Wróciło upalne lato. Dzisiaj było 30
stopni w cieniu. Upał, a mnie zachciało się sprzątać strych. Wykorzystałam do
pomocy Młodego, który ściągnął w niedzielę z Anglii na trochę. Jaskół pilnował interesu, a my rozpoczęliśmy akcje "Strych". Na strychu jak w
piecyku. Do tego kurz, pajęczyny i sadza. Młody ze swoją alergią prawie na wszystko, został poza głównym miejscem akcji. Objął funkcję "wynosiciela". Strych jest ogromny. Ciągnie się
„przez dwa domy”, bo nie ma ściany odgradzającej strych domu mojej siostry od naszego
strychu (bliźniak). Na strych wrzuca się wszystko, co przeszkadza aktualnie w
domu i co jakiś czas robi się na nim generalny porządek. Od pewnego czasu wkurzałam się,
bo kiedy tam wchodziłam, już na wstępie potykałam się o różne graty. Poza
tym, jakieś tam poczucie bezpieczeństwa w nas siedzi i należało zrobić zabezpieczenie ppoż. No to w końcu zabrałam się do roboty, żeby wyczyścić tę stajnię Augiasza. Przez okno (drugie piętro) na trawnik
wyrzuciłam wszystkie stare, tekturowe pudła, które miały jeszcze na coś się
przydać i jakieś stare dywany, kołdry, pierzynę. Do tego wyliniałego konika na
biegunach, cztery zardzewiałe wózki dla lalek, stare taborety. Rany… kompletnie
nie mam pojęcia, po co to tam kiedyś wywlekliśmy. No chyba tylko na to „przyda
się”. Przez otwór w suficie (bo zaćmiona „pomysłami” mojej matki: „A na co ci
schody na strych?”- kazałam, wzorem wszystkich domów, w których mieszkałam z
rodzicami, zrobić w suficie taki otwór z zamykaną od góry „klapą” i do niego
schodki drewniane), podawałam Młodemu cały sprzęt elektryczny, stary i zepsuty,
który zobowiązali się zabrać „złomiarze”. Tacy „złomiarze” to skarb.
Przyjeżdżają co jakiś czas i zabierają wszystkie stare graty jak leci. Zeszłam
ze strychu po dwóch godzinach umorusana, niczym górnik dołowy. Potem
pozbieraliśmy z trawnika całe to paskudztwo i zanieśliśmy na miejsce obok kręgu
na ognisko, przykryli plandeką, żeby nie zamokło i niech czeka na wielki ogień.
Mamy jeszcze w planie kilka tzw. „brudnych robót”. Musimy posprzątać piwnicę
(kilka pomieszczeń) i garaż. Bardzo jestem zadowolona z uporządkowania strychu.
Zostało tam wprawdzie jeszcze mnóstwo książek do posegregowania i… Nie wiem, co
z nimi zrobić. Mogę zanieść do biblioteki (już rozmawiałam z bibliotekarką),
ale to część. Mogę zanieść część do Diakonii, a co z resztą? Do Diakonii
zaniosę również wszystkie pluszaki, które zostały po moich dzieciakach.
Wypiorę, wysuszę i niech innym dzieciom służą. W sobotę Młody jedzie po synową
oraz Malucha do jej rodziców. A potem…. Będę się cieszyć wnukiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz