Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 5 lipca 2023

"Ach! jak gorąco! Niebo bez chmury, Żar pod stopami, żar zieje z góry (...)"*

 I zrobiło się prawdziwe lato- upalne z przelotnymi burzami, deszczami... lato kipiące zielenią oraz kwiatami w ogrodzie.

Zakwitły liliowce. Na razie te pierwsze.












To zaledwie część, następne rozkwitną w ciągu tygodnia.

Wszystkie ogrodowe liliowce pokazałam Tu, Tu i TU.

Kwitną również przetaczniki. Są dopiero dwa lata i jakoś jeszcze nieszczególnie kwitną. Inna sprawa, że tegoroczna końcówka zimy- ciepła, a potem nagłe mrozy, u niektórych kwiatów przyhamowały kwitnienie.
 Na pierwszym zdjęciu jest niziutki przetacznik, na następnych są wysokie. Najwyższy jest na razie ten niebieski. 






A tak zarósł, na końcu,  wał rozsączający.

 

To żółte wielkie to smotrawa.  Bylina, która wyrasta w różnych miejscach ogrodu i tworzy piękne kępy. W każdym razie ja jej nie rozsadzam, a jest w wielu miejscach.

Za smotrawą wyrosła szkarłatka amerykańska. To jest dopiero "chwast" ogrodowy. Rozsiewa się, gdzie może. Walczę z nią, a i tak co roku muszę wycinać ją z miejsc, gdzie jest niemile widziana. Rozsiewa się z czerwonych jagód, które przypominają jeżynę. Są trujące i nawet ptaki ich nie jedzą. Szkarłatka ma twarde karpy, które trudno usunąć. Nalepiej wyrywać młode siewki.

Kiedy piszę tu o takich drastycznych metodach usuwania roślin, to nie chodzi o wytrzebienie ich w ogóle, ale o to, by rośliny nie rządziły mną i ogrodem. 

Lubię takie dzikusy, samosiejki, ale tam, gdzie ja chcę, a nie tam, gdzie mi zagłuszają inne rośliny. 

Szkarłatka już przekwitająca.

A to wielka niespodzianka- clematis, który nie miał prawa wyrosnąć, bo w zeszłym roku omyłkowo ciachnęłam mu łodygę. 

Wiosną wypuścił nieśmiały pęd, na który chuchałam, dmuchałam i miałam nadzieję, że przetrwa. 

Nie tylko przetrwał, ale pięknie zakwitł. 

Żadne cudo- to najbardziej pospolity kolor clematisów, ale ja i tak jestem zadowolona, bo w żadnym innym miejscu ogrodu clematisy nie chcą rosnąć.

I jeszcze jedna z róż, rosnących na wale, w towarzystwie żywotników.

 

No i tyle z ogrodowych wieści. 

Aha- wiewióry są dwie i mieszkają na dole w lasku, podloty są już normalnymi "lotami", a wredny kot łazi po ogrodzie- roznosi pchły i denerwuje Bezkę. 

* "Lato" Władysław Bełza


 



14 komentarzy:

  1. Oj, kochają cię te wszystkie cuda, kolorowo i pachnąco, przepięknie, no i nazw się nauczę!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim to ja bardzo lubię ten kawałek ziemi i wszystko, co zechciało w nim urosnąć. Z nazwami to ja mam czasem problem, ale jakoś przypominam sobie. Jak kupiłam jarzmiankę, to za każdym razem patrząc na nią "szukałam' w głowie nazwy. Ta szkarłatka też długo byka bezimienna. Kiedy kupuję nowe rośliny to łatwiej mi zapamiętać. Gorzej z tymi, co dostałam lub przesadziłam z ogrodu matki.Ona inaczej je nazywała, oficjalne nazwy też są inne.

      Usuń
  2. Są kolory w Twoim ogrodzie, a ja kolor bardzo lubię. Na roślinach kompletnie się nie znam w sensie wyglądu, róże i goździki są wyjątkiem😀 botanika nigdy mnie nie wciągnęła, za to o północy mogę wyrecytować etapy wytopu siarki metoda flotacji🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że Ty właśnie w kierunku przyrodniczym masz ciągoty. niekoniecznie botaniki.
      Etapy wytopu siarki metodą flotacji.... hmmmmm... no cóż, brzmi fajnie, coś tam każde słowo mówi, ale sam proces to kosmos. Od razu mam przed oczami obraz panów w grubych płaszczach do ziemi, w maskach, trzymających w rękach jakieś długaśnie przyrządy, stojących przed wielkimi piecami, z drzwiczek których idą płomienie - zdjęcie wielkich pieców hutniczych, które było w jakimś podręczniku i zgranitowiało w mojej głowie.

      Usuń
    2. Przyrodniczym ogólnie to tak, ale.chemie.kpcham.najbardziej i na studiach jej miałam do wiwatu( farmacja). Co do roślin najbardziej ciekawi mnie ich wnętrze😀

      Usuń
    3. Chciałam studiować mikrobiologię (roślinki rozmnażanie, krzyżowanie, nowe gatunki, "leczenie" itp), ale los sprawił inaczej, a w sumie to chyba sobie sama zawaliłam ten etap. Trudno, studiowałam fajny kierunek, nie żałuję, a przyroda żyje we mnie cały czas. Chemię bardzo lubiłam, a jeszcze bardziej fizykę-mechanikę. I co? I zostałam humanistą:):):) Jedno tylko z przeszłości mnie wkurza- zostałam wepchnięta do podstawówki na jakiś czas... takie warunki, taka konieczność. Brrrrrr.....

      Usuń
  3. Kwiaty to wdzięczny obiekt dla fotografującego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tyle wdzięczny obieg, że statyczny. ładne zdjęcia kwitom jednak trudno zrobić. Na przykład, czerwone róże wychodzą z takim dziwnym błyskiem, srebrnym. Pod różnym kątem próbowałam robić im zdjęcia i zawsze taki sam błysk się pojawiał

      Usuń
  4. Piękny jest Twój ogród i sporo pracy masz przy nim. Bardzo lubię liliowce, to wielce dekoracyjne kwiaty. A u mnie zaledwie 22 stopieńki ciepła i słońce pracuje. Serdeczności posyłam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 stopnie ciepła to akurat w sam raz dla mnie, a tu znów idą upały. Liliowce to kwiaty jednego dnia, wieczorem już przekwitają. Ale coś za to jest, bo na jednej łodydze potrafi być po kilka kwiatów, rozwijających się po kolei.
      Czekam, kiedy rozkwitnie mój ulubiony pomarańczowy i drugi-biały

      Usuń
  5. Mam klematis Błękitny anioł, kwiaty jak u Ciebie tylko kolor nieba śródziemnomorskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś posadziłam klematisy i wiciokrzewy pod ścianami domu, były specjalne stelaże powieszone na ścianach, by mogły się piąć. Żaden nie przetrwał- mszyce, jakieś inne powody...A na balkonie w bloku, w donicy rósł bardzo ładnie.
      Są granatowe, liliowe, białe, różowe, niebieskie... już nie ryzykuję.
      Błękitny anioł, piękna nazwa dla klematisa.

      Usuń
  6. tiaaa, srali - grali, a walizka sama po peronie skacze... znaczy wina Tuska, ups. znaczy wina jakiegoś okolicznego kota, że Księżniczka wyłapała pchły?... mogę Ci podpowiedzieć, co z tym można zrobić, ale z paranoją to jest tak, że chory wcale nie chce się z tego leczyć, więc czego bym nie podpowiedział, to i tak nic nie zrobisz, albo tak zrobisz, żeby nie odniosło skutku...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojojoj... Beza ma tabletkę w sobie przeciw pchłom i kleszczom, ale te pchły przynosi na futrze. Kleszcze zresztą też, bo one jak się wbiją w skórę to zasychają, ale się wbijają. A pchły po Bezie łażą- niedużo, parę zaledwie dziennie, no może ze dwie, ale jednak są.
      Wcierki nie pomagają- przerobione, obroży nie dam, bo od jej smrodu sama padnę.
      Poza tym stwierdziłam, że kot roznosi pchły, ale nie napisałam, że jest tragedia:):) Denerwuje Bezę swoim jestestwem w Ogrodzie, a nie pchłami.

      Usuń