Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 20 kwietnia 2013

Trochę wiosny w ogrodzie i nie tylko w nim

Pojechaliśmy z Bezą do weta. Dostała trzecią serię szczepionki, wielki wór żarcia dla szczeniąt, tudzież krople przeciw pchłom i kleszczom. Pan wet. stwierdził, że pięknieje nam futrzak. No, a jakże inaczej. Rośnie młoda dama. Powoli przechodzą jej te szczeniackie figle w postaci rzucania się na nogi i gryzienia po łydkach.  Pozbywamy się  również problemu ścierania podłóg, ponieważ psina ma otwarte drzwi na taras i wychodzi z potrzebą do ogrodu. Trzeba przyznać, że uczy się błyskawicznie. I trzeba przyznać psy wieloowocowe mają więcej inteligencji niż rasowce oraz uczą się o wiele szybciej.
Całymi dniami siedzę w ogrodzie, który trzeba po zimie doprowadzić do porządku. Na razie ściągamy wielkie sterty gałęzi i sukcesywnie je palimy. W lutym byli znajomi drwale, żeby powycinać to, co sterczy za płot i przeszkadza traktorom w zaoraniu pola u sąsiada. Zrobili przecinkę wzdłuż płotu na długości 80 metrów. Wycięli wszystkie zwisające i przeszkadzające gałęzie do wysokości 3 metrów. Serce mnie bolało, ale z sąsiadami trzeba żyć w zgodzie, a gałęzie rzeczywiście przeszkadzały. Dobrą stroną przecinki jest to, że odsłonił nam się widok z ogrodu na pasmo czeskich Beskidów. Ponadto drwale wycięli 5 dużych oliwników, dwie stare śliwy i przecięli nasz stary „baobab”, bo w połowie miał już suche konary. Stracił na urodzie, ale ogród zyskał, ponieważ słońce teraz dociera do ogromnej rabaty i nareszcie zaczną na niej porządnie rosnąć  oraz kwitnąć (mam nadzieję) kwiaty. W rezultacie po wycince zostały ogromne sterty gałęzi do spalenia i konarów do pocięcia. Połowę już spaliliśmy. Teraz powoli porządkujemy resztę.
Dzisiaj zrobiliśmy sobie wycieczkę na górę Chełm, żeby wpłacić zaliczkę za zlot motocyklowy. Beza, w ramach oswajania się z jazdą samochodem, pojechała z nami. Jazdę znosi nieźle, ale jeszcze musimy ćwiczyć dużo. Uczy się również chodzić w szeleczkach i na smyczy. Nie buntuje się, nie wyrywa. Za każde grzeczne zachowanie jest nagradzana psimi cukierkami. Dla takiego szczeniaka wycieczka jest ogromnym przeżyciem. Tyle nowości do poznania, tyle rzeczy do ”oswojenia”.
Rudasy mykają po ogrodzie i chyba kombinują coś z gniazdem. Mają wolny wywietrznik koło okna sypialni. Nowe okno wprawione, kosa, który miał chętkę na to miejsce, nie widać. Ciekawa jestem, czy się zdecydują na ponowne zadomowienie się w wywietrzniku.
Kosy już wysiadują pierwsze jaja. Z żywotnika, podczas przywiązywania „odchodzących” od pnia gałęzi po ciężkim śniegu, wypłoszyłam kosicę z gniazda. Jasne, że niechcący. Siedziała tam cichutko i dopiero kiedy przesunęłam sznur wokół pnia, zerwała się z głośnym łopotem skrzydeł. W gnieździe jest pięć niebieskich jajeczek. Mam nadzieję, że wróciła, kiedy prawie na palcach wycofaliśmy się spod żywotnika. Inne gniazdo jest w załamaniu rynny i jeszcze jedno w ogromnych tujach. Uczymy Bezę, żeby nie goniła ptaków, co jest trudne, bo ona ma we krwi „zaganianie”.
Trochę wiosny, trochę widoków.
Wilcze łyko. W tym roku omal nie przespałam jego okresu kwitnienia. Długo w tym miejscu ogrodu leżał śnieg, toteż tam nie zaglądałam. Ostatnio, przechodząc obok, poczułam słodki zapach i zobaczyłam, że krzew już powoli przekwita. Zaczyna kwitnąć w lutym i kończy w marcu, ale ponieważ zima się, przedłużyła, dopiero teraz kończy kwitnienie. Krzew jest stary, ma około 20 lat, niemniej co roku kwitnie obficie i odznacza się intensywnym fioletem od śniegu. 
Fiołki, które rozsiewają się po całym ogrodzie i tworzą mocno pachnące kępy. W tym roku, kiedy przekwitną mam zamiar porozsadzać je do dalszej części ogrodu, pod leszczyny. Jesienią zrobiłam podobnie z narcyzami i teraz mam ich kwitnące kępy w najmniej oczekiwanych miejscach ogrodu.
 Miodunka. Rozrasta się w ogromne kępy i trzeba mocną jej pilnować, żeby nie zawładnęła całą grządką. Kiedy przekwitnie również przeniosę jej sadzonki do "dzikiej" części ogrodu. Na miodunce "urzędują" teraz trzmiele. Trzeba bardzo pilnować Bezy, żeby nie upolowała żadnego, bo mógłby być kłopot. Ona uwielbia bawić się  takimi "zabawkami"
 Pierwiosnek, po naszemu kluczyk. Mam mnóstwo białych i trochę innych żółtych. Chyba skuszę się i kupię inne kolory. Kiedyś moja mama miała mnóstwo różnokolorowych pierwiosnków.One tworzą śliczne akcenty w szarym jeszcze ogrodzie.
 Gęsie pępki czyli stokrotki. Też już tworzą dywany na niezbyt jeszcze zielonym trawniku.
 Kocanki- wierzba- kwiat męski. Kochane wiosenne kotki. Tu, na Ziemi Cieszyńskiej można spotkać całe pasy takich żółto kwitnących krzewów wierzby, rosnących wzdłuż dróg. Jedzie się wtedy żółtym tunelem. Zdjęcie tych kotków zrobiłam w rezerwacie na górze Chełm.
 Przylaszczki. Też sfotografowane na Chełmie. Już przekwitają. Robiłam to zdjęcie i nagle zatęskniłam za kopcem, który wznosił się za naszym sadem. Był porośnięty lasem bukowym i lipowym, a na wiosnę kwitły w tym lesie całe łany białych zawilców oraz błękitnych przylaszczek. Potem wyrastał czosnek niedźwiedzi i w maju, kiedy kwitł niósł się jego słodki zapach. Po przekwitnięciu, liście wydzielały intensywny zapach czosnku. Z kolei w lipcu zapach czosnku zagłuszał intensywny zapach kwitnących lip. W ogóle tamten dom, miejsce zamieszkania, kojarzy mi się głównie z zapachami płynącymi od lasu i jego jesiennymi kolorami
 Nie mam pojęcia, co to za kwiat. Liście ma podobne do łopianu, ale z całą pewnością nie jest to on.
 I dziki pierwiosnek. Uwielbiam właśnie tę odmianę. U mojej babci na zegrodzie było aż żółto od kluczyków. W dzieciństwie często jeździłam do babi (pod Cieszyn) pociągiem. Już od Jastrzębia, w sadach (zegrodach) usytuowanych wzdłuż torów, można było wiosną zobaczyć całe łany tych wiosennych kwiatków. Taki charakterystyczny widok na zawsze będzie mi się kojarzył ze starymi sadami rosnącymi we wsiach na Ziemi Cieszyńskiej. Kojarzy mi się również z Wielkanocą, bo zazwyczaj o tej porze rozkwitały dzikie kluczyki.
 Dzisiaj niebo było zamglone. Widok z Chełma był ograniczony. Tu na zachodnią stronę. Przy pogodnym niebie i czystym powietrzu zobaczyć można hutę Łaziska i dalej.
 A tu się świat kończy. Niesamowite wrażenie, kiedy nagle traci się widoczność na cokolwiek i można zobaczyć tylko mgłę za urwiskiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz