Spirytusu nadal brak,
środków odkażających nie ma, a do mnie wczoraj dotarło, że przecież mamy sklep,
klientów sporo i od tej strony nie zabezpieczyliśmy się w ogóle. Jaskół zaczął
sprzedawać w rękawicach, oraz spryskiwać ladę i klamki płynem do ścierania
blatów. Do tego chusteczki antybakteryjne i to wsio. Chcemy też wprowadzić
regułę, że jeden klient w sklepie, reszta na dworze czeka. Po każdym kontakcie
z pieniądzem, myjemy ręce. Kupiliśmy wprawdzie, zamiast spirytusu, dwie butelki czystej, ale tak jakoś trochę żal, myć wódą ręce. Co z tego, że rozcieńczona ma być. Pewnie spirytusu też bez wyraźnie koniecznej potrzeby, nie użylibyśmy. Bo co to da, jak zużyjemy dwie butelki, a nie wiemy, kiedy się to koronowane szaleństwo skończy. Dwie butelki na parę dni, a co dalej- cysternę alkoholu kupić? Ale jak zajdzie wyraźna potrzeba większej dezynfekcji, to alkohol, który mamy, padnie.
Najbardziej boję się o Młodą. Odkąd w bankach,
aptekach i urzędach zlikwidowano szyby przy punktach obsługi, obsługujący stykają się z obsługiwanymi face
to face. Już dawniej zastanawiałam się, dlaczego szyby usunięto. Nawet jak nie
ma epidemii, to pracownicy powinni być, przed złapaniem paskudztwa, chronieni.
Młoda dostała rękawice, mają płyny dezynfekujące, a klient dowód osobisty
pokazuje na odległość. Ludzie wpuszczani są pojedynczo, co ich wkurza, ale
przynajmniej pracownicy są w jakiś sposób zabezpieczeni. „Anglicy” na razie
trzymają się, jednak tam, jak czytałam, rząd trochę inaczej podchodzi do
epidemii. Spokojniej i bez takiej strasznej napinki politycznej.
No więc spirytusu brak i
brak płynów dezynfekujących. Rząd zakazał sprzedaży płynów na allegro, a
dzisiaj na fejsie ukazało się zdjęcie wielkiej butli, ze środkiem dezynfekującym,
produkcji „rządowej”. Cena powala- 95 złotych za 5 litrów. Wychodzi 19 złotych
za litr. Ktoś napisał, że on sprzedawał litr środka za 8 złotych. Wynika więc,
iż 100% więcej za państwowe należy
zapłacić. Jakoś mnie to nie dziwi. Chyba się na tego typu rządowe zagrania
uodporniłam. Przecież ciągle żyjemy w kraju lichwy pisowskiej, gdzie „sami
swoi” żerują na społeczeństwie. Przepuściliby taką okazję? „Nie sądzę”, jak
mówi Mariolka, co to w „papućkach krokodylkach” biegła przez całe miasto do SPA.
Z dalszych rewelacji zakupowych- w miejscowości koło Jastrzębia, za kilogram
piersi z kurczaka trzeba było zapłacić 28 złotych. No sorry, przedwczoraj
kupowałam kilogram schabu bez kości i mniej zapłaciłam. Przeraża mnie również
dziwne poczucie humoru u Polaków. Na fejsie krąży filmik, przedstawiający salę
szpitalną, na łóżku leży chory podłączony do respiratora i innej aparatury, a
wokół łóżka, w rytm disco-polo, krążą w tanecznych pląsach dwie pielęgniarki i podpis „Witamy
Koronawirusa”. Akcja drugiego durnofilmiku toczy się, na podobnych zasadach, w
karetce. Nie wydaje mi się, by tym razem, takim idiotycznym humorem, dało się
podtrzymać nastrój publiki. W tym wszystkim przerażające jest to, że o tej
chorobie ciągle zbyt mało wiemy, chociaż wydaje nam się, że już dużo wiemy. A
lekarstwa i szczepionki na nią ciągle brak.
Dla poprawy nastroju- tak
nam wyśpiewuje każdego dnia jeden z drozdów. Prawdopodobnie przymierza się do
zrobienia gniazda w tui. W tle słychać inne drozdy. Razem w ogrodzie jest ich
cztery lub pięć