Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 16 czerwca 2013

Muchołówka szara

 Obserwowaliśmy ją prawie codziennie. Najpierw nie wiedzieliśmy co to za ptak. Bardzo ruchliwa, nie dała się fotografować. Wszystkie zdjęcia wychodziły niewyraźne. Nie można było jej porównać z ptakami w atlasie i jednoznacznie określić co to za gatunek.
 Dopiero po wyglądzie jaj w gnieździe, doszliśmy do wniosku, że to muchołówka szara.  Nie przypuszczaliśmy również, że i w tym roku w uchwycie na donicę jakiś ptak zrobi gniazdo. Domyślaliśmy się, że ma je uwite gdzieś przy górnym tarasie, bo w tamtym kierunku frunęła i stamtąd sfruwała. Później siadała na słupku i popiskiwała.

 Któregoś dnia poszłam na górny taras i zobaczyłam stare, zeszłoroczne  gniazdo w uchwycie na doniczkę. Wkurzona na Młodą, że jeszcze go nie sprzątnęła, chwyciłam za metalowy pręt i... o mało nie skończyłoby się to tragicznie dla 5 małych jajek, które się tam znajdowały. A... tu cię mamy.. poszłam po aparat i szybko, żeby nie spłoszyć samiczki, zrobiłam zdjęcie.
 Po jakimś czasie (chyba po tygodniu) chciałam się zorientować, co tam w gnieździe piszczy. No i piszczało. Znowu szybkie jedno zdjęcie i wynocha z tarasu, bo już na słupku popiskiwała niecierpliwie matka. A wczoraj zachowałam się głupio i jest mi przykro. W sumie nic się nie stało, ale przez moją ciekawość mogły młode zginąć.
 Poszłam znowu zobaczyć, jak się mają pisklaki. Cicho odczekałam na moment, kiedy samiczka poleciała z gniazda, weszłam na taras, podniosłam aparat na wysokość gniazda.... to był normalny atak... nagle wszystkie pisklaki gwałtownie pofrunęły prosto w aparat i w moją twarz. Tylko zaszumiało w powietrzu. A ponieważ nie potrafią fruwać doskonale, pospadały na podłogę jak ulęgałki. Przyznam, że mnie to trochę zszokowało i przeraziło, bo naruszyłam spokój gniazda. Zrobiłam szybko dwa zdjęcia i wycofałam się. Matka zaniepokojona jeszcze długo popiskiwała nerwowo.
W sumie te pisklaki i tak na dniach poszłyby z gniazda, więc generalnie nie zrobiłam im krzywdy, ale... no mam niesmak.
 A tego zauważyłam wieczorem na liściu rośliny, której nazwę ciągle zapominam. Z daleka wyglądał jak szara plama.Nienaturalny akcent, dlatego poszłam zobaczyć co to.
Siedział sobie spokojnie, nastroszony i pewnie mocno zdezorientowany. Kiedy robiłam zdjęcia ani drgnął.  Po godzinie poszłam sprawdzić czy nadal tam jest- liść był pusty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz