich przydatności. Czas szybko leci, o takich rzeczach często się zapomina, a jak przyjdzie alarm, to może się okazać, że połowa rzeczy jest nieprzydatna na już.
No i trzeba włożyć określone ciuchy do tego plecaka, a tu rozmiary się zmieniają (lepiej trzymać większy niż mniejszy rozmiar- wisieć na człowieku mogą, gorzej jak się nie wejdzie), ciuchy mogą być zleżałe po jakimś czasie, a inne rzeczy mogą się zdezaktualizować- np, numery telefoniczne w podręcznym notesie.
To ewentualne zmartwienia na później, teraz trzeba to wszystko zebrać do kupy i po prostu mieć.
I tak sobie myślę- są różnego rodzaju „braki odpowiedzialności”, ale chyba najgorsze jest to, że człowiek nie bierze odpowiedzialności za siebie samego, za swoje zdrowie, za swoje bezpieczeństwo, a potem budzi się z przysłowiową ręką....W sytuacji ALARMU każda jednostka ma wręcz moralny obowiązek zadbać o siebie i tym samym zwolnić czas służbom, by zajęły się bardziej poszkodowanymi. Bo im więcej ludzi zlekceważy zalecenia, ostrzeżenia, a będzie w nagłej potrzebie- zagrożenie zdrowia czy życia, tym więcej służb swoją osobą zaabsorbuje. Może się zdarzyć, że takie zlekceważenie zaważy o życiu bardziej potrzebującego- no, wiecie- tu u tego lekkomyślnego jest pierdoła, którą mógłby sam ogarnąć, ale nie ma osobistego zestawu ratunkowego, jednak ratownik jest i stara się szybko udzielić pomocy, a tam bardziej potrzebujący umiera.
Kurcze, najbardziej wkurzają mnie takie wsobne, egoistyczne, olewające osoby- eeeeee.... nie myślę o tym,... co tam takie panikary.... e.... daj spokój, nie przesadzaj.
Przypomina mi to historię z nienoszeniem maseczek oraz nieszczepieniem się w czasie pandemii. Nie założy, bo nie wierzy w żadną "plandemię", a w ogóle to maseczka nie pomoże, a szczepionki to są tylko po to, by naładować kieszenie firmom farmaceutycznym (i wiesz pan, jeden chłop po zaszczepieniu się umarł) i w ten deseń. I nie ruszało matoła, że sobie może szkodzić, ale innym już nie powinien.
No tak, zapachniało smrodkiem dydaktycznym, jednak lata bycia inspektorem BHP, mając za sobą porządne „wojsko” na studiach, z tematem wiodącym obrona cywilna, to nie da się nie myśleć o takich rzeczach. Tym bardziej, że my sobie możemy „lekceważyć” i „nie myśleć”, a "najgorsze" i tak nie będzie się nami przejmowało, tylko uderzy.
Dlatego te plecaki ewakuacyjne znajdą się u nas w schowku.
wtorek, 16 września 2025
Szklana menażeria.
Marta klonowska tworzy rzeźby z odpadów szkła. Szklane kawałki tnie na fragmenty zaplanowanej rzeźby, które potem skleja w całość. Inspiruje się twórczością Rubensa, Wegenera, Snydersa. Nie tworzy jednak wyrazistych sylwetek zwierząt. Z dwuwymiarowych, malarskich oryginałów tworzy spektakularne obiekty, które nabierają dodatkowych znaczeń i skojarzeń.
Rzeźbiarka o swojej sztuce mówi tak:
„Sztuka jest dla mnie źródłem radości.
Czy to poprzez doświadczanie go, czy tworzenie.
Sztuka wzbogaca nasze życie, odnawia ducha, a w szerszym znaczeniu ducha „ludzkości”. Prowadzi nas do kontaktu z myślami innych, przenosząc nas do różnych „światów”, budząc nas do doświadczenia, do emocji.
I to jest dla mnie ważne.
Mam szczęście, że odkryłam pasję do rzeźby. Moje zainteresowanie tym medium jest ze mną od dzieciństwa, a w pewnym sensie sztuka, którą dziś tworzę, ma swoje korzenie. Tworzę „bawiące się światy”, które, mam nadzieję, zaprowadzą moich widzów do dziwacznego, ale fascynującego wszechświata.
Często ukryte postacie zwierząt, które odgrywają role wspierające w wybranych przeze mnie obrazach, pozwalają mi tworzyć własny świat sztuki. To, że są zwierzętami, jest w pewnym sensie farsą: każdy skrywa szczególny urok, tajemnicę, intrygującą dynamikę lub statyczną estetykę. Dla ludzi zwierzęta są oczywiście mniej zrozumiałe niż liczby reprezentujące ludzkie odpowiedniki. Chociaż mogą wydawać się tylko „bawiące się”, te zwierzę to dla mnie abstrakcyjne metafory, które generują emocje, atmosferę, ale są mniej „przejrzyste” niż formy ludzkie.
Motywy,
których używam i badam (z obrazów, głównie z XV – XVIII wieku)
są dla mnie jak „etap teatralny”, często nieco sztuczny,
pozowali, współgrają cudownie ze swoimi „aktorami”. To pozwala
mi wydobyć moich bohaterów i zaprezentować je we własnych
„dramatycznych występach”. W tym procesie motywy są
defamiliaryzowane, abstrakcyjne i interpretowane. Te motywy obrazowe
wydają mi się „tableaux vivant”, a postacie, które tworzę,
wykorzystując je jako podstawę, tak powiem „zamrożone”.
Oderwany, odizolowany, pozostawiony sam sobie.
Są „nosicielami
nastrojów” tych obrazów, ale mają generować zupełnie nowe,
niepowtarzalne atmosfery. Obiekt „idealny”. Świat „idealny”.
Utopia.
Z jednej strony, zjawisko estetyczne, które kusi i przyciąga, z drugiej, które odmawia posiadania: poprzez pewną „dziwność” i poczucie wrażliwości moje dzieła pozostają wykluczone, nieosiągalne, autonomiczne.
Podobnie jak autonomia sztuki – i artysty.
Mówiono o mojej pracy – i muszę się zgodzić – że należy ona do utopijnego królestwa sztuki. Moje przedmioty są przesadzone, zabawne, zepchnięte do granic możliwości, na granicy smaku. Czasami niepokoi widzów, podnosząc pytania o „dobry smak”. Czy to się nazywa „dobre”? Czy tej sztuce brakuje „finansowości”?
I moim zamiarem jest zadawanie takich pytań.
Obiekty są bezpośrednie, często budzą niefiltrowane emocje, takie, które pozostają pod powierzchnią dorosłej świadomości: radość dziecka, tęsknota za światem bajek. Coś, co błyszczy, uwodzi i zakłóca, ale także „oszukiwanie”.
Mimo to często tęsknimy za tak „prostym” światem. Albo jesteśmy zirytowani bezpośredniością tych postaci, ponieważ jako poważni obserwatorzy sztuki czujemy, że nie potraktowaliśmy ich wystarczająco poważnie.
Absurdalne postacie, sztuka absurdalna.
Lubię być świadkiem ich stworzenia.
Marta Klonowska”
Rzeźby Klonowskiej można obejrzeć na wystawie „Szklana Menadżeria”, która instaluje w różnych miastach.
„ Tytuł ekspozycji „Szklana menażeria” nawiązuje do słynnej sztuki Tennessee Williamsa, której premiera miała miejsce na Broadwayu w 1945 roku. Główna bohaterka spektaklu, Laura, kolekcjonowała szklane figurki zwierząt, które towarzyszyły jej w chwilach samotności.
Tytułową menażerią tworzą psy, małpy, ryby i inne stwory z kawałków kolorowego szkła, które montuje na metalowych ramach, przekształcając je w trójwymiarowe półprzezroczyste formy zwierząt. Z mistrzowską precyzją odzwierciedla kształt i proporcje zwierząt.”
Oglądam te rzeźby, rzeźby niesamowite, niecodzienne i niebanalne. I cały czas zastanawiam się nad tymi ostrymi krawędziami płytek szklanych oraz nad kruchością szklanego materiału rzeźbiarskiego. Ile misternej pracy te piękne rzeźby wymagały, ile razy artystka pocięła palce podczas malowania płytek i przy ich sklejaniu, a potem montowaniu na metalowych ramach.
Niezwykłe są te rzeźby, można się im przyglądać w nieskończoność i zawsze coś nowego w nich dojrzeć.
Dla zainteresowanych- wystarczy klepnąć w wyszukiwarkę hasło Marta Klonowska i otworzą się Wam strony z info. na temat artystki.
http://martaklonowska.com/artist-satement/
https://rzezba-oronsko.pl/wystawy/szklana-menazeria/
https://zwierciadlo.pl/kultura/sztuka/547784,1,szklana-menazeria-zawitala-do-oronska-rzezby-marty-klonowskiej-zachwycaja-i-pobudzaja-wyobraznie.read?fbclid=IwY2xjawM08YlleHRuA2FlbQIxMABicmlk
ETBWWWdBNHM5SGZ3clU5cnJTAR56HDpwNHp6DJhasFGn7KxKdEoc
WWV76H_TTPFLXkI66lxFInzoWsm37wbt0A_aem_k38sacS9EfxJl
_1tg1z0NA