czwartek, 10 stycznia 2019

Wczoraj


Zapisałam wczoraj.
Nie da się ukryć, widok jest piękny- białe czapy na świerkach i iglarkach, puchate kępki na krzewach i czysta biel na trawnikach. I nie da się ukryć, wkurzona jestem na maksa. Wczoraj kilkakrotne odśnieżanie, a dzisiaj od 8 rano a’piać od nowa. W nocy napadało kolejne 30 centymetrów białego puchu, jak to pięknie nazywają reporterzy i infantylnie rozświergotane osoby, które ten piękny biały puch widzą z okien domeczków, i nie raczą sprawiedliwie przyznać, z czym się to dziadostwo dla większości ludu pracującego kojarzy. Owszem, dlaczego nie, cieszyć się można, zachwycać można, kto bogatemu zabroni? Ale ja nie, po prostu przestaję widzieć tę cudowność bielutkiej zimy, kiedy zaiwaniam następny metr z łopatą, by zrobić przejście do domu i odśnieżyć parking dla klientów. Wszystkie ręce Młodzi i my) na pokładzie, a i tak nie nadążamy. Jaskół dodatkowo musi zrzucać kilogramy ciężkie, białej masy z dachów- sklepu i dwóch magazynów. A po odśnieżeniu dołu, następna atrakcja, zrzucanie ciężkich mokrego śniegu nawisów z iglaków, by te nie zmieniły kształtu lub nie połamały się. To już moja trzecia taka akcja i od dwóch dni bolą mnie diabelnie ramiona oraz nadgarstki. W między odśnieżaniem suszenie kurtek, rękawic, butów, bo każda taka akcja kończy się zawsze przemoczeniem ciuchów. W sumie, od poniedziałku, spadło u nas prawie pół metra śniegu, a zalega pokrywa 40. centymetrowa. Dzisiaj temperatura na plusie. Słyszę, jak o parapet biją krople tającego na rynnach śniegu. I kolejne zmartwienie- jeżeli ruszy gwałtowne topnienie, to czeka nas woda w piwnicy. Jedyna pociecha z takiej ilości śniegu, że ziemia napije się w końcu wody , bo brakuje jej po letniej suszy. No i do wiosny coraz bliżej. Patrzę, jak przybywa dnia. Jeszcze pod koniec grudnia szłam około 16. 30 do ogrodu z Bezką na codzienny popołudniowy spacer, musiałam brać latarkę. Teraz o 17 jest jeszcze całkiem jasno. Światło dzienne też już jest inne. No, ale jest zima, przeżyliśmy większe śniegi i potężne mrozy, nawet jakieś zimy stulecia za nami, dlatego z marudzeniem, ale dajemy radę. 
W nocy była gęsta mgła, a świat cały różowo- pomarańczowy od rozproszonego blasku lamp. Bardzo klimatyczne to było.
A dzisiaj jest nadal ponuro, nijako, pada drobny śnieżek. Jutro powieszę filmiki o wiewiórce, która uszczelniała swój dom. Nawet jej zima daje się we znaki.
Trochę zdjęć z wczoraj.
Zasypany cały taras. To musi samo spłynąć.
 I chodnik do bramki, ciągle odśnieżany.
 A to śnieg z paru dni- 40 cm.
 Tyle śniegu napadało przez jedną noc. Wieczorem wyczyściłam pokrywę, a rano....
 Te tuje otrząsam często, by się nie wygięły pod ciężarem śniegu. Tworzą ładną ścianę, zasłaniając całkiem nieładną ścianę magazynu.
 Tuje przed otrząsaniem.
 Taki "cudowny puch" zaległ w naszym ogrodzie. Śnieżna biel aż razi w oczy. Jakoś mnie to nie bawi.
 Zasypana jodła.
 Beza idzie po ubitej 10 centymetrowej warstwie, a śnieg sięga jej prawie do grzbietu. Gdyby szła po trawie, znalazłaby się w tunelu o ścianach wyższych od niej. A tak przy okazji, biedny pies nawet nie ma gdzie się wysiusiać. Na ścieżkach nie chce. Muszę z nią iść dalej w ogród, gdzie pod sosnami nie ma tyle śniegu.
 Ogrom śniegu zgarniętego z parkingu i z dachu. Na dachu jest kolejna warstwa tego białego "pięknego puchu".
 Kupa śniegu z parkingu. Ten krzew to hibiskus.
 Nie dość, że usypujemy śnieg z wjazdu na parking przed bramą, to jeszcze pług dodał swoje, zgarniając śnieg z drogi na pobocze.
 Już nie bardzo jest gdzie sypać śnieg z parkingu- usypujemy pod ścianą garażu.

Siyrota zasypana. Chyba ma już dosyć przebywania na tym śniegu, bo mina nietęga.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz