Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 1 września 2014

Potop, a ja sama



Mokro, bardzo mokro. Bardzo, bardzo mokro. Wczoraj po południu przyszła burza i spadła ściana deszczu. Prawie pół godziny lało tak, że świata nie było widać, a ja sama, Jaskół na motocyklowym zlocie setki kilometrów od domu. Nie wiedziałam, czy ratować piwnicę, czy pędzić przetykać upust rynny na dachu sklepu.  Wody leciało tyle, że z rynien przelewało się górą. Pod oknem kuchennym, w mig, zrobiła się ogromna kałuża, bo z tej strony domu woda nie ma możliwości spłynąć. Chyba, że do wnęki przy okienku do piwnicy. Stamtąd już tylko po ścianie na piwniczną podłogę. Horror. Babskim sposobem na zasadzie- radź sobie babo sama- zatkałam starym ręcznikiem spojenie dolnej ramy z murem i ocaliłam tę piwnicę przed zalaniem. Suchuteńka. Za to w piecowej, jak zawsze, trzeba będzie wybierać. Na szczęście po ostatniej akcji Jaskóła, dotyczącej uszczelniania podłóg, wody już jest o wiele mniej. Powoli „przepychamy” ją poza obręb domu. Na dachu sklepu jezioro. Przetkałam spust. Usunęłam liście, gałązki i igły, które go zapchały. Po pół godzinie woda spłynęła. Przy normalnych opadach nie ma problemu, przy takiej ilości wody, jaka wczoraj spadła, w tak krótkim czasie, trzeba ratować, co się da. Ale to chyba nie tylko nasz problem, bo piwnice w okolicznych domach są również zalewane, mimo, że wszystkie są na niewielkim wzgórzu. W ogrodzie ogromne kałuże. Na dole ogrodu, w sąsiednim sadzie- jeziorko. Pisałam już o zarwanym w tym miejscu głównym drenie, którego właściciel sadu nie ma zamiaru naprawiać, a który to ma odbierać wodę z naszego wzgórza. Jak tam woda nie schodzi, to po pewnym czasie zaczyna nam zalewać piwnicę. Zgłaszałam problem do Spółki Wodnej, ale jak grochem o ścianę. Burza nie była z tych ogromnych. Kilka razy huknęło porządnie zaraz po błysku. Pomyślałam sobie, że być może następne któreś drzewo w naszym ogrodzie dostało. Potem, podczas wieczornego spaceru z Bezką, wszystkie dokładnie obejrzałam. Tym razem to nie w nasze rąbło.
Jutro ma wrócić słońce i wyższa temperatura. Przydałby się teraz z tydzień suchej pogody, żeby to wszystko wróciło do normy.
Brzoza rażona piorunem chyba umiera. Już wyraźnie to widać. Jeszcze mamy nadzieję, że może wiosną się zazieleni, ale coraz bardziej ta nadzieja niknie. W powietrzu czuć jesień.
Takie pozy ptaszki prezentują, aż się chce uwieczniać je w hafcie


Ogród przed burzą 

No i zmokłam
 Poranny krajobraz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz