Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 2 sierpnia 2014

Brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr....



No i doszło do spotkania trzeciego stopnia. Dzisiaj ujrzałam go w całej okazałości, a raczej rozciągłości. Mowa o zaskrońcu, prawie że osobistym. Chciałam go zobaczyć, oczywiście, że chciałam. Moje wyobrażenie o gadzie było zupełnie inne zanim rzeczywistość go zweryfikowała. Kiedy Jaskół mi go  opisywał, byłam zdziwiona, że taki mały. Wyobrażałam go sobie jako długiego, grubego węża, prawie anakondę. Strach ma wielkie oczy, dlatego chciałam go koniecznie zobaczyć, żeby wiedzieć, czego wypatrywać w ogrodzie. No i dzisiaj zobaczyłam tego „pytona”. Wygrzewał się  niedaleko wejścia do domu. Łepek miał położony na chodziku a resztę  w trawie. Najpierw myślałam, że to sznurek od zabawki, który Bezka z lubością smyka po całym ogrodzie. Podeszłam bliżej, gad podniósł głowę, chwilę trwał, chyba w takim samym niebotycznym zdumieniu w jakim i ja trwałam. Po czym szybko odwrócił się i majestatycznie przepełznął pod taras. Uffffffffffff… jeszcze teraz mam gęsią skórę. Nic na to nie poradzę, że tak reaguję na te stworzenia. Najpierw mnie zamurowało, potem zawołałam Jaskóła (ale on ma długi lajtung i kiedy przyszedł było już po spotkaniu) i natychmiast pomyślałam, że trzeba szybko po aparat. Figa… gad nie miał zamiaru czekać na zrobienie mu fotki. Faktyczne jest płochliwy. Jest tez niewielki- 60cm długości i przekrój może 3cm. Lichotka. Jaskół skwitował, że pewnie teraz siedzi pod tarasem i ma biegunkę ze strachu, a ja z gęsią skórą na rękach poszłam wieszać pranie. Zastanawiam się, czy gad jest w stanie wejść do domu. Mamy tylko jeden schodek a potem już tyyyyyyyyyyle przestrzeni. Brrrrrrrr……
 Ten piękny fragment starego budynku zobaczyłam przypadkiem.  Jest on niewidoczny z ulicy, a ja siedziałam w samochodzie, na parkingu, i zobaczyłam go między dachami, za ogrodem. Jest kompletnie schowany.  Gdyby go odrestaurować... To Skoczów, stare miasto...

 Siedziała sobie na liściu liliowca. Taki różowo-szary klejnocik:). Zamrocznik gładysz

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz