„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

30 grudnia 2025

Jeże, jeże wszędzie jeże i wszystkiego najlepszego w nowym roku.

 


Jak już pisałam, było tak, jak sobie zaplanowaliśmy- bez choinki, zabiegania, prezentów oraz nadmiaru jedzenia. Kupiliśmy tylko kolorowe, drobne światełka na druciku i rozwiesiliśmy je w holiku. I one robią nastrój zimowego wieczoru.  

 

W BN powiesiłam, na krzewach przed tarasem, kule dla ptaków. Tak, tak wiem, ponoć ptaki zaplątują się w siateczki, ale mamy kule pod ciągłą kontrolą- gdyby ptak się zaplątał, to od razu będzie akcja ratunkowa. Poza tym, jak długo wieszam takie kule, jeszcze nie zdarzyło się, by któryś ptak zaplątał się w siateczkę, a jakoś dokarmiać je trzeba, bo jest mroźno. Oprócz kul, stoi karmnik pełen ziarna.  

 W niedzielę, tę przed BN, podczas wieczornego spaceru po ogrodzie, znalazłam niedużego jeża przy stosie z drewnem. Jeż leżał na boku i wydawało się, że nie żyje. Lekko go dotknęłam, igły drgnęły. No tak, hibernował- był w zimowym śnie. I co tu teraz z takim jeżem zrobić? Było ciemno, dlatego okryłam go kępami suchej trawy oraz przyniosłam z kompostu zasuszone kwiatostany hortensji. Usypałam na jeżem spory kopiec i postanowiłam, że jak go rano znajdę w tym miejscu, to zrobię mu norę w kompoście. Rano bardzo chciałam, by jeża tam nie było. Zawsze to niepokój, czy dobrze zaplanowałam, że zostanie, czy nie należało go zawieźć do schroniska. Ale kiedyś pan z tego schroniska powiedział mi, że takie średnie jeże sobie poradzą i należy je zostawić w środowisku, jak nie są ranne czy chore. Ten wyglądał na zdrowego. Niestety (dla mnie, bo nie lubię takiej odpowiedzialności) był tam, gdzie go znalazłam. Wzięłam jeża do kosza, przyniosłam do kompostu. To ogromna sterta suchych gałęzi, chwastów, na wpół zasuszonych, zmurszałych itp. Wygrzebałam z boku kompostu sporu dołek, wymościłam go suchą trawą, położyłam na niej jeża. Ukręciłam z tej trawy grube wałki, obłożyłam jeża z trzech stron i zrobiłam nad nim rusztowanie. Na rusztowaniu też ułożyłam trawę, suche kwiatostany hortensji, gałązki jodły, z sosny i inne suchelce- stworzył się namiocik. Potem od strony wejścia też zabezpieczyłam jeża tak, by mógł wyjść. Następnego dnia położyłam jeszcze parę gałęzi, robiąc rusztowanie, na to położyłam stary ceratowy obrus, by mu woda do tej norki nie przeciekła. Obrus przyłożyłam gałęziami sosny. I teraz boję się, że zrobiłam za mało, bo nie wiem, czy to przetrzyma 7 stopniowy mróz. Przeczytałam, że jeże w swoich norach potrafią przeżyć do -15 stopni na zewnątrz. W każdym razie zrobiłam wszystko, by jeż przezimował. Jaskół śmieje się, że jeż na wiosnę obudzi się i przeżyje szok. Był na trawie, znalazł się w norce.

To już druga akcja z ratowaniem jeży w tym roku, ale o pierwszej napiszę kiedy indziej. Ten jeżyk, prawdopodobnie jest z gniazda, które niechcący rozkopałam podczas palenia sterty suchych gałęzi.

W każdym razie wpadłam w fobię, bo teraz, kiedy chodzę po ogrodzie, wszędzie widzę jeże i mam pietra, że znów będę musiała kombinować z tworzeniem im legowiska zimowego, a ja przecież nie jestem jeżem i nie mam pojęcia jak to się robi fachowo „pojeżowemu”.

A dnia już przybywa, a z jasnością rośnie optymizm i dobry humor. I chodniczek, upierdliwiec rośnie. Miałam go skończyć w święta, ale palec wskazujący skaleczyłam w takim miejscu, że nie mogę nim podbierać osnowy. I znów przestój, i dalej widok chodniczka na ramie mnie wkurza. Nic nie może być dopięte, zawsze musi coś wyskoczyć.

Wyjęłam maszynę do szycia- uszyłam polarowe mitenki dla Jaskóła i dla siebie. Nie obszyłam ich górą, bo polar jest dosyć gruby i podszycie przeszkadzałoby w pracy. Podszyłam kant przy nadgarstku, żeby łatwiej się nakładały.  

Mitenki Jaskóła. 

Moje. Śmiesznie wyglądają, ale grzeją i to jest ich główne zadanie.
Jest jeszcze inny sposób na uszycie mitenek, ale do tego trzeba cieniutkiej dzianiny- wtedy warstwy są podwójne. Niestety, nie mam takiej dzianiny i na razie będą tylko polarowe.
 

Z polaru uszyłam też poszewkę na kocyk- legowisko dla Bezy. Psica ma teraz mocniejszą izolacje od lastrikowej podłogi, na której leży jej "łóżeczko".

Ten polar to zbawienie dla mojej skóry. Mam ją bardzo wrażliwą i jak w tkaninie jest chociaż trochę wełny, to od razu moja skóra jest czerwona oraz bardzo swędzi. Matka robiła nam na drutach leginsy z „żywej” owczej wełny. Takiej surowej, szorstkiej. Moja siostra nosiła je z lubością, ja nie mogłam nawet wtedy, kiedy pod spodem miałam bawełniane rajtuzy. O te leginsy były wieczne awantury, zimy ostre, a ja nie mogłam, no nie mogłam nosić żrącej wełny na nogach. Zresztą, nie tylko leginsy matka robiła z takiej wełny. Dziergała czapki, rękawiczki swetry, szaliki (nie powiem, ładne rzeczy z tej wełny robiła)... i ja to musiałam nosić, brrrrrr. Dla niej sprawa oczywista, że jak się ma kilka owiec, to się je strzyże, potem daje wełnę do gręplowania, sprzędzenia i dalej na druty. Dla mnie to był terror, ze swędzącą obolałą skórą, w tle.

I do dzisiaj żadnej wełenki nie mogę nosić. Żadnej alpaki, szetlanda, wielbłądka, moherku, tudzież merynosa, angory, kaszmiru itp. A wiadomo, wełna najlepiej grzeje. I teraz pojawił polar- polar mięciutki, o różnej grubości i jeszcze grzeje. Cudo. Polar pozyskuje się z butelek PET, zatem pochodzi z recyclingu w 100%. Po zużyciu można go ponownie przetworzyć. Czyli w jakimś sensie jest to tkanina ekologiczna. Współcześnie nie ma tkanin w 100% ekologicznych, bo uprawa lnu czy bawełny, wymaga choć trochę nawozów, nie mówiąc już o pozyskiwaniu ogromnych połaci ziemi pod uprawę kosztem całych biosystemów. Bielenie, zmiękczanie, farbowanie- wszędzie chemia, chemia chemia. Obecnie nie ma już naturalnej produkcji tych tkanin poza malutkimi manufakturami, ale ceny tkanin z takich zakładzików są horrendalne. Jak prześledziłam produkcję tkanin jedwabnych, to mi się odechciało- ekologia taka sama jak przy uprawach lnu i bawełny (przecież gdzieś te morwy trzeba sadzić), a traktowanie jedwabników, z podejściem humanitarnym do nich, nie ma nic wspólnego. Wełna i przędza, do pewnego momentu pozyskiwania, może być uznana jako ekologiczna, a potem znów bielenie, zmiękczanie, barwienie- chemia, chemia, chemia. I to samo, jak przy tkaninach- małe manufaktury i pojedyncze osoby barwią włóczkę ręcznie, barwnikami naturalnymi jednak to mikroskala. I ceny zaporowe.

Dlatego ten polar z recyclingu jest, w pewnym sensie, dobrym ekologicznym wyborem.  

Kończy się rok 2025. Podsumowań nie robię, planowania na rok przyszły też nie.  Na razie bardzo martwię się jutrzejszym dniem i kondycją Bezy.