Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 3 sierpnia 2012

Przed burzą


Upał do południa niemożliwy. Idę przez ogród i widzę oklapnięte liście na roślinach, zmęczone. Nie pomaga wieczorne podlewanie. Rano jeszcze trochę rosy, a po południu już Sachara. Dzisiaj niewielka zmiana. Po południu nadeszła od zachodu burza. Ale zanim usłyszeliśmy pierwsze pomruki grzmotów, na pole po drugiej stronie drogi wjechał kombajn. W tym roku sąsiad miał  zasiane takie miszmasz. Tu się mówi na to pospółka, czyli trochę pszenicy, trochę owsa i trochę jęczmienia. Pole ogromne prawie 4 hektary, ziemia dobrej klasy, ale sąsiad traktuje ją dziwnie po macoszemu. Pewnie dostaje dotacje unijne i nie zależy mu na porządnej uprawie. Warunkiem takiej dotacji jest przynajmniej jednorazowe skoszenie areału. Obojętnie, co na nim rośnie. Dobrze, że nie puszcza to w nieużytek, bo mielibyśmy bal z chwastami.  Przynajmniej ma jakąś namiastkę karmy dla świniaków lub kur. Wkurza mnie takie podejście rolników do upraw. Brat mieszka w przemyskiem i mówi, że tam całe hektary leżą odłogiem. Rolnicy raz taki nieużytek skoszą i dostają dotację. Tylko, że to może być pułapka.  Zapuszczoną ziemię trudno się odnawia do uprawy- tam podobno nawet krzakami jest już zarośnięta i trzeba by je karczować- a w kryzysie Unia może powiedzieć: Stop! Nie dajemy dotacji. I teraz rolniku ugryź się w piętę, bo żeby odzyskać dobre pole uprawne, trzeba mieć na to nakłady. Ale ad rem- kombajn wjechał i zaczął kosić.  A od zachodu coraz ciemniejsze chmury nadciągają, zaczyna też porządnie grzmieć. No i teraz loteria- zdąży czy nie zdąży. Kończył, kiedy zaczęło coraz mocniej padać. Na szczęście to był spokojny deszcz i nie zaszkodził zbożu. Ostatniego zbioru już nie zrzucił na przyczepę. Panowie piorunem zabezpieczyli plandeką ziarno i co moc w silnikach „pognali”, najpierw kombajn, a za nim traktor z pełniuteńką przyczepą zboża, do domu. Odetchnęliśmy. Jakoś tak niefajnie byłoby, gdyby na samym końcu wszystko zmokło. A burza była byle jaka. Trochę pogrzmiało, trochę popadało, a tak naprawdę wszystko przeleciało gdzieś bokiem nad Cieszynem. 

 Zakwitł jeden z hibiskusów. Drugi jest czerwony, a trzeci- biały, nie przetrwał mrozów. Szkoda.


Tego lata kloniki pięknie kwitną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz