„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

09 grudnia 2025

W oparach czerwonego wytrawnego wińska.

 

Jak się pieprzy, to się pieprzy, nie mam ochoty na dłuższe pisanie co? gdzie? Kiedy? Jestem dzisiaj cała na NIE!

Mam ochotę na składanie zdjęć, kombinowanie, sklejanie filmów i dobieranie, do tego misz- masz, muzy.

I dalej tkam ten cholerny pasiasty chodniczek. Już nigdy...NEVER... tego typu paseczków. W planie gobelinek nieduży, a potem znów chodnik, ale już w jakiś wzór albo ciapy, bo tej niefajnej, do tkania, włóczki jeszcze pół kosza zostało.

Wysłałam parę kartek świątecznych. Tak się porobiło, że teraz życzenia albo mailem, albo SMSem się podsyła i to jakieś badziewne wklejki. Nie wklejam, odpowiadam długimi życzeniami ”z głowy”. Chociaż tyle szacunku mogę okazać adresatowi. Kartek już nie posyłam, bo ludzie zmienili adresy, a w ogóle co tu dużo mówić- to naprawdę droga impreza jest teraz.

Ostatni raz, kiedy wysłałam sporo kartek, kosztowało mnie to około 100 zeta, a to było jakieś 10 lat temu. No i zwrotnych życzeń w postaci kartki nie dostałam ani jednej. No nie... jak nie to nie, ja też nie muszę, a teraz już nawet nie chcę. I nie chodzi o kasę, a może chodzi też o kasę? Wysłać komuś kartkę to- kupić odpowiednią, bo nie może być byle jaką, potem wypisać interesujące życzenia, nie na odwal się, zaadresować kopertę, kupić cholernie drogi znaczek, pojechać do miasteczka, gdzie jest jedyny urząd pocztowy (15 kilosów) i to wszystko jeszcze wykonać w terminie, by kartka doszła przed świętami. A potem? ZONK, ludzie olewają twoje starania.

Przyznam, że już wtedy mnie wkurzał ten brak reakcji, bo nawet telefonicznego „zwrotu” nie było. No cóż, widać „nie jestem tego warta”. Ale też jakoś specjalnie z tego powodu nie ubolewam.

Moja sister wielkie ucho, pochwaliła się, że zrobiła 60 kartek, a na znaczki zbierała forsę przez cały rok. Ona bawi się w dekupaż i robienie kartek, ma sporo akcesoriów do tego. Tym razem sister podziwiam. 

To tak na marginesie, bo o innych sprawach, na razie, nie mam ochoty pisać.

A jeszcze... przyszedł polarek, z którego uszyję pokrowiec na kocyk Bezy. Wybrałam wzór tygrysi. Były jakieś myszki, mikołajki, kropeczki itp., ale taka dama jak Beza powinna mieć kocyk ubrany w poważniejsze wzory. A tak naprawdę to one były na jasnym tle, natomiast polary jednobarwne miały smutne kolory. Praktyczne, ale smutne.

Teraz czeka mnie wyjęcie maszyny i uszycie mitenek, pokrowca na kocyk, młoda zażyczyła sobie narzutkę na kosz na pranie („Wiesz Mami, koniecznie w kolorze zielonym, ale może być patchwork”) oraz czeka na poprawki dużo ciuchów (trzeba zwężać- super).


Bigos gotuję (o bigosie zakładka- kuchnia polska). Gotuję wielki gar bigosu. Grudzień i styczeń to jedyne miesiące, kiedy nam bigos smakuje najbardziej. W domu podśmierduje wińskiem, jak w jakieś taniej winiarni. Wino, czerwone wytrawne, zawsze daję do bigosu. Tym razem też wlałam szklankę dobrego wina. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat jego zapach przebił się przez inne bigosowe. Nie kapusta, nie boczek, mięso, czy jałowiec. Nie... czuć wińskiem. Gdyby muchy latały o tej porze roku, pewnie by od razu padły.


Kończę czytać tomiszcze o Chopinie „Zaklinacz Dźwięków”. Jestem na 535 stronie, a w sumie jest ich 710. Fabuła mocno zbeletryzowana, ale naszpikowana interesującym informacjami o ludziach epoki (pisarzach, poetach, kompozytorach,malarzach, politykach itd., różnych narodowości), no i o samym Chopinie oraz George Sand.

 I tylko to mnie jeszcze przy książce trzyma. Dialogi są w niej co najmniej dziwne, jakby autorzy silili się na pokazanie bohaterów jako luzaków, dowcipnisiów, język u nich jest  bardziej współczesny, niż z epoki, itp. Podobno Chopin miał poczucie humoru, tylko, że od tych dialogów aż bije sztucznością. Poza tym autorzy wplatają w tekst powiedzonka współczesne, co razi i nie pasuje do całości. Jednak książkę warto przeczytać choćby ze względu na opis świata współczesnego Chopinowi. 

W kolejce

oraz 


i jeszcze

Ta ostatnia interesuje mnie ze względu na tradycje wołoskie w muzyce tego regionu. Bzik na tle Wołochów jeszcze mnie nie opuścił, a wręcz się pogłębia. Tak samo pogłębia się mój bzik na punkcie śląskości. Spoko- oba bziki nieszkodliwe, nie skręcę ku regionalnemu nacjonalizmowi, to mnie nie rajcuje. 

PS 1. +12 na blacie za oknem, jeże latają wieczorem po ogrodzie- spasione,  pewnie dobrze przezimują.
 PS 2. Ani jednego łyka tego wina nie skosztowałam. Odrzuca mnie od alkoholu. Dziwne, ale nie niepokojące, a wręcz dobrze rokujące😁😁😁