"Czerwcowa kampania Fundacji Mamy i Taty „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”
wywołała internetową burzę, dzieląc społeczeństwo na tych, którzy
kampanię traktują jako ostrzeżenie dla kobiet odkładających decyzję o
posiadaniu dziecka oraz na tych bardziej sceptycznych, uważających
kampanię za utrwalenie mitu o macierzyństwie będącym obowiązkiem kobiety
i jedynym sposobem na szczęście i spełnienie. Główną bohaterką spotu
jest zadbana kobieta w średnim wieku, która stojąc przy oknie i patrząc
na puste podwórko ze smutkiem na twarzy wyznaje: „Zdążyłam zrobić
specjalizację i karierę, zdążyłam być w Tokio i Paryżu, zdążyłam kupić
mieszkanie i wyremontować dom, ale nie zdążyłam zostać mamą. Żałuję”.
Na
oficjalnej stronie kampanii twórcy wyjaśniają, że jej celem jest
„przedstawić macierzyństwo jako szczególną wartość. Nie tylko obowiązek
czy opresję, ale naturalne pragnienie wielu kobiet, które współczesny
świat mocno ogranicza”. Ponadto, spot ma „wzbudzić refleksję nad
rozbudzanymi przez konsumpcyjny styl życia aspiracjami, wśród których
coraz częściej synonimem sukcesu osobistego jest pozycja zawodowa,
zamożność, samorealizacja, zaś macierzyństwo bywa postrzegane jako
przymusowa przerwa w dążeniu do owych celów”. Prawie cztery miesiące po
premierze spotu emocje nim wywołane już opadły i w zbiorowej świadomości
cała fala dyskusji odeszła w niepamięć. A ta kampania akurat była
bardzo ważna. I mnie denerwuje do dziś. Dlaczego atakuje ona kobiety,
które spełnienie odnajdują w pracy zawodowej? Czemu zapomina o
mężczyznach i ich roli w wychowywaniu dzieci? Czy kobiety, którym brak
czczonego instynktu macierzyńskiego, powinny czuć się gorsze lub winne?
Czy w chrześcijańskiej XXI-wiecznej Polsce macierzyństwo kiedykolwiek
przedstawiane jest jako opresja?
W
naszym kraju, gdzie wszelkie inicjatywy społeczne i obywatelskie są
oceniane i rekomendowane lub nie przez Kościół, temat macierzyństwa jest
tematem religijnym. W 1989 roku Joan Smith wydała zbiór felietonów i
artykułów zatytułowany „Misogynies”. Ja na tę pozycję natknęłam się
jakby niechcący, zupełnie przypadkiem w londyńskiej księgarni. Czytać
zaczęłam w pobliskim parku i nie mogłam wyjść z podziwu dla celności jej
uwag. Ale to nie spostrzegawczość Smith uderzyła mnie najbardziej. W
eseju „Immaculate Misconceptions” autorka porusza temat aborcji w
kontekście religii. Nagle jakby poraził mnie piorun. 26 lat! I nic się
nie zmieniło! Na co więc zwraca uwagę Smith? Otóż zauważa ona, że jedna z
głównych postaci w wierze chrześcijańskiej, Maria z Nazaretu,
uwielbiana i czczona jako matka Jezusa, stała się ideałem, do którego
dążyć powinny wszystkie kobiety. Sama zainteresowana, o dziwo,
pozbawiona była wyboru. Po wizycie anioła Gabriela, który powiadomił
Maryję o jej planowanej ciąży, zmieszana kobieta zadała, co wydaje się
racjonalnym pytaniem: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”
Niestrudzony anioł wyjaśnił, że poczęcie syna będzie cudem, a sama
Maryja powinna być dumna i wdzięczna za ową łaskę. W końcu Maryja uległa
i odpowiedziała: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według
twego słowa!” (Łk 1:26-38). Łatwość, z jaką anioł Gabriel przekonał
Maryję do ciąży, wydaje się co najmniej podejrzana, jednakże owa scena
stanowi fundament wiary chrześcijańskiej, dlatego jeśli Maryja miała
jakiekolwiek wątpliwości, Apostoł Łukasz z pewnością pominął je w swojej
relacji. Posłuszeństwo Maryji nie tylko dało kobietom szansę na
zaistnienie w opowieści w dużej mierze zdominowanej przez mężczyzn, ale
przede wszystkim, stworzyło czczony przez chrześcijan pasywny ideał
kobiety, która, jeśli dobrze poprowadzona przez mężczyznę, może w życiu
osiągnąć wielkie rzeczy, takie jak poczęcie syna.
Kampania
Fundacji Mamy i Taty skupia się na kobietach odkładających
macierzyństwo, tym samym potępiając antykoncepcję hormonalną, której
skutkiem ubocznym może być pozbawienie kobiet szansy na zostanie
matkami. Należy jednak zastanowić się nad sytuacją, w której
antykoncepcja zawodzi, prowadząc do niechcianej ciąży, kiedy skutkiem
ubocznym życia w społeczeństwie chrześcijańskim jest brak szansy na
dokonanie wyboru przerwania ciąży.
Argumentów przeciw aborcji jest wiele, wszystkie skupiające się na cudzie, jakim jest macierzyństwo i brzmiące mniej więcej tak: „Kochana, jesteś w ciąży! Możesz zapomnieć o swoich planach, aspiracjach i marzeniach. Zostałaś wybrana, będziesz matką! Czyż to nie wspaniałe? Nie martw się, nie złość i nie płacz, wszystko będzie dobrze. Zapomnij o tym, że stracisz pracę (i tak już jej nie potrzebujesz), nie myśl o wydatkach na dziecko (to nic, że obecna wypłata nie wystarcza ci do końca miesiąca), nie chcemy nawet słyszeć o tym, że nie jesteś jeszcze gotowa na macierzyństwo. Nie zaprzątaj sobie głowy tym, że twój partner odszedł dowiedziawszy się o ciąży. Dasz radę. BĘDZIESZ MATKĄ! Serdeczne gratulacje!”
Wyobraźmy
sobie, że twórcy czerwcowej kampanii zdecydowali się poruszyć problem
zmuszania kobiet do ciąży. Wówczas słowa bohaterki spotu brzmiałyby
mniej więcej tak: „Zostałam mamą. Nie zdążyłam zrobić specjalizacji i
kariery, nie zdążyłam być w Tokio ani w Paryżu, nie zdążyłam kupić
mieszkania ani wyremontować domu. Żałuję”. Warto zauważyć, że nawet po
odwróceniu sytuacji, wybory bohaterki spotu są ograniczone – nie zrobiła
niczego poza zostaniem matką. Pojawia się więc pytanie: dlaczego
przywykliśmy do wmawiania kobietom, że ich życie, aspiracje i marzenia
powinny dążyć tylko w jednym kierunku? Dlaczego uważa się, że kobieta
musi poświęcić karierę dla macierzyństwa i na odwrót? Czemu nie pokazać,
że może ona wziąć przykład ze swojego ojca, brata czy męża i połączyć
ścieżkę kariery z wychowaniem dzieci? Mit o karierze będącej wrogiem
macierzyństwa jest tak głęboko zakorzeniony w naszej kulturze, że nikogo
już nie wzburza ani nie dziwi. Co więcej, jeśli wybory kobiety są
ograniczane długo przed porodem, jak przedstawia się jej sytuacja w
momencie, kiedy dowiaduje się o ciąży?
Zajście
w ciążę, planowaną czy też nie, odbiera kobiecie prawa i przywileje,
które inni uważają za oczywiste i fundamentalne, takie jak prawo do
zaplanowania własnego życia, prawo do ustalenia swoich priorytetów czy
prawo do podejmowania decyzji dotyczących własnego ciała. Pozbawienie
kobiety statusu niezależnego obywatela sprawia, że zostaje ona
sprowadzona do roli dziecka, którego życie musi być w pełni kontrolowane
przez innych. Społeczeństwo ignoruje potrzeby i zdanie kobiet w ciąży, w
tym samym czasie skupiając się na potrzebach i przywilejach jej
nienarodzonego dziecka. Prawo do życia, przyznane czemuś, co nie jest
jeszcze w pełni ukształtowanym człowiekiem, jest najczęściej
kontrastowane z listą powodów, dla których kobiety skłaniają się ku
aborcji. Owych powodów jest mnóstwo, jednak najpopularniejsze opisują
chciwość i samolubność kobiet, które zamiast na dziecko, pragną wydawać
pieniądze na modne ubrania i biżuterię.
Podczas
analizy argumentów obu stron, sytuacja przedstawia się jasno i
klarownie: życie niewinnego dziecka versus luksusowe życie chciwej
kobiety. Nie muszę chyba dodawać, że pragnienie luksusu nie jest
najczęstszym powodem, dla którego kobiety skłaniają się ku aborcji,
wszak nikt nie traktuje jej jak zabawy. Wiele kobiet nie ma środków na
wychowanie dziecka lub ma już swoje rodziny i nie czuje potrzeby ich
powiększania. Niektóre kobiety są za młode lub nie czują się na siłach
na macierzyństwo. Są też te chore, niezdolne do zapewnienia godnego
życia swojemu potomkowi oraz te, które wiedzą, że dziecko urodzi się z
wadami wrodzonymi i uważają, że lepiej będzie przerwać ciążę, niż
urodzić człowieka, który nigdy nie stanie się samodzielny, a jego życie
będzie cierpieniem.
Wszystkie
wyżej wymienione powody (i wiele więcej) są racjonalnymi, w pełni
przemyślanymi argumentami za aborcją. Niestety, łatwiej jest odmówić
aborcji, traktując ciężarną kobietę jak dorosłe dziecko, które nie jest
zdolne do samodzielnego myślenia, niż jako niezależnego człowieka
zdolnego do podejmowania świadomych, racjonalnych decyzji. Trzeba
przyznać że Maryja, z cierpliwością wysłuchawszy słów Gabriela i ze
zrezygnowaniem zgodziwszy się na wszystko, co miało ją spotkać, w
rezultacie postawiła wszystkie ciężarne kobiety w nieciekawej sytuacji.
Jedyne co mnie pociesza, to ogrom negatywnych reakcji na czerwcową
kampanię Fundacji Mamy i Taty. Udowadnia to, że dzięki Bogu, coraz mniej
kobiet wierzy w anioły."
Wioletta Mrozowska
Korekta: Monika Mioduszewska-Olszewska
Tytuł artykułu: "Wszystkie jesteśmy Maryjami"
http://codziennikfeministyczny.pl/mrozowska-wszystkie-jestesmy-maryjami/
źródło ilustracji:
http://www.touchofart.eu/Joanna-Sierko-Filipowska/jsi12-Tesknota/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz