Całymi dniami siedzę w ogrodzie, który trzeba po
zimie doprowadzić do porządku. Na razie ściągamy wielkie sterty gałęzi i
sukcesywnie je palimy. W lutym byli znajomi drwale, żeby powycinać to, co
sterczy za płot i przeszkadza traktorom w zaoraniu pola u sąsiada. Zrobili
przecinkę wzdłuż płotu na długości 80 metrów . Wycięli wszystkie zwisające i
przeszkadzające gałęzie do wysokości 3 metrów . Serce mnie bolało, ale z sąsiadami
trzeba żyć w zgodzie, a gałęzie rzeczywiście przeszkadzały. Dobrą stroną
przecinki jest to, że odsłonił nam się widok z ogrodu na pasmo czeskich Beskidów.
Ponadto drwale wycięli 5 dużych oliwników, dwie stare śliwy i przecięli nasz
stary „baobab”, bo w połowie miał już suche konary. Stracił na urodzie, ale
ogród zyskał, ponieważ słońce teraz dociera do ogromnej rabaty i nareszcie
zaczną na niej porządnie rosnąć oraz
kwitnąć (mam nadzieję) kwiaty. W rezultacie po wycince zostały ogromne sterty
gałęzi do spalenia i konarów do pocięcia. Połowę już spaliliśmy. Teraz powoli
porządkujemy resztę.
Dzisiaj zrobiliśmy sobie wycieczkę na górę Chełm,
żeby wpłacić zaliczkę za zlot motocyklowy. Beza, w ramach oswajania się z jazdą
samochodem, pojechała z nami. Jazdę znosi nieźle, ale jeszcze musimy ćwiczyć
dużo. Uczy się również chodzić w szeleczkach i na smyczy. Nie buntuje się, nie
wyrywa. Za każde grzeczne zachowanie jest nagradzana psimi cukierkami. Dla
takiego szczeniaka wycieczka jest ogromnym przeżyciem. Tyle nowości do
poznania, tyle rzeczy do ”oswojenia”.
Rudasy mykają po ogrodzie i chyba kombinują coś z
gniazdem. Mają wolny wywietrznik koło okna sypialni. Nowe okno wprawione, kosa,
który miał chętkę na to miejsce, nie widać. Ciekawa jestem, czy się zdecydują
na ponowne zadomowienie się w wywietrzniku.
Kosy już wysiadują pierwsze jaja. Z żywotnika,
podczas przywiązywania „odchodzących” od pnia gałęzi po ciężkim śniegu, wypłoszyłam
kosicę z gniazda. Jasne, że niechcący. Siedziała tam cichutko i dopiero kiedy
przesunęłam sznur wokół pnia, zerwała się z głośnym łopotem skrzydeł. W gnieździe jest pięć
niebieskich jajeczek. Mam nadzieję, że wróciła, kiedy prawie na palcach
wycofaliśmy się spod żywotnika. Inne gniazdo jest w załamaniu rynny i jeszcze
jedno w ogromnych tujach. Uczymy Bezę, żeby nie goniła ptaków, co jest trudne,
bo ona ma we krwi „zaganianie”.
Trochę wiosny, trochę widoków.
Wilcze łyko. W tym roku omal nie przespałam jego okresu kwitnienia. Długo w tym miejscu ogrodu leżał śnieg, toteż tam nie zaglądałam. Ostatnio, przechodząc obok, poczułam słodki zapach i zobaczyłam, że krzew już powoli przekwita. Zaczyna kwitnąć w lutym i kończy w marcu, ale ponieważ zima się, przedłużyła, dopiero teraz kończy kwitnienie. Krzew jest stary, ma około 20 lat, niemniej co roku kwitnie obficie i odznacza się intensywnym fioletem od śniegu.
Miodunka. Rozrasta się w ogromne kępy i trzeba mocną jej pilnować, żeby nie zawładnęła całą grządką. Kiedy przekwitnie również przeniosę jej sadzonki do "dzikiej" części ogrodu. Na miodunce "urzędują" teraz trzmiele. Trzeba bardzo pilnować Bezy, żeby nie upolowała żadnego, bo mógłby być kłopot. Ona uwielbia bawić się takimi "zabawkami"Pierwiosnek, po naszemu kluczyk. Mam mnóstwo białych i trochę innych żółtych. Chyba skuszę się i kupię inne kolory. Kiedyś moja mama miała mnóstwo różnokolorowych pierwiosnków.One tworzą śliczne akcenty w szarym jeszcze ogrodzie.
Gęsie pępki czyli stokrotki. Też już tworzą dywany na niezbyt jeszcze zielonym trawniku.
Kocanki- wierzba- kwiat męski. Kochane wiosenne kotki. Tu, na Ziemi Cieszyńskiej można spotkać całe pasy takich żółto kwitnących krzewów wierzby, rosnących wzdłuż dróg. Jedzie się wtedy żółtym tunelem. Zdjęcie tych kotków zrobiłam w rezerwacie na górze Chełm.
Przylaszczki. Też sfotografowane na Chełmie. Już przekwitają. Robiłam to zdjęcie i nagle zatęskniłam za kopcem, który wznosił się za naszym sadem. Był porośnięty lasem bukowym i lipowym, a na wiosnę kwitły w tym lesie całe łany białych zawilców oraz błękitnych przylaszczek. Potem wyrastał czosnek niedźwiedzi i w maju, kiedy kwitł niósł się jego słodki zapach. Po przekwitnięciu, liście wydzielały intensywny zapach czosnku. Z kolei w lipcu zapach czosnku zagłuszał intensywny zapach kwitnących lip. W ogóle tamten dom, miejsce zamieszkania, kojarzy mi się głównie z zapachami płynącymi od lasu i jego jesiennymi kolorami
Nie mam pojęcia, co to za kwiat. Liście ma podobne do łopianu, ale z całą pewnością nie jest to on.
I dziki pierwiosnek. Uwielbiam właśnie tę odmianę. U mojej babci na zegrodzie było aż żółto od kluczyków. W dzieciństwie często jeździłam do babi (pod Cieszyn) pociągiem. Już od Jastrzębia, w sadach (zegrodach) usytuowanych wzdłuż torów, można było wiosną zobaczyć całe łany tych wiosennych kwiatków. Taki charakterystyczny widok na zawsze będzie mi się kojarzył ze starymi sadami rosnącymi we wsiach na Ziemi Cieszyńskiej. Kojarzy mi się również z Wielkanocą, bo zazwyczaj o tej porze rozkwitały dzikie kluczyki.
Dzisiaj niebo było zamglone. Widok z Chełma był ograniczony. Tu na zachodnią stronę. Przy pogodnym niebie i czystym powietrzu zobaczyć można hutę Łaziska i dalej.
A tu się świat kończy. Niesamowite wrażenie, kiedy nagle traci się widoczność na cokolwiek i można zobaczyć tylko mgłę za urwiskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz