„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

piątek, 25 kwietnia 2025

Nadrabiam zaległości


* Jeszcze przed świętami dostałam od Wuszki żabę- taka malutką śliczną broszkę. Wraz z żabą dostałam list pełen ciepłych słów. List napisany ręcznie, pięknym charakterem pisma, wzruszył mnie tak samo mocno, jak ten śliczny prezencik. Wuszko, z całego serca Ci dziękuję za to wszystko.

 Żaba jakiś czas siedziała przy komputerze, a teraz dołożyłam ją do kolekcji moich żab. Jak będę miała jakiś ciuszek, do którego będzie stylem pasowała, to ją sobie przypnę. 

 ** Święta były jednym totalnym nicnierobieniem- żadne pieczenie kuchcenie, mycie okien (jeszcze nie ruszone po zimie), pranie odkurzanie- NIC, ZERO, NUL!. W Wielką Sobotę pojechaliśmy z Bezą nad zalew trochę połazić i zobaczyć, co w ptasim świecie piszczy. Spacer trochę kiepski- Jaskółowi dokuczały kolana, mnie kręgosłup, a Bezę łapała zadyszka. 
 


Było bardzo ciepło i ślicznie słonecznie, ale nas ten spacer zmęczył okrutnie, a był dosyć krótki. 



No niestety- los trzasnął nas w najbardziej paskudne miejsce, jakby na ironię, bo dla nas włóczenie się było niesamowitą frajdą, a teraz powoli to się kończy. Jednak nie mamy zamiaru rezygnować, po prostu spacery skrócimy, a wycieczki będą w stylu francuskim- z okna samochodu dużo widoków, częstsze postoje, łażenia mniej. Trochę nieswojo się z tym czuję, ponieważ zawsze byliśmy ruchowo bardzo aktywni, a teraz jakby ktoś włączył nam potężny hamulec. 

Wkurza mnie też inne ograniczenie- kiedy robię zdjęcia, a szczególnie, kiedy kręcę filmy, to nie mogę długo trzymać rąk w górze, albo w jednej pozycji.  A przecież często to, co kręcę, wymaga kilkuminutowego trzymania aparatu bez ruchu. Czasem czuję, jak kręgosłup mi trzeszczy i boli, ale chęć nakręcenia czegoś fajnego jest silniejsza. No i potem pół dnia cierpię.

Oczywiście, że da się to jakiś przystopować, leczyć, ale… kasa BUBU kasa, nawet, jak już pisałam, mamy trochę kasy na leczenie, ale niektóre ceny powalają, a terminy na NFZ, sami wiecie. No to godzimy się na to, co mamy i próbujemy dalej fajnie żyć z tymi ograniczeniami. 

 Aktualnie Jaskół pojechał na „Szerszeniu” na spotkanie z kumplami motocyklistami w poznańskim, a ja sobie zrobiłam labę- tkam, czytam, oglądam, słucham. Do tego na tarasie sokawka- a tak mi się przypomniała ta nazwa.  Kto kiedyś spotkał się z tym terminem, to wie, co oznacza oraz skąd się wziął- stare normalne blogowe czasy, kiedy jeszcze nie miałam zielonego pojęcia, jaka okrutna potrafi być blogosfera, blogowe czasy sprzed awantur i szykan. 


*** Ogród już prawie odchwaszczony, wykoszony, przycięty, posprzątane stosy liści, gałęzi itp., teraz na bieżąco wszystko będzie. I tak, jutro, choć ponoć żałoba po papirku (mam szacunek dla śmierci, straciłam szacunek do Franciszka, kiedy stwierdził, że Ukraina powinna się poddać, by nie przedłużać wojny), jak trochę podeschnie, mam zamiar skosić trawnik przed tarasem- spoko, koszenie jest na wysokich kołach, a nie do gołej ziemi.

 Posadzę też dwie azalie- pomarańczową i żółtą, bo dzisiaj przyszły sadzonki. No tak, miałam już nic nie sadzić, ale… czekam jeszcze na kompaktową hortensję, kompaktową budleję (czerwoną) oraz 6 sadzonek krwawnika- wszystkie ostatnio kupione i posadzone rośliny są ślimakoodporne- podobno nie żrą ich ślimole. A w ogóle to jakby tych ślimaków w tym roku nie było. Trochę malutkich ślimaków znalazłam na narcyzach i to nie wszystkich, natomiast duże znalazłam, na razie, dwa, w dodatku pomrowy (czarne w cętki- nie żrą roślin), a nie ślinniki (rude i paskudne- wszystko w ogrodzie zjedzą).

Miałam sen- sprzedaliśmy dom z ogrodem i kupiliśmy mieszkanie w bloku. I zaraz też kupiliśmy działkę, a ja, zanim opróżniliśmy z mebli dom, wykopałam wszystkie krzewy oraz kwiaty, którym przesadzanie nie zaszkodziłoby i posadziłam na tej działce. Co za sen, a kysz….

*** Już drugi miesiąc tkam gobelin. Nie jest mały- 30x40 centymetrów powierzchni tkanej. Tkam i wkurzam się na siebie samą. Przechytrzyłam, zlekceważyłam wiedzę własną i innych- zamiast tkać przędzą tej samej grubości różne kolory, to zadufana, że dam radę, pomieszałam grubości tej przędzy i teraz cierpię, bo trzeba pewne rzeczy kombinować. Jeszcze została ¼ do utkania, no i wykończenie.


 

16 komentarzy:

  1. Prowadzę bloga już wiele, wiele lat a nie znam pojęcia sokawka. Przybliżysz?…
    Zdrowia życzę i wszystkiego dobrego po świętach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech.... to chyba już 15 lat temu... to okolice "kolorowego kurnika", ale i "Blogownic". Towarzystwo się wymieszało, pokłóciło, pogodziło, potworzyło nowe banki... Kilka doszło, kilka odeszło, parę zmarło, o paru nic nie wiem. Nie wracam, nazwa mi tak wskoczyła, bo tam było modne picie sokawki na tarasie.A nazwa powstała z przejęzyczenia, chyba.
      Dzięki i wzajemnie:)

      Usuń
  2. Jaka fajna żabka! Miło dostawać prezenty- wytwory rąk czyichś.
    Sokawki nie znam, ale trafiłam na blogi już w czasach afer i awantur, trzaskania drzwiami, zamykania komus drzwi na nosie i tak dalej.
    Mój tata, bardzo sprawny umysłowo, chodzi coraz gorzej i bardzo, bardzo go to denerwuje. Niestety tak już będzie. Albo głowa, albo ciało, albo jedno i drugie nawala, Maryla i Mick Jagger są tylko jedni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żabka jest biżuteryjna, śliczna, delikatna i bardzo soczyście zielona. A mnie przypomniała dzieciństwo, o którym zresztą wspomniałam w poście i Wuszka pospieszyła z odzewem.
      Awantury, trzaskanie drzwiami, wożenie się miesiącami po kimś... Repo, komu to tak naprawdę jest potrzebne, te zaczepki, dogadywania, złośliwienia się poza plecami i narzucanie domysłów o kogo chodzi.
      Twardo trzymam się postanowienia, że jak najmniej aluzji u siebie i jak najmniej dopiekania u kogoś. Tym bardziej, że ani siebie nie znamy dokładnie, ani nie znamy kontekstów, ani niczemu to nie służy.
      Ja sobie zepsułam kręgosłup podczas opieki nad leżącą mamą- nie miała przy łóżku takiej taśmy do podnoszenia się i kiedy musiałam ją podnieść do pozycji siedzącej lub podciągnąć na poduszkę, chwytała mnie oburącz za kark i tak ją ciągnęłam w górę. Brat, który miał tę taśmę wypożyczyć zwlekał, zwlekał. Gdybym wiedziała, to jakoś pokombinowałabym, albo sama załatwiła. Matka z alzheimerem, leżąca, wymagająca nieustannej uwagi, to bardzo trudne przeżycie.
      A kolana mamy zjechane przez sport. No i wierz tu w powiedzenie "Sport to zdrowie".
      Współczuję Twojemu tacie, bo głowa by chciała, a nogi nie puszczają, co jest strasznie wkurzające. No i to spowolnienie w wykonywaniu czynności.
      Mimo wszystko wolę mieć sprawną głowę, bo te nogi czy kręgosłup można jeszcze czymś wspomóc, ale jak mi trzaśnie po głowie to mogiła.

      Usuń
    2. Mój mąż przystosował mieszkanie do możliwości taty, są poręcze, maty, krzesełko w wannie i nie ma wszędzie ukochanych taty dywaników, bo ja sama się poślizgnęłam na nich fest i zarządziłam eksmisję:)

      Usuń
    3. Chyba napiszę post o tym przystosowaniu- przygotowywaniu domu na niepełnosprawności wieku:)

      Usuń
  3. na zdjęciach widać, co kormorany zrobiły z drzewami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, widać, ale to ich królestwo i ni ma co się czepiać. Cały zalew to obszar Natura 2000 pod ochroną. Mnie się takie drzewa z kormoranami podobają, chociaż zdaję sobie sprawę, że je ptaszory zniszczyły i trochę mi ich żal.

      Usuń
  4. Po prostu na święta przygotowałaś działkę. Takiego dokonałaś wyboru, nie tak że nic nie robiłaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, grządki odchwaściłam teraz, w te dni po świętach. I posprzątaliśmy te gałęzie tudzież liście też w te dni. A przed świętami zaiwanialiśmy w naszym sklepie, bo zawsze w takim przedświątecznym okresie jest duży ruch.
      Nie robiłam nic ekstra "pod świetą" jak to bywa w zwyczaju w wielu domach.

      Usuń
  5. Och, te ograniczenia i nas dopadają, ale na razie walczymy ze słabościami, ile się da!
    Kormorany maja swoje siedlisko także nad Gopłem, zawsze rybacy skarżyli się na ich sąsiedztwo.
    Ogrody teraz zachwycają, lubię spacery z zaglądaniem do ogrodów właśnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nie było tu kormoranów, teraz się panoszą. Ze stawów ich przegoniono, ale mają zalew i to ich jest teraz naturalne siedlisko. Potem osiedliły się dzikie gęsi, a ostatnio osiedliły się żurawie, co mnie ogromnie cieszy.

      Usuń
  6. Jaskółeczko - jeśli można, to ja w sprawie tych kolan - pomalutku wchodzicie w wiek, w którym trzeba zacząć dbać o ....kości, a staw to kość i chrząstka i tu z pomocą przychodzi nam odpowiednia żywność, która jest mało popularna w Polsce- mam na myśli soczewicę, fasolkę mung, czarną fasolę. Nie jest prawdą, którą poniektórzy wmawiają, że po fasoli się tyje - nie tyje się, bo fasola ma wszak błonnik- te ziarna mają skórkę . Wszystkie te wymienione "ziarenka" powinny lądować na naszych talerzach ze 2 a nawet trzy razy w tygodniu - chronią przed osteoporozą i chronią również nasze chrząstki. I wiesz- dzięki tej diecie gdy złamałam główkę kości udowej obeszło się bez operacji - sama się ta pęknięta z przemieszczeniem główka zrosła a zrost zaczął się tworzyć nim łaskawie zgodziłam się udać do szpitala. Ortopeda ponoć oczy przecierał ze zdumienia, bo wszak młódką już nie byłam. Ostatnio straszliwie się lenię - wyciągam koraliki, grzebię w nich i kamyczkach i..... wdech, wydech i wszystko wraca do regału. Szalenie gęsta i wysoka ta trawa- psiunię ledwo z niej widać! Serdeczności ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, te3 wszystkie rzeczy jemy- soczewicę, fasolkę i inne wspomagające. Na dodatek robię mnóstwo galaretki mięsnej z warzywami, grzybami itp. Zjadamy często po dwie kompotierki galaretki dziennie. Jemy dużo białego sera jako przekąski i do chleba. To wszystko stosujemy, ale na niektóre sprawy genetyczne nie ma lekarstwa. Jaskół leczy kolana u specjalisty sportowego, mój kręgosłup trzeba już tylko utrzymywać a jakieś kondycji, bo raczej nie będzie lepiej. Szukamy rozwiązań i w diecie i w usprawnianiu ruchowym, a tam, gdzie się nie da, to ułatwiamy sobie życie różnymi urządzeniami domowymi i ogrodowymi.
      Miałaś fart, że tak się z tym biodrem skończyło. Ale pewnie nieziemsko bolało- współczuję.
      Ja obawiam się właśnie spraw związanych z biodrami, choć prześwietlenie wykazało, że wszystko w porządku.
      Koralikuj i pokazuj, co zmajstrowałaś. Robisz z koralików fajne rzeczy, już jestem ogromnie ciekawa, co tym razem będzie.

      Usuń
  7. Gobelin z koniem! To by było na pewno przepiękne

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że żaba dołączy do towarzystwa! Niech Cię wspiera! Ja się na blogowe niesnaski na szczęście nie nacięłam, ale też nie bywałam na wielu blogach, bo brak czasu i atłasu. A swoje prowadzę jak se chcę, po swojemu :)

    OdpowiedzUsuń