czwartek, 8 września 2022

Nuda to mi nie grozi.

Wczoraj działo się, oj działo. Najpierw wychodząc z piwnicy, natknęłam się na małego jeża. Oho, będą kłopoty, pomyślałam. Następny do transportu do Ośrodka, bo po ostatnich perypetiach z jeżowym młokosem (TU oraz TU ) wcale nie miałam ochoty na przechowywanie następnego. Zabrałam jeżyka do pudła, przyjrzałam mu się- całkiem, całkiem: oczka błyszczące, nosek ruchliwy, czysto między kolcami,  żadnych larw muszych, tylko nad prawym uchem tkwił kleszcz.


 

Zaniosłam jeżyka do Jaskóła, by go w sklepie zważył. Wyszło 100g. Trochę mało. Dzwonię do „Mysikrtólika”- ośrodka, do którego zawieźliśmy poprzedniego jeża. Pytam, co z maluchem zrobić. Przywieźć do nich? Absolutnie nie. Malec ma szansę przybrać na wadze do mrozów i przetrwać  Jeżeli możemy to dokarmiać, a najlepiej wypuścić. Dobra, postanowiłam przetrzymać go w pudle do wieczora, bo przecież jeże żerują nocą, wypuścić do lasku. Ale gdzie tam. Po godzinie jeż zaczął robić raban, zaczął piszczeć, płakać. Nie miałam pojęcia, że jeże piszczą i płaczą jak koty. Wzięłam pudło, poszłam do lasku. Wypuściłam go niedaleko kopca pod cisem, o którym pisałam, przypuszczając, że tam ma stara jeżyca siedlisko. Jednak jeżyk postanowił inaczej. Szybciutko poszedł w inną stronę.

Tu filmik.


Po południu już go nigdzie nie znalazłam. Pewnie zaszył się gdzieś pod krzakami, albo dotarł do dzikiego kompostu i tam doczekał wieczora. Wydaje nam się, że urodził się pod tarasem, tam jeże miały gniazdo, a potem spadł przed wejście do piwnicy, kiedy samodzielnie udał się na polowanie.

Młodzi pojechali na grzyby do lasu. Wrócili z niezłym łupem- pełna reklamówka. Młoda wyłowiła z niej okazy prawdziwków, jakich dawno nie widziałam. Na zdjęciu parę z nich, ale zdjęcie zakłamuje wielkość, one miały prawie po 15-20 centymetrów. 

Po południu ja wyruszyłam na grzybowe łowy pod brzozy.

Moje zdobycze. Ale wziąwszy pod uwagę, że takie zbory mamy co drugi dzień, przyjmuję to powoli jako normę.

Te z lewej (5 sztuk)rosły wśród konwalii. Grzyby w konwaliach, hmmmmm…..

No i hit dnia- mamy dwa derenie. Derenie kwitły wiosną jak szalone.

Dopiero rozkwitają.
Potem sprawdzałam, czy zawiązały owoce- zawiązały. Jednak po doświadczeniach ostatnich lat, kiedy to owoce, zanim dojrzały, opadły, zupełnie zapomniałam, że mam w tym roku sprawdzać, co z nimi. Ale wczoraj robiąc film jeżowi, zajrzałam pod liście, a tam  zatrzęsienie dojrzałych dereni. 


Po miskę, derenie do miski- to jest kilogram owoców. 

 


Jaskół je nakłuł, zalaliśmy Finlandią (kilogram owoców derenia należy zalać 0,7 l. wódki, cukru można dodać jak ktoś chce) i teraz  trzeba cierpliwie czekać (podobno  najmniej pól roku), aż się zrobi dereniówka.

Na drugim dereniu owoce jeszcze są, zrobię z nich kompot, bo jest ich o wiele mniej, ale i krzak jest mniejszy.

 Kupiliśmy kocia karmę, ale dokarmianie jeży w ogrodzie raczej nie wchodzi w grę, bo tu są łasice i kuny, każde zabezpieczenie pokonają. Karma jest na wypadek, gdyby znowu jakiś maluch się przypałętał blisko i za dnia.

 

 

36 komentarzy:

  1. Z tego co pamiętam, to nalewki wszelakie szalenie długo się robią. A jeżątko wielce przystojne, w Warszawie mieliśmy "jeżownię" w tunelu który utworzyła hedera, którą posadziłam na trawniku przed oknami. Grzyby - w naturze to widziałam ze 6 lub 7 lat temu. Tu się nie chodzi na grzyby a zresztą ostatnio jest piekielna susza i aż strach wejść do lasu. Ostatnio płonie las w górach Harz a dostęp do ognia jest tylko z helikopterów.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, nalewki robią się długo. W jednym przepisie zalecali po roku zlać nalewkę ze słoja do butelek, dać trochę cukru i czekać drugi rok. Sadyści.
      Wygląda na to, że tych jeży może być kilka. Jak będzie ciepło, to sobie poradzą. A dzisiaj było u na +25 w cieniu. Schronisko zabiera małe jeże dopiero od listopada. U nas też jest sucho, ale lasy są na podmokłych terenach, może nic się nie stanie.

      Usuń
  2. U nas psiaki od razu wyniuchaja jeża i musimy biec na ratunek. Nawet nie jeżowi, bo on w kulce nikogo się nie boi, ale sobie, bo mielibyśmy cała noc z głowy, tak te nasze wariaty by szczekaly.
    W zeszłym roku widziałam ogromnego jeża w okolicy cmentarza muzułmańskiego i tak mowię mężowi na poważnie: wiesz, on chyba tam pracuje i wraca z nocnej zmiany taki zaaferowany. A mąż na mnie się patrzy z lekkim przestrachem w oczach😀
    Z nalewka nie pomogę, bo nie produkuje i nie spożywam, jako i grzybów. Ale okazy ładne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki jeż mieszka w lasku. Pod balkonem chyba drugi, bo tu ten mały się znalazł. Jeszcze jeże mogą być pod magazynami lub pod sklepem- wszystkie stoją na pustakach i pod nimi jest sucho, zacisznie, ciepło. Beza podchodzi do jeża "na palcach", ostrożnie wącha i odchodzi. Nauczona "nie rusz".

      Usuń
  3. Bym poszła na grzyby, choć zbieram z lękiem, bo się nie znam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym się grzybów nie bała. Wszystkie są jadalne, ale trzeba je odpowiednio przyrządzić. A teraz bez wymądrzania się- zbieramy tylko te, które na pewno znamy. Innych, nawet podobnych, w ogóle.

      Usuń
    2. Idziemy na muchomory! Zna go nawet przedszkolak. Zbieramy tylko te grzyby, ktore znamy. hahahaha! W tym roku nawet muchomory nie rosna. U mnie.

      Usuń
    3. Nie widziałam muchomorów, ale pełno jest dzikich pieczarek. W naszym ogrodzie również. Nie zbieramy. Nazwałam je dzikie, ale sama nie wiem, czy czasem nie są jadalne.

      Usuń
    4. Wszystkie grzyby sa jadalne, niektore tylko sa ostatnim grzybem w zyciu czlowieka i takiego sie powinno unikac. Tylko czy sie da?

      Usuń
    5. Ponoć wywar z muchomora, tego czerwonego jest gorzki, ale wywołuje tylko pewne omany, Należy muchomorki odpowiednio długo gotować. Inny muchomor przenosi na drugi świat, nawet po ugotowaniu.
      Nie jestem pewna, nie zbieram.

      Usuń
  4. rzadko widuję jeże w swojej okolicy... za to niedawno wracam z busa, z miasta i widzę, że kotka sąsiadów coś studiuje przy drodze... podchodzę bliżej, a to mały zaskrończyk zwinięty w helisę, taką spreżynkę udaje martwego... kocica odeszła, więc wężyka wyekspediowałem w krzaczory, z daleka od drogi, ruchu tu prawie nie ma, ale coś tam czasem przejedzie... a kuna od innych sąsiadów definitywnie się wyniosła po dwóch latach, może to zbieg okoliczności, a może ma to związek z naszym maine coonem, co to mamy go od niedawna, to wielkie i kudłate kocisko, robi wrażenie na terenie, więc może kuna nie wyrobiła ciśnienia?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że uratowałeś gada. Kot by go zeżarł i nie przeszkodziłby mu nawet smród, jaki zaskroniec w chwili zagrożenia wydziela. Obwąchałeś dłonie?:):):):)
      Kuny wcale takie odważnie nie są. Pewnie wystraszyła się kocura. No wiesz, kuna w porównaniu z Twoim kotem jest mała.

      Usuń
    2. no, nie wiem, czy mała... nie wiem, czy to była ta kuna, ale dwa razy miałem z nią spotkanie i wcale się mnie nie bała przechodząc powoli, kilka metrów obok mnie... za pierwszym razem akurat tak się zatrzymała, że idealnie od nosa do ogona na tle metrowego murku... w sobie też zbyt szczupła nie była, coś jak kot Lucek, a od Krajki na pewno większa...
      za to niedawno mijałem też rowerem leśną kunę - kamionkę potrąconą śmiertelnie autem, ta akurat była już mniejsza...
      wężyka brałem przez chusteczkę, a ręce umyłem zaraz w domu, tak rutynowo, bo to już niedaleko było, więc na zapach zbytnio nie zwróciłem uwagi...

      Usuń
    3. p.s. ale kocur Hamlet jakby nie było jest kawał byka, do tego tego kłaki go powiększają, więc kuna mogła znieść jeszcze inne koty, bo tu w sumie kotów na wsi jest sporo, ale ten zawodnik to już chyba dla niej za wiele, za duży kaliber :)

      Usuń
    4. Kuna ma około 50 cm + ogon. tchórz jest trochę mniejszy. No ale to mogła być full wypas kuna, bo przecież zwierzaki też bywają różne.
      Przeczytałam, że kuny atakują koty w walce o terytorium albo broniąc gniazda.Brrrrrr....
      Ale może ten Twój olbrzym porządnie je nastraszył. A może był inny powód wyniesienia się kuny od sąsiada- może zdechła, albo ją coś upolowało? .

      Usuń
    5. po spotkaniu z tą kuną dość długo wertowałem w necie, jaki to w ogóle gatunek, zwłaszcza, że wiele łasicowatych potrafi zmieniać szaty sierściowe w różnych porach roku... bo tą martwą kamionkę przy drodze rozpoznałem od razu, wyglądała "wzorcowo", ale ta "nasza" była dla mnie zagadką... no, i te rozmiary, które nie pasowały mi ani do kuny, ani do tchórza, czy gronostaja... ale to jednak chyba kuna, która gdy żywi się przy ludzkich obejściach to potrafi godnie urosnąć...
      podobno kuny i koty schodzą sobie z drogi, a psów w ogóle unikają... my tu bardziej obawiamy się lisów, które kręcą się po okolicy i staramy się ograniczać nocne kocie wycieczki... ostatnio zresztą, tydzień temu wieczorem, widzieliśmy lisa wracając autem od weta z kotem... też był nieźle wypasiony i też wcale się nie bał... przechodził przez jezdnię powoli, z godnością, niczym dziadek na pasach na zielonym...

      Usuń
    6. W fajnej okolicy mieszkasz. Takiej bardziej dzikiej chyba:). Łasice są cieniutki i długie, i są bardzo skoczne. Tchórze są misiowate,a najbardziej groźna jest właśnie kuna. Cwana spryciara. Zaleca się kocie lub psie wyczeski wkładać w miejsca, gdzie pojawia się kuna (np. pod maską samochodu). Tutaj do nas też czasem lis się przyplącze, bo tu lasów i pól sporo, chodzą sobie od jednego do drugiego.

      Usuń
    7. ta dzikość to taka dziwna, bo lasów bardzo mało, głównie taki zagajniczki, za to pól jest dużo... zabudowa rzadka, głównie takie długaśne wsie ulicówki, a nasza jest na pagórku, na uboczu szosy między miastem powiatowym i takim drugim, trochę inna, niż ulicówka, bo dojeżdżasz do placyku, potem się to rozgwieżdża w ślepe drogi, chyba że traktorem na pola... ale zarośli między polami nieco jednak jest, a zwierzory /sarny, zające/ hasają po tych polach... od sąsiadów wciąż słyszę o borsukach w takim małym dzikszym zakątku nieopodal, ale spotkać takiego łatwe nie jest, bo jemu się do tego nie spieszy...

      Usuń
    8. Właśnie takie zagajniki lubi dzika zwierzyna. Borsuki miały jamy w zboczach kopców ( Kopce Cieszyńskie), przy których mieszkałam, po wyprowadzeniu się z leśniczówki. Dom był oddalony od stoku porośniętego lasem 30 metrów. I niedaleko domu, w takim zboczu miały jamy borsuki.
      Normalne otwory i wygrzebana tylnymi łapami glina przed nimi. Żeby zobaczyć borsuka, trzeba było iść tam nocą, ale nigdy tam nie poszłam. Tata kiedyś upolował borsuka, ale mnie zawsze wkurzało to, ze poluje. Jak byłam mała to może nie tak, ale potem byłam zła na niego.

      Usuń
    9. te borsucze rejony, które mi pokazano są słabo dostępne nawet w dzień, ale to dobrze, bo niech sobie zwierzory tam żyją w spokoju, niemniej jednak każde takie spotkanie z miejscową fauną to niesamowity odlot...
      jakiś czas temu jechałem na rowerze polnym skrótem do miasta i nagle z krzaczorów wyleciał ptak drapol, pewnie niechcący przerwałem mu śniadanie... jaki gatunek, nie wiem, za słabo się na tym znam, ale to był kawał sporego drobiu... tak stoję z tym rowerem, stoję i przez dłuższą chwilę zapomniałem, co ja tu robię na tym polu i że zaraz mi zamkną punkt pobrań krwi do badania :)

      Usuń
    10. No to wiesz, o czym piszę, kiedy opowiadam o moich obserwacjach przyrody. Urodziłam się z taką "skazą'- kiedy jestem w polach, w lesie, a nawet w ogrodzie i widzę "świat przyrody", potrafię zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości na długie chwile. Jeszcze w dzieciństwie nauczyłam się cicho chodzić po lesie, podchodzić blisko zwierzyny i cierpliwości w tym wszystkim. O tak, cierpliwość jest najważniejsza. Czasem trzeba stać długo prawie bez ruchu, by zwierzyny nie spłoszyć.
      Jeżeli drapol był duży, to albo jastrząb, albo myszołów.

      Usuń
  5. Moja mam trzymała kiedyś jeża w domu, ale nie pamiętam, jak się u niej znalazł. Pewnie mu pomagała, bo rodzinna legenda głosiła, że na wsi u rodziny pomagała wszystkim psom i kotom.
    Podobno dereniówka jest super, ale nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie każdy jeż w ogrodzie, ale myśl, ze taki maluch ma sobie sam radzić przed zimą, trochę mnie przeraza. Posłuchałam fachowca ze schroniska dla zwierząt. Jeżyk ma być w ogrodzie i sam sobie szukać pożywienia. jest jeszcze trochę czasu, by nabrał wagi potrzebnej do hibernacji zimowej.

      Usuń
    2. u nas robale tępią ryjówki, których jest tu sporo, niestety nie są na szczycie łańcucha pokarmowego i koty na nie polują, są łatwiejszym łupem, niż myszy...
      a jeże są w tym wszystkim bezpieczne... kiedyś, jeszcze w Wawie poszedłem z Krajką na spacer i spotkaliśmy Tuptusia... mimo, że ewidentnie rzucał się w oczy, to kocica go zignorowała, udała że go w ogóle nie widzi...

      Usuń
    3. Mnie bardzo boli, gdy widzę jeże i ryjówki przejechane lub zadeptane na drogach...

      Usuń
    4. Bo człowiek to normalnie największy zwyrodnialec jest w świeci przyrody. Co komu przeszkadza mała mysz na polnej drodze. To jej środowisko, a człowiek tam jest intruzem. Tak samo podchodzę do wszelkiego życia w naszym ogrodzie. I tylko jak już naprawdę konieczne jest to ingeruję.
      Często widuję przebiegające po grządkach lub trawniku myszy. Nie reaguję. Zresztą bardzo mnie taki widok śmieszy- zaaferowana mysz spieszy się dokądś. Trawniki mamy zryte i "pokopcowane"- zostawiamy, kosimy wprawdzie, ale trawa jest na 10-15 cm. Nic nikomu nie szkodzimy.

      Usuń
    5. jakiś czas temu ratowałem żabę z opresji... chapnął ją kot, ale mu uciekła na pobliski kopiec piasku, taką stertę do prac budowlanych, dotarła do szczytu i nie wie, co dalej... kot odpuścił, poszedł sobie, a był spory upał, wręcz patelnia na tym kopcu, bez pomocy żaba by nie dała rady wrócić w zielone rejony...

      Usuń
    6. Już Cię kocham.... za ratowanie żaby przed ugotowaniem. Nie każdy tak by zrobił. Jak tak czytam Twoje wpisy o zwierzakach, to serce mi się cieszy. Takie bliskie klimaty.

      Usuń
  6. Tego lata i u nas było dużo jeży, gdyż mieszkamy przy samym lesie. Nasza psica nie dawała spokoju. Szczekała i szarpała za siatkę ogrodzeniową, chcąc się przedostać do lasu, gdzie widziała i wyczuwała jeże. Najgorzej było, gdy za domem urodziły się malutkie jeże. Musieliśmy zabezpieczyć teren, by nasza Samba się do nich nie dostała.
    Piękne zbiory grzybków ! U nas też zaczynają się pojawiać grzyby. Pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psy potrafią jeża zadręczyć. Tak robiły kiedyś psy mojej siostry. Na szczęście tych psów już nie ma, choć fajne były. Teraz na razie nikt ogrodowym jeżom nie zagraża. Beza jeża nie ruszy, wie, że nie wolno. Jest duży wysyp grzybów i w ogrodzie, i w lesie. Smażę je i zamrażam.

      Usuń
  7. chyba nie przeskoczysz czekania z dereniówką, normalnie nie ma opcji. Za to jaka pyszna hoho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie wyroby zawsze się napoczyna przed teoretycznym terminem, w końcu trzeba sprawdzić, czy sprawy idą we właściwym kierunku...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. No to ZONK! Daję jej pół roku, najwyżej rok:)

      Usuń
    3. O, P. Dokładnie tak trzeba zrobić- sprawdza się do skutku:):):)

      Usuń
  8. Grzybków u nas narazie ni hu, hu, w lasach sucho, suchusieńko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze lasy są na podmokłych terenach, ale ogólnie też szału nie ma z deszczami i raczej jest susza. Ciągle nie potrafię u Ciebie komentować, ale piękne balkony pooglądałam z przyjemnością.

      Usuń