Mokro, bardzo mokro. Bardzo, bardzo mokro. Wczoraj
po południu przyszła burza i spadła ściana deszczu. Prawie pół godziny lało
tak, że świata nie było widać, a ja sama, Jaskół na motocyklowym zlocie
setki kilometrów od domu. Nie wiedziałam, czy ratować piwnicę, czy pędzić
przetykać upust rynny na dachu sklepu.
Wody leciało tyle, że z rynien przelewało się górą. Pod oknem kuchennym,
w mig, zrobiła się ogromna kałuża, bo z tej strony domu woda nie ma możliwości
spłynąć. Chyba, że do wnęki przy okienku do piwnicy. Stamtąd już tylko po
ścianie na piwniczną podłogę. Horror. Babskim sposobem na zasadzie- radź sobie babo sama- zatkałam starym ręcznikiem spojenie
dolnej ramy z murem i ocaliłam tę piwnicę przed zalaniem. Suchuteńka. Za to w
piecowej, jak zawsze, trzeba będzie wybierać. Na szczęście po ostatniej akcji
Jaskóła, dotyczącej uszczelniania podłóg, wody już jest o wiele mniej. Powoli
„przepychamy” ją poza obręb domu. Na dachu sklepu jezioro. Przetkałam spust. Usunęłam
liście, gałązki i igły, które go zapchały. Po pół godzinie woda spłynęła. Przy
normalnych opadach nie ma problemu, przy takiej ilości wody, jaka wczoraj
spadła, w tak krótkim czasie, trzeba ratować, co się da. Ale to chyba nie tylko
nasz problem, bo piwnice w okolicznych domach są również zalewane, mimo,
że wszystkie są na niewielkim wzgórzu. W ogrodzie ogromne kałuże. Na dole
ogrodu, w sąsiednim sadzie- jeziorko. Pisałam już o zarwanym w tym miejscu
głównym drenie, którego właściciel sadu nie ma zamiaru naprawiać, a który to ma
odbierać wodę z naszego wzgórza. Jak tam woda nie schodzi, to po pewnym czasie
zaczyna nam zalewać piwnicę. Zgłaszałam problem do Spółki Wodnej, ale jak
grochem o ścianę. Burza nie była z tych ogromnych. Kilka razy huknęło
porządnie zaraz po błysku. Pomyślałam sobie, że być może następne któreś
drzewo w naszym ogrodzie dostało. Potem, podczas wieczornego spaceru z Bezką,
wszystkie dokładnie obejrzałam. Tym razem to nie w nasze rąbło.
Jutro ma wrócić słońce i wyższa temperatura.
Przydałby się teraz z tydzień suchej pogody, żeby to wszystko wróciło do
normy.
Brzoza rażona piorunem chyba umiera. Już wyraźnie
to widać. Jeszcze mamy nadzieję, że może wiosną się zazieleni, ale coraz
bardziej ta nadzieja niknie. W powietrzu czuć jesień.
Takie pozy ptaszki prezentują, aż się chce uwieczniać je w hafcie
Ogród przed burzą
No i zmokłam
Poranny krajobraz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz