Byliśmy nad zalewem. To był krótki wypad. Czy udany? Nie wiem. Z jednej strony udany, bo las, bo droga w lesie i zapachy wczesnej jesieni, i lekki wiatr w koronach starych sosen,bo wał, bo trawa na wale i z prawej strony las, i z lewej strony woda. Woda? Jaka woda. Już w połowie drogi do wału, poczułam paskudny zapaszek czegoś stęchłego, zgnilizny, błota. Wyszliśmy na koronę i..., i to właśnie ten moment, kiedy mogłabym napisać, że wypad był nieudany. Bo takiego widoku się nie spodziewałam.
Widoku zaskakującego, wręcz szokującego. Nie było wody w zalewie. No nie było... wróć! Owszem, coś tej wody pod warstwą strzałki wodnej było, ale całość przypominało błotny barzoł. I nie było ptaków i była straszna cisza, taka cisza przygnębiająca, wcale nie kojąca. Zalew zastygł w bezruchu beznadziei i w obliczu katastrofy, jaką spowodowała susza.
Szłam w tej ciszy, robiłam zdjęcia, próbowałam się cieszyć wycieczką.
W cement wału wrosły różne krzewy- kalina, kruszyna, chmiel, jeżyna i inne. Teraz mają owoce, zrobiłam kilka zdjęć.
Poszliśmy w stronę, gdzie raczej nie ma rowerzystów i ludzi malutko. Beza może tam chodzić bez smyczy. A jednak musieliśmy ją dwa razy na smycz złapać, bo mijały nas cztery charty, podobne do charta polskiego, a potem mały buldożek. Beza, jak to Beza- od razu chciała wszystkie psy pożreć- co będą po jej drodze chodziły jakieś łachudry.
Dopiero z tego miejsca, gdzie stoi Beza, zauważyliśmy kilka ptaków na drugim brzegu zalewu.Nie gustuję w tego typu imprezach, chociaż powinnam, bo przecież te wszystkie etnograficzne, etnologiczne, antropologiczne oraz kulturowe wiejskie tematy to moja broszka. No ale... mam do wsi teraz dziwny stosunek. Z jednej strony bardzo mnie interesują zwyczaje, stroje, historia wsi, regionów, ludów, a z drugiej strony mierzi ta zaściankowość wyłażąca z każdej wiejskiej dziury. To bezrefleksyjne posłuszeństwo wiejskiego ludku względem tego, co księżulo z ambony zrzuci. Ta zachowawczość oraz postawa „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek”, to twarde stanie przy tradycji choćby ta tradycja już uszami wychodziła i była powtarzalna do znudzenia, była coraz bardziej szkodząca normalnym normom społecznym- to wszystko jest dla mnie nie do przyjęcia. I staję się coraz bardziej wobec takich zachowań krytyczna, ale zostawiam to tym ludziom, to ja się od nich odsuwam, przestaje mnie to interesować oraz osobiście już nie dotyka.
I to zadziwiające rozdwojenie w zachowaniu u rolników- tu plują na Unię, na polski rząd, płaczą, że są biedni i wyciągają łapę po forsę, a z drugiej strony jeżdżą full wypas samochodami, mają najbardziej nowoczesny sprzęt rolniczy, jaki można sobie wyobrazić, biorą dotacje, są zwalniani z opłat np. ZUS (składka KRUS jest bardzo mała), dostają ekwiwalenty np., za ropę, mają wiele przywilejów, jakich nie mają inne grupy społeczne i ciągle im mało.
Jadąc nad zalew, minęliśmy kilka miejsc z dekoracjami dożynkowymi. Miałam wrażenie, że takie dekoracje robi jedna firma dla kilku gmin, bo kogut z kurą, zrobione z balotów, pokazane były na zdjęciach z dożynek w okolicznych gminach.
Baloty słomiane to teraz podstawa dożynkowych dekoracji- dorobi się papierowe, drewniane, czy jeszcze z czegoś innego, części i już mamy: koguta, kurę, babę, chłopa, konia, osła... i co tam jeszcze wymłodzi się z tych balotów. A sporo tych dekoracji takich przaśnych, czasem wręcz wulgarnych, tandetnych. Jednak co się komu podoba, jak lud wiejski takie dekoracje lubi, to jego przecież sprawa. W końcu to na wsi się rzecz dzieje, na ich terenie. Mnie podobają się tylko dekoracje z płodów rolnych oraz wieńce dożynkowe. Na regionalnej stronie internetowej obejrzałam relację z tych dożynek. Nie wiedziałam, że teraz zamiast polskiego hymnu, śpiewa się Rotę. Poczułam się nieswojo. Rota to piękna pieśń, ale w kontekście dożynek zabrzmiała, przynajmniej mnie, jako coś raczej nie na miejscu. A potem inscenizacja dożynkowa, od X lat ta sama, z Bogiem w co drugim zdaniu. Ach to zadęcie, ten patos, ten ton bogoojczyźniany. Ale przedtem, jak co roku korowód- też relacja, a jakże filmowanie wszystkich maszyn- nuuuda, panie nuuda.Na dożynki nie poszliśmy, bo od dawna mnie, w tej wsi, nie interesują, a Jaskół też specjalnie nie był wyrywny.
















Niedługo dożynki będą imprezą państwowa o statusie oficjalnym:)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię takich imprez, mój mąż też unika zborów z piwem i głośna muzyką.
I jak to tak zalew bez wody?
Dożynki były imprezą oficjalną, robione z paradą. Niedawno oglądałam PKF-relację z dożynek- na trybunie Gierek i oficjele, dołem korowód dożynkowy.
UsuńNo, jak to tak zalew bez wod? No jak??????? Why?????!!!!!!
Tamte dożynki były bez akcentów religijnych:)))
UsuńNo i każde województwo niosło ogromny wieniec dożynkowy. Za dużo ostatnio tego Boga w przestrzeni- Boga na ustach, ale, że tak powiem z patosem, nie w sercu.
UsuńŚwięte słowa!
UsuńTo znaczy byłaś nie nad zalewem a nad "odlewem" skoro wody niemal nie było. A gdzie się ona podziała? Teoretycznie każdy zalew ma jakieś "źródło wody"- (przynajmniej tak mi się wydaje). Co do wsi i jej stałych mieszkańców - nigdy, ale to naprawdę nigdy wieś mnie nie pociągała, a wszystko co się na wsi działo przyprawiało mnie tylko o zdziwienie i niesmak i to niezależnie od tego w jakim wieku byłam. Jedyne pozytywne wrażenia miałam kiedyś na wsi w woj.poznańskim- czystość, porządek, dbałość o otoczenie. Nawet obory nie były śmierdzące wewnątrz. No a o tej dziwnej mentalności ludzi żyjących i pracujących na wsi nie będę się wypowiadać, bo to temat
OdpowiedzUsuńdługi i za dużo w nim brudu- niczym w zanieczyszczonej rzece.
Poznańskie jak i śląskie- ordnung muss sein :) Jestem ze wsi, ale nigdy nie żyłam ze wsią jej sprawami- plotami, kościołem, przemocą. Może tylko tyle, na ile mi kazała praca wychowawcy i nauczyciela. Ale życie wiejskie znam dosyć dobrze- pijaństwo, przemoc w rodzinach, zaharowane i wystraszone kobiety, wycofane dzieciska, daleko do szkoły, brak butów, podręczników, pijani traktorzyści i nędzę mieszkań pegerowskicvh (miałam koleżanki z takich rodzin i tam bywałam)- ja przeżyłam dzieciństwo i młodość obserwując taką wieś.
UsuńZ tą wsią, po osobistych złych doświadczeniach i po tym , jak ludziska głosowali, zupełnie mi nie po drodze. Mieszkam z dala od centrum, bywam tylko na cmentarzu. nawet do sklepów jeżdżę gdzie indziej, tak mi ta wieś obrzydła.
Woda jest penie przepływowa, zapora otwarta w większej części, by zasilać Wisłę, która total wysycha. Tak to sobie tłumaczymy. Na Wiśle, powyżej zalewu, woda normalną ma wysokość.
UsuńSmutna notka. Przyroda się buntuje…
OdpowiedzUsuńMyślę, ze przyroda się przystosuje. W końcu robi to na bieżąco. Gorzej z człowiekiem. Tej wody w zalewie jest mało, bo na bieżąco schodzi do Wisły, by ratować jej dolny bieg. To jest zbiornik retencyjny na wypadek powodzi. A tej nie było w dużym wymiarze od lat i ta woda , w oddalonych od zapory częściach zalewu, jest coraz niższa, coraz dalej od wału. Teraz idą ulewy, ale myślę, ze nadal zapora będzie w dużej części przepustowa, by nadal ratować Wisłe.
Usuńno wiesz?... morzyć Bezę?...
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/fZjGmWpSnlA?si=4b-edxeABjqx-aIL
to nieludzkie... i niebezie...
p.jzns :)
Co robić? Morzyć Bezę? Nie otwieram linki, bo nie da sie skopiować. Co tam jest?
Usuńto jest utwór Adama Anta "Dog eat dog", ilustracja do /trudnego, fakt/, żartu o nie pozwalaniu Bezie zjeść innego psa...
Usuńnatomiast mam takie spostrzeżenie techniczne... na tej stronie nie daje się nic zaznaczyć, a co dopiero skopiować, tym samym nie da się uruchomić linka... na innych tak nie jest i pojęcia nie mam, o co tu chodzi, bo nie jest to feler Blogspota, tylko jakaś całkiem pojedyncza fluktuacja... jednym słowem: dziwne, ???...
To nie jest feler blogspota. Fluktuacja:):):):):)
UsuńZablokowałam kopiowanie treści ( zdjęcia można), bo miałam ku temu podstawy. Nawet mocne podstawy. Już raz przeżyłam , kiedy kopiowano moje teksty,wykorzystując je przeciwko mnie- wyrwane z kontekstu i interpretowane tak, by mnie ukazać w złym świetle. Więcej nie pozwolę na to.
Kiedy podaję źródło czy linka, to zazwyczaj odnoszą się one do konkretnej treści (tematu) Źródła podaję, bo nie plagiatuję i tak powinno się robić, ale nie trzeba w nie wchodzić. Linki- wystarczy na YT lub w wyszukiwarce podać hasło związane z tematem i wśród podanych stron zazwyczaj ta, z której korzystałam, występuje.
plagiat nie polega na nie podaniu źródła, tylko na otwartym przypisaniu sobie autorstwa, to nie są te same rzeczy, choć różnica faktycznie może nie zawsze być do końca jasna...
Usuńjest jeszcze inna, twardsza definicja plagiatu: to jest wtedy, gdy czerpiemy z takiego kopiowania namacalne /czytaj: materialne/ korzyści i tylko takimi przypadkami zajmuje się prawo stanowione, bo inaczej całe społeczeństwo spędzało by czas w sądach, wszystkie sądy tylko tym by się zajmowało i nikt nigdy by z gmachów tych sądów nie wyszedł :D
kiedyś czytałem takie opowiadanie sci-fi, dystopiczny świat w którym można było sobie zastrzec prawa autorskie nawet do pojedynczych powiedzonek z popularnymi przekleństwami włącznie... porządku pilnowały maszyny, mikrofony w każdym możliwym miejscu, które od razu identyfikowały winowajców i naliczały im mandaty... to tylko bajka, fikcja literacka, ale trafnie ostrzega przed nadużywaniem pojęcia "plagiat"...
Oj, powiedziałam o plagiatowaniu, bo nie podanie źródła, podanie treści bez cudzysłowu, to jest plagiat. Dla mnie plagiat jest plagiatem, niezależnie, czy mam korzyści materialne z tego, czy nie. A inne korzyści się ma, bo przypisujemy sobie czyjeś słowa- dajemy tym samym sobie fory, stawiamy się w "lepszym" świetle, bo najczęściej plagiatuje się ludzi mądrzejszych lub znanych. Plagiatuje się często w pracach naukowych- korzyść? Tytuł niezasłużony.
UsuńJa sobie nie życzę, by plagiatowano moją pracę doktorską, zresztą nikt sobie nie życzy, by ktoś sobie przywłaszczał pracę intelektualną. I można się z tego śmiać, drwić, ale to jest duży wysiłek napisać dysertację, wysiłek umysłowy i fizyczny również. A potem sobie przychodzi złodziej i kradnie twoją pracę. Po prostu kradnie. Dlatego podaję źródła, cytuję w cudzysłowie.
Smutna jest taka cisza....
OdpowiedzUsuńPrzygnębiająca bardzo.
UsuńU nas dożynki na sumie. Kolejne święto przejęte całkowicie przez kościół. Na zdjęciu widzę chmiel zabójca. Uparcie wyrywam każdą samosiejkę z działki. Widziałem co zrobił ze starą chatą obok. Zagłuszył wszystko łącznie z czarnym bzem który wydawał się nie do pokonania. A ludzie to sadzą do ładnie wygląda.
OdpowiedzUsuńTeż miałam kiedyś, bo ładnie wygląda. Sam się wytracił, ale tam, nad zalewem, może sobie rosnąć. Pewnie znajdzie się inna roślina i go stłamsi. Trochę żałuję, że nie narwałam, bo nawet ususzony ładnie wygląda. Jest bardzo dekoracyjny.
UsuńKiedyś było mniej Kościoła w różnych uroczystościach- owszem, modlitwa, ale potem już bardzo świecko. Teraz to podkreślanie religijności na każdym kroku staje się nieznośne. Przeczytałam- według najnowszych badań- Polska mocno się sekularyzuje. Tak, ale jeszcze nie wieś.
Dobrze Cię rozumiem, bo wybrałam się kilka dni temu nad stawy cyranowskie na zaćmienie księżyca i na wielkim jeziorze tylko kałuża przy plaży. Smutno i żal.
OdpowiedzUsuńStraszne. I to ptactwo bez ostoi, chociaż ono akurat się przeniesie gdzie indziej. To ryby i inna wodna zwierzyna cierpi najbardziej, gdy susza na stawach.
Usuń