Mgła wczoraj wieczorem otuliła świat. Zrobiło się
cicho, tajemniczo. Lubię deszcz, lubię mgłę. Pisałam kiedyś, że najbardziej w
dzieciństwie lubiłam iść w mglisty dzień do lasu i w ciszy słuchać spadających
z drzew kropel wody. Las w deszczu też jest cudny. Szumi deszczową melodię, a
kiedy pójdzie powiew wiatru po koronach drzew, leją się wodne kaskady po liściach,
gałęziach, pniach. Podwójny prysznic, ale jaki piękny, kroplisty. Las w deszczu
pachnie gorzką świeżością. Trochę zbutwiałymi liśćmi, trochę bagnem i mokrą
ziemią. Śródleśne łąki z wysokimi, nieskoszonymi trawami, wyglądają w deszczu jak siwo- srebrne dywany z odcieniem
ciemnej zieleni. Całe się perlą i lśnią. No i ta mgiełka zawieszona między
drzewami, sprawiająca, że las stawał się nierealny, trwający między niebem a
ziemią. Kurcze, jak ja tęsknię za
tamtymi włóczęgami po lesie. Wtedy mogłam w każdej chwili do niego polecieć.
Wystarczyło zejść ze schodów werandy i już nad głowami miałam korony ogromnych
starych dębów. Może dlatego pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po wprowadzeniu się
do nowego domu było zasadzenie wysokich drzew, a potem sosnowo- jodłowego
lasku. W ciągu 23 lat dorobiłam się niezłego lasu. Wprawdzie jest to namiastka
tego z dzieciństwa, ale wrażeń dostarcza
podobnych jak wtedy.
W nocy, gdzieś na Beskidami przeszła burza. Nas
poczęstowała ogromna ulewą. Strugi wody lały się przez 15 minut i raptownie
przestały. Rano w ogrodzie były całe połacie podmokniętej ziemi. I zimno, i mży,
i pada, i znowu mży…Nadrabiam netowe zaległości oraz „robię’ dalej crazy.
Takiej spokojnej niedzieli już dawno nie miałam. Mały futrzasty chuligan bawi
się swoją ulubioną zabawką- śmiatkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz