Pogoda się
zawiesiła. Śniegu jest jeszcze sporo, ale „siada” i widać, że topnieje. W
powietrzu ogrom wilgoci. Od dwóch dni w nad polami lekka mgła. Chęci do jakiekolwiek
aktywności też siadają. Nic się nie chce. Jakoś markotno. I chociaż rankami
śpiewają już kosy i skowronek, a w pobliskim zagajniku dzięcioł tłucze w drzewa
jak oszalały, to i tak nie jest wiosennie. Wczoraj miałam dziwny sen. Na ogół
nie przywiązuję wagi do snów, ale kilka razy sprawiły, że mocno się nad ich
treścią zastanawiałam i w pewnym sensie przekładały się na jawę. Śniło mi się,
że przyszła do naszej sypialni Zuza. Łepek miała śnieżnobiały. Ten obraz mocno
zapamiętałam- we śnie zdziwiłam się, że duch Zuzki nas odwiedził. Pogłaskałam
ją po głowie i poczułam bardzo delikatną sierść. Znowu się zdziwiłam, że duchy
są takie „rzeczywiste’ i czuję coś pod ręką. Zuza władowała się na łóżko między
nas i położyła głowę na poduchę. W tym samym czasie odsuwałam Bezę, żeby stary
pies miał spokój. Po kilku minutach zeszła i położyła się w kącie na swoim
legowisku (teraz tam śpi Bezka). Cały czas trzymałam szczeniaka, żeby starej
nie dokuczał. Zuza westchnęła, położyła głowę na kocu i zasnęła. Pamiętam
jeszcze tę jej śnieżnobiałą (tylko) głowę i sen mi się urwał. Ciągle jestem pod
wrażeniem. Czyżby zmarłe psy, podobnie jak zmarli ludzie, przychodziły
ostatecznie pożegnać się? Uspokoić nas, że już jest OK.? Być może sen
zaprojektował się w mojej głowie po komentarzach w ostatnim poście. Czy się
uspokoiłam? Nie wiem. Dla mnie to ciągle jest świeże. Nawet nie przypuszczałam,
że utratę psa można tak mocno przeżywać. I gdzieś tam w środku kołacze wyrzut
sumienia, że z utratą bliskich nie zawsze tak było.
Trochę Bezowego
szaleństwa w śnieżnej scenerii.
Najlepiej bryka się po wielkich stosach gałęzi.
A jakby tak zapolować na to coś?
Beza szalejeDwoi się
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz