poniedziałek, 1 lipca 2024

Wilgi i ogrodowe różności

 


Upał nareszcie trochę zelżał. Dzisiaj pada przelotnie deszcz. Wczoraj wieczorem przeszły burze, ale jak to u nas bywa, grzmiało gdzieś z boku, była porządna ulewa i to wszystko. Tylko biedna Beza coraz bardziej przeżywa wszystkie burze. Kolejny raz z nerwów zwymiotowała. Bardzo mi jej żal- uspakajamy, wyciszamy, ale nic to nie daje. Na ostatnie siusiu wyszła dopiero o wpół do pierwszej w nocy, kiedy się uciszyło i przestał padać deszcz.

W sobotę było w cieniu 35 stopni, a u nas, akurat w najbardziej gorący czas, panowie zabrali się do remontu tarasu. W piekącym słońcu machali młotem, wycinarką, wiertarkami i skuwali schody oraz zwietrzały beton na tarasie. Bez obijania się, bez przeklinania, wrzasków, fochów, ekstra wymagań i zbędnych dyskusji, wszystko cichutko, porządnie… Hałas był okropny, kurzyło, pyliło, ale ¾ pracy w przygotowaniu do wylewki mają już zrobione.

Musiałam trochę zweryfikować moje oczekiwania oraz przemeblować końcową  wizję tarasu, ale bez jakichś wielkich wyrzeczeń. Myślę, że będzie OK.

W połowie czerwca pojawiły się w ogrodzie wilgi. Uwielbiam ich: śpiew 

(samca) oraz skrzeki (samicy). 

 Przylatują do ogrodu, pośpiewają i odlatuję, by po paru godzinach znów się pojawić. I tak codziennie nas odwiedzają, a trwać to pewnie będzie do połowy sierpnia. 

 

Potem odlatują na południe. Bardzo je lubię i nie wyobrażam sobie letniego ogrodu bez śpiewu wilg tak, jak wiosennego bez śpiewu drozdów.

Dzisiaj je nagrałam, ale nie udało mi się zrobić im zdjęć. Siedzą między listowiem, a że mają kolor dosyć maskujący (żółty gubi się w jasnych liściach brzóz) to trudno je wytropić.

Jakaś awantura między ptakami zaszła. Ten zaniepokojony skrzek, to samica wilgi.


 Inne ptaki ogrodowe przestają wariacko, intensywnie śpiewać, to znak, że lato się rozkręca. Jeszcze rano drozd się odzywa, czasem sikora, ale ogólnie już po wiosennych ptasich śpiewach. W gniazdach siedzą pisklaki z ostatniego, w tym roku, lęgu (chyba). Jedno gniazdo kosy uwiły w bluszczu tuż przy bramce- w nim widać puchate łebki maluchów. Jeszcze tydzień, może ciut dłużej i wyfruną z ciepłego kąta. 

Na zdjęciu są pisklaki kosa- gniazdo znajduje się w kącie między ścianą domu i tarasu, nad załamaniem rynny, w bluszczu. Każdego roku kosica znosi tam jajka i wychowuje nowe pokolenie ptaków. Obok okna w innym starym gnieździe, były pisklaki jakiegoś małego ptaszka, ale nie chciałam ich niepokoić- gniazdo dosyć wysoko, nie zaglądałam.

Na świerku syberyjskim, naprzeciwko okna, gniazdo uwiły sierpówki. Znalazłam młodziaka gołębiego obok tarasu, siedział tam dwie godziny, a potem go matka wywabiła (głośno „gruchała") w głąb ogrodu.

Gdzieś w pobliżu domu mają gniazdo muchołówki. W pogodny dzień stare kursują, jakby im ktoś pieprzu pod ogonki nasypał. Czasem przysiądą, a potem znów śmigają w pogoni za owadami.


 Pod nogami wałęsają się młode podloty drozdów. Czasem wieczorem spotkam na parkingu jeża. To z tych, co mają siedzibę pod sklepem lub pod magazynami. 

 Widok na ogród z tarasu. Zaczyna kwitnąć trytomia- również sponiewierana przez ślimaki, ale trochę pąków na niej zostało.

No i co jeszcze? Ślimaki buszują, bezczelnie obżerają pąki liliowców, ale nie dadzą rady wszystkich zjeść, bo pąków na kępach dostatek. No właśnie, w tym roku wcześniej kwitną liliowce- nie robię na razie zdjęć, a kto chce zobaczyć, ile jest w ogrodzie ich gatunków, niech kliknie w zakładkę Liliowce i otworzą się posty ze zdjęciami, wcześniej też kwitną juki, dojrzewają też wcześniej borówki amerykańskie.

Żółta róża, która odrodziła się po kilkuletnich moich prośbach, by się jeszcze nie "zwijała" i w końcu się rozkrzewiła. Jest stara, ma 20 lat. Długo wegetował jeden pęd, a teraz zakwitła kilkoma kwiatami. 


 Niedawno miałam wrażenie, że już się lato przetoczyło i jest jego schyłek. Dziwne uczucie, przecież dopiero co zaczęły się wakacje, jeszcze trzy miesiące letniej pogody przed nami. Może to odczucie spowodowane jest tym, że ciepło przyszło już końcem zimy i było go mnóstwo wiosną, a może też przyspieszoną wegetacją roślin? Dojrzałe borówki pod koniec czerwca? Naprawdę?


W tym roku zakwitł tylko jeden amarylis. Nie spodziewałam się lepszego wyniku, jestem i tak zaskoczona, że w ogóle coś zakwitło. Amarylisy trzymam przez zimę w piwnicy, w chłodnym miejscu. Cebule sobie w donicach zimują, tracą liście, od czasu do czasu je tam podlewam, a wiosną, po wyniesieniu na taras, puszczają nowe liście i kwitną- nie wszystkie, ale zdarza się, że parę (jest ich w sumie 10). W tym roku, wiosną, zauważyłam z przerażeniem, że coś wyżarło cebule w miejscu, gdzie powinny puścić liście. No jak to coś? Ślimol, morderca roślin, dostał się jesienią do piwnicy i zrobił spustoszenie w cebulach. Wyniosłam donice do ogrodu, postawiłam przy kompoście z myślą, że co się da uratować, to przesadzę, a co nie- wyrzucę. Okazało się, że wszystkie cebule są dorodne, ładne, tylko te nieszczęsne wierzchołki mają nadżarte. Zaryzykowałam, przesadziłam, bo żal było takie piękne cebule wyrzucić. Wszystkie, dosłownie wszystkie, wypuściły przepiękne nowe liście a ten jeden zakwitł. W tym roku zaniosę donice do piwnicy i, słowo daję, obsypię je szerokim grubym paskiem granulek. Nie będzie ślimol żarł moich amarylisów. Never!

Dzisiaj Międzynarodowe Święto Psa - wszystkim Waszym psiakom życzymy z Bezką jak najlepszych dni.
 
I na koniec posta śliczności ogrodowe.