„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

środa, 10 września 2025

Była ogromna cisza.

 

Byliśmy nad zalewem. To był krótki wypad. Czy udany? Nie wiem. Z jednej strony udany, bo las, bo droga w lesie i zapachy wczesnej jesieni, i lekki wiatr w koronach starych sosen,bo wał, bo trawa na wale i z prawej strony las, i z lewej strony woda. Woda? Jaka woda. Już w połowie drogi do wału, poczułam paskudny zapaszek czegoś stęchłego, zgnilizny, błota. Wyszliśmy na koronę i..., i to właśnie ten moment, kiedy mogłabym napisać, że wypad był nieudany. Bo takiego widoku się nie spodziewałam.

 

Widoku zaskakującego, wręcz szokującego. Nie było wody w zalewie. No nie było... wróć! Owszem, coś tej wody pod warstwą strzałki wodnej było, ale całość przypominało błotny barzoł. I nie było ptaków i była straszna cisza, taka cisza przygnębiająca, wcale nie kojąca. Zalew zastygł w bezruchu beznadziei i w obliczu katastrofy, jaką spowodowała susza. 

 
 

Szłam w tej ciszy, robiłam zdjęcia, próbowałam się cieszyć wycieczką. 

W cement wału wrosły różne krzewy- kalina, kruszyna, chmiel, jeżyna i inne. Teraz mają owoce, zrobiłam kilka zdjęć.




Poszliśmy w stronę, gdzie raczej nie ma rowerzystów i ludzi malutko. Beza może tam chodzić bez smyczy. A jednak musieliśmy ją dwa razy na smycz złapać, bo mijały nas cztery charty, podobne do charta polskiego, a potem mały buldożek. Beza, jak to Beza- od razu chciała wszystkie psy pożreć- co będą po jej drodze chodziły jakieś łachudry.  

Dopiero z tego miejsca, gdzie stoi Beza,  zauważyliśmy kilka ptaków  na drugim brzegu zalewu.





 
W niedzielę, we wsi, odbyły się gminne dożynki. Korowód, trybuna honorowa dla gazdów dożynkowych, burmistrzowej, sołtysów, gości. Na dwie godziny główne drogi we wsi zamknięte, bo przecież korowód nimi przejedzie. Potem festyn, zespół, potańcówa (jeszcze o 23 było słychać za oknem muzykę), ciasta, kołocze, piwsko, grillowe kiełbaski i inne wyżerałki, dmuchańce, no jednym słowem wieś się bawi, wieś śpiewa.

Nie gustuję w tego typu imprezach, chociaż powinnam, bo przecież te wszystkie etnograficzne, etnologiczne, antropologiczne oraz kulturowe wiejskie tematy to moja broszka. No ale... mam do wsi teraz dziwny stosunek. Z jednej strony bardzo mnie interesują zwyczaje, stroje, historia wsi, regionów, ludów, a z drugiej strony mierzi ta zaściankowość wyłażąca z każdej wiejskiej dziury. To bezrefleksyjne posłuszeństwo wiejskiego ludku względem tego, co księżulo z ambony zrzuci. Ta zachowawczość oraz postawa „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek”, to twarde stanie przy tradycji choćby ta tradycja już uszami wychodziła i była powtarzalna do znudzenia, była coraz bardziej szkodząca normalnym normom społecznym- to wszystko  jest dla mnie nie do przyjęcia. I staję się coraz bardziej wobec takich zachowań krytyczna, ale zostawiam to tym ludziom, to ja się od nich odsuwam, przestaje mnie to interesować oraz osobiście już  nie dotyka.

I to zadziwiające rozdwojenie w zachowaniu u rolników- tu plują na Unię, na polski rząd, płaczą, że są biedni i wyciągają łapę po forsę, a z drugiej strony jeżdżą full wypas samochodami, mają najbardziej nowoczesny sprzęt rolniczy, jaki można sobie wyobrazić, biorą dotacje, są zwalniani z opłat np. ZUS (składka KRUS jest bardzo mała), dostają ekwiwalenty np., za ropę, mają wiele przywilejów, jakich nie mają inne grupy społeczne i ciągle im mało.

Jadąc nad zalew, minęliśmy kilka miejsc z dekoracjami dożynkowymi. Miałam wrażenie, że takie dekoracje robi jedna firma dla kilku gmin, bo kogut z kurą, zrobione z balotów, pokazane były na zdjęciach z dożynek w okolicznych gminach.  

 Baloty słomiane to teraz podstawa dożynkowych dekoracji- dorobi się papierowe, drewniane, czy jeszcze z czegoś innego, części i już mamy: koguta, kurę, babę, chłopa, konia, osła... i co tam jeszcze wymłodzi się z tych balotów. A sporo tych dekoracji takich przaśnych, czasem wręcz wulgarnych, tandetnych. Jednak co się komu podoba, jak lud wiejski takie dekoracje lubi, to jego przecież sprawa. W końcu to na wsi się rzecz dzieje, na ich terenie. Mnie podobają się tylko dekoracje z płodów rolnych oraz wieńce dożynkowe.  

 Na regionalnej stronie internetowej obejrzałam relację z tych dożynek. Nie wiedziałam, że teraz zamiast polskiego hymnu, śpiewa się Rotę. Poczułam się nieswojo. Rota to piękna pieśń, ale w kontekście dożynek zabrzmiała, przynajmniej mnie, jako coś raczej nie na miejscu. A potem inscenizacja dożynkowa, od X lat ta sama, z Bogiem w co drugim zdaniu. Ach to zadęcie, ten patos, ten ton bogoojczyźniany. Ale przedtem, jak co roku korowód- też relacja, a jakże filmowanie wszystkich maszyn- nuuuda, panie nuuda.

Na dożynki nie poszliśmy, bo od dawna mnie, w tej wsi, nie interesują, a Jaskół też specjalnie nie był wyrywny.


 

10 komentarzy:

  1. Niedługo dożynki będą imprezą państwowa o statusie oficjalnym:)
    Ja też nie lubię takich imprez, mój mąż też unika zborów z piwem i głośna muzyką.
    I jak to tak zalew bez wody?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dożynki były imprezą oficjalną, robione z paradą. Niedawno oglądałam PKF-relację z dożynek- na trybunie Gierek i oficjele, dołem korowód dożynkowy.
      No, jak to tak zalew bez wod? No jak??????? Why?????!!!!!!

      Usuń
    2. Tamte dożynki były bez akcentów religijnych:)))

      Usuń
  2. To znaczy byłaś nie nad zalewem a nad "odlewem" skoro wody niemal nie było. A gdzie się ona podziała? Teoretycznie każdy zalew ma jakieś "źródło wody"- (przynajmniej tak mi się wydaje). Co do wsi i jej stałych mieszkańców - nigdy, ale to naprawdę nigdy wieś mnie nie pociągała, a wszystko co się na wsi działo przyprawiało mnie tylko o zdziwienie i niesmak i to niezależnie od tego w jakim wieku byłam. Jedyne pozytywne wrażenia miałam kiedyś na wsi w woj.poznańskim- czystość, porządek, dbałość o otoczenie. Nawet obory nie były śmierdzące wewnątrz. No a o tej dziwnej mentalności ludzi żyjących i pracujących na wsi nie będę się wypowiadać, bo to temat
    długi i za dużo w nim brudu- niczym w zanieczyszczonej rzece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznańskie jak i śląskie- ordnung muss sein :) Jestem ze wsi, ale nigdy nie żyłam ze wsią jej sprawami- plotami, kościołem, przemocą. Może tylko tyle, na ile mi kazała praca wychowawcy i nauczyciela. Ale życie wiejskie znam dosyć dobrze- pijaństwo, przemoc w rodzinach, zaharowane i wystraszone kobiety, wycofane dzieciska, daleko do szkoły, brak butów, podręczników, pijani traktorzyści i nędzę mieszkań pegerowskicvh (miałam koleżanki z takich rodzin i tam bywałam)- ja przeżyłam dzieciństwo i młodość obserwując taką wieś.
      Z tą wsią, po osobistych złych doświadczeniach i po tym , jak ludziska głosowali, zupełnie mi nie po drodze. Mieszkam z dala od centrum, bywam tylko na cmentarzu. nawet do sklepów jeżdżę gdzie indziej, tak mi ta wieś obrzydła.

      Usuń
    2. Woda jest penie przepływowa, zapora otwarta w większej części, by zasilać Wisłę, która total wysycha. Tak to sobie tłumaczymy. Na Wiśle, powyżej zalewu, woda normalną ma wysokość.

      Usuń
  3. Smutna notka. Przyroda się buntuje…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, ze przyroda się przystosuje. W końcu robi to na bieżąco. Gorzej z człowiekiem. Tej wody w zalewie jest mało, bo na bieżąco schodzi do Wisły, by ratować jej dolny bieg. To jest zbiornik retencyjny na wypadek powodzi. A tej nie było w dużym wymiarze od lat i ta woda , w oddalonych od zapory częściach zalewu, jest coraz niższa, coraz dalej od wału. Teraz idą ulewy, ale myślę, ze nadal zapora będzie w dużej części przepustowa, by nadal ratować Wisłe.

      Usuń
  4. no wiesz?... morzyć Bezę?...
    https://youtu.be/fZjGmWpSnlA?si=4b-edxeABjqx-aIL
    to nieludzkie... i niebezie...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co robić? Morzyć Bezę? Nie otwieram linki, bo nie da sie skopiować. Co tam jest?

      Usuń