Ostatnio
pisałam o tym, jak nam zmniejsza się sprawność ruchowa.
Chyba każdy,
kto ma z tym problem, kombinuje, jak sobie ułatwić w takim razie życie. Ja już
mam przetarcie, bo opiekowałam się długo chorą, mało sprawną matką. Mając już
tę wiedzę, postanowiliśmy przystosować dom, biorąc pod uwagę wszystkie trudności (jakie wtedy
pokonywałam), by opieka była sprawna i niezbyt obciążała, przede wszystkim,
fizycznie osobę sprawującą tę opiekę.
Łazienka.
Kiedy jeszcze
mama chodziła (z trudem, ale chodziła) myłam ją pod prysznicem. To była gehenna
dla nas, bo ona nie umiała się w tej kabince obrócić, a ja miałam za mało
miejsca, by umyć ją całą- musiałam na wpół przeciskać się do kabinki, by z
drugiej strony ją umyć. Nie potrafiła również unieść nogi tak wysoko, by wejść do
brodzika, a potem miała kłopot z niego wyjść.
Pierwszą
rzeczą, którą zmieniliśmy w naszym domu, było wyrzucenie wanny i
zrobienie szerokiej, wygodnej kabiny prysznicowej (1x1m.). W kabinie nie ma
brodzika, jest wykafelkowana podłoga. Nie ma też w niej listwy zatrzymującej
wodę na podłodze od strony wejścia oraz nie ma drzwi, jest zasłonka+ dwie ściany
wykafelkowane i szyba jako ściana. W ten sposób możemy bez przeszkód wjechać
wózkiem pod prysznic. Przy WC i w kabinie zamontowane są uchwyty. W łazience stoi
również krzesełko, by jak zajdzie potrzeba, włożyć je do kabiny i umyć się na
siedząco. Można również zamontować w kabinie składne, przytwierdzone do ściany siedzisko i nawet braliśmy to pod uwagę, ale wtedy zmniejsza się powierzchnia kabiny, a siedzisko stanowi dodatkowy, trudny element to umycia.
Gdy zepsuła się pralka, zamieniliśmy ją na
taką, która otwiera się od góry, jest węższa i zajmuje mniej miejsca. Odpadło
mi schylanie się (klęczenie przed pralką) przy wkładaniu i wyjmowaniu prania z
bębna. Mój kręgosłup dziękuje mi za to przy każdym praniu. Jeszcze są w
łazience dywaniki (mają spód anty poślizgowy), ale później pewnie, dla
bezpieczeństwa, znikną. Oprócz pralki jest też wirówka- po przepraniu ręcznym,
jak znalazł, do wyżęcia wody.
Urządzenia
oszczędzające kręgosłup i ręce. Muszę się
chronić przed fizycznym zużyciem oraz bólem (kręgosłup, stawy) i dlatego mój
wysiłek biorą na siebie takie urządzenia.
Jakieś pół
roku temu kupiliśmy odkurzacz pionowy bezprzewodowy. Potrzebowałam czegoś do
szybkiego odkurzania, lekkiego i poręcznego, i niekłopotliwego w czyszczeniu. Potrzebowałam
odkurzacza, przy którym nie muszę się schylać, by założyć nowy worek, włączać
go czy zwijać kabel (wszystko z pochylonym kręgosłupem). Kupiliśmy odkurzacz z
tych najprostszych. Teraz mamy 3
odkurzacze. Ktoś się chwyci za głowę- matko jedyna, a po co wam tyle tego,
posprzątać można każdym. Otóż u nas tak to leci- Roomba odkurza wszystkie te
miejsca, gdzie nie trzeba przesuwać, odsuwać i przenosić mebli (dodatkowe obciążenie rąk i kręgosłupa o kolanach nie wspomnę). Ona jest
świetna, ale w kątach nie odkurzy dokładnie, a jak wlezie w jakieś miejsce np.
między krzesła przy stole, to potrafi się kilka minut głupio kręcić i nie wyjść
z pułapki. Mamy progi, toteż sama już przez próg nie przejdzie i nie odkurzy
też chodnika z czarnym wzorem- ma program w którym kolor czarny oznacza –uwaga
dziura- stop. Czyli Roomba odkurza
domowe „rynki”. Szybko się ją czyści, toteż nie jest uciążliwa w
obsłudze, ale trzeba jej pilnować, przynajmniej w naszym mieszkaniu. Odkurzaczem
ręcznym bezprzewodowym odkurzam wszystkie kąty, gdzie nie wchodzi Roomba i
używam go na tzw. „szybko”. Czyszczenie
go zajmuje 10 minut. Duży odkurzacz przewodowy wykorzystywany jest do
odkurzania generalnego (raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie)- wszędzie nim
się dostanę i jest bardzo mocny. Nie lubię go, bo kabel się plącze, ryczy jak
odrzutowiec no i dmucha jakimś nieświeżym powietrzem mimo czyszczenia filtrów,
zmiany worka itp. Tym odkurzaczem sprząta Jaskół. A wszystkie te odkurzacze
kupione były głównie po to, by nie
obciążać kręgosłupa nadmiernym schylaniem się.

Z myciem
paneli też sobie radzimy za pomocą urządzeń. Najpierw kupiliśmy mały robot
myjący. Chodzi myje, nadaje się jednak do szybkiego mycia, nie porządnego,
generalnego. Taki, co to jak mi się nie chce, to puszczam „gosposię” i ona
myje. Nie zastąpił jednak tradycyjnego mycia mopem. Po tym, kiedy wykręcając
mop w wiaderku, trzasnął mi nadgarstek, powiedziałam „dosyć”. Kręgosłup siada,
wiaderko z wodą trzeba przenosić, wodę nalewać, wylewać i jeszcze ten mop w nim
wyżymać. W grudniu kupiliśmy mop parowy. Też z tych najprostszych- wlewasz
wodę, nastawiasz na siłę parowania, nakładasz ściereczkę i hulasz po domu. Ma dwie wady- strasznie długi, gruby kabel, plączący się niesamowicie oraz ciężar
(chyba nie ma lżejszego mopa w
sprzedaży). Niemniej praca nim, w porównaniu z mopem tradycyjnym, to miodzie,
samo miodzie. Podłogi czyściutkie, wszędzie to ustrojstwo wejdzie, nie ma noszenia
litrów wody, nie ma kręcenia mopem w wiaderku. Nakładkę zdejmujesz, pierzesz i
gotowe. Panele są równo umyte, a ponieważ woda z nich szybko paruje, nie są
zawilgocone (nie grozi zamoczeniem i spuchnięciem), nie ma na nich smug jak po
myciu mopem tradycyjnym. No i oszczędza się wodę oraz nie używa się chemii, a
to też ważne. A najważniejsze, że mopuje się w pozycji pionowej- bólu kręgosłupa i nadgarstków mniej.

Następnym
urządzeniem ułatwiającym pracę i dającym ulgę moim plecom oraz rękom jest
akumulatorowy robot myjka z obrotową głowicą. Nakłada się odpowiednią nakładkę
na głowicę i myje się np. kafelki. Głowica się kręci, ręka nie musi szorować,
tylko powoli sunie po powierzchni mytej. Nakładki są różne- do mycia
powierzchni szklanych i ceramicznych, do mycia powierzchni metalowych . Są też
dwie szczotki- okrągła i taka jak pędzel, do mycia szczelin.
Pisałam już
tutaj, że ja jestem zwolenniczką wszelkich urządzeń, które ułatwiają
człowiekowi pracę. Nie uznają uwag typu, „a po co ci to, to masz dobre”, kiedy
chcę sobie zmienić urządzenie na urządzenie nowszej generacji. Nie zmieniam ot
tak sobie, jak coś jest na chodzie i nie jest uciążliwe, to ma zapewniony u nas
byt aż do mechanicznej śmierci.
Każdy taki
zakup jest przemyślany, oglądamy filmiki, patrzymy, co dane urządzenie posiada.
Staramy się kupować takie, które mają jak najmniej „cudów-wodotrysków”, których
nie wykorzystamy. Mój brat kupił sobie samochód wyższej póki, taki na
komputerach z wszelkimi bajerami ekstra oraz hiper. Pierwszą czynnością jaką
zrobił po zakupie, było ograniczenie pracy komputera na tyle, na ile się dało-
nie będzie mu tu jakaś „baba” mówiła i dyktowała,
co ma robić, jemu to przeszkadza, ogranicza, Hmmmmm….
Czyli nie
kupujemy urządzeń dla ich bajerów, których nie wykorzystamy ( np. pralki dwóch
tysiącem programów i omal samej się ładującej, czy robota kuchennego z dwoma
tysiącami przystawek, kiedy ja potrzebują tylko trzy). Nie kupujemy też bubli,
bo oczy by chciały, takie coś ślicznego, choć nie wiemy, co jest w środku.
Przed zakupem czytam prawie wszystkie opinie- gdy są tylko dwie albo trzy, lub
wskazują na ten sam „błąd’, nie kupujemy.
Od dwóch lat
przymierzamy się do kupna automatycznej myjki do okien. I akurat ten zakup nam
się odkłada. I powiem szczerze, nie mam pojęcia, dlaczego.
Przez moment myślałam
również o kupnie bębnowej suszarki do prania.
Przekłada się tylko pranie z pralki, nastawia program i po jakimś czasie
wyjmuje się suchuteńkie pranie. Ponoć nawet prasować niektórych rzeczy nie
trzeba. Taka suszarka ma też ogromną zaletę- może stać w każdym kącie
mieszkania, bo nie potrzebuje wejścia do odpływu wody- ma wmontowany pojemnik na wodę, który się opróżnia po
każdym cyklu.
Na razie
cieszę się zapachem prania wysuszonego na sznurach, na słońcu i wietrze. Zapach
niepowtarzalny. Ale wieszanie mokrego prania też zaczyna być dla mnie problemem
i kiedyś będzie trzeba go jakoś rozwiązać.
Kupiliśmy
również wózki do przewożenia worków, by Jaskół nie musiał dźwigać ciężkich paczek
z kaszą czy worków z pieprzem. Bardzo duże ułatwienie w pracy, w sklepie. W
magazynie, gdzie waży towar, ma stołek barowy, na którym się opiera podczas
ważenia- oszczędza kręgosłup i kolana.
O ogrodowych
urządzeniach już pisałam w kilku postach.
Dom.
Dla
ułatwienia życia i ulżenia naszym chorym nogom oraz kręgosłupom, Jaskół
zamontował poręcze przy schodach wewnętrznych do piwnicy i ma zamiar zrobić to
samo przy schodach zewnętrznych. Taki bzdet- poręcze, a jak od razu łatwiej
pokonać te dosyć strome schody. No i bezpieczniej się czuję, bo jakby coś, to
od razu jest podpórka.
Drzwi w domu
mamy bardzo szerokie (0,9 m.) i tylko jeden schodek przed wejściem- to akurat wyszło
przy budowie domu, ale teraz widzimy, że konieczność wprawienia drzwi ze
starego domu (właśnie takich szerokich) wyszła tu na dobre. A tak się wściekałam,
że w nowym domu muszę mieć stare drzwi (kasa na nowe nie puszczała, a te były i
nadal są w bardzo dobrym stanie).
Wyposażenie
Powiem
szczerze- ja nawet mam przemyślane miejsca, w których stanie łóżko medyczne,
gdyby zaszła taka potrzeba. A Takie łóżka, przy obłożnie „chorym” to ósmy cud
świata. I koniecznie musi obok niego stać na stojak z szarfą, lub powinna być w nim wmontowana szarfa do samodzielnego
podnoszenia się chorego (łapie za szarfę i siada). Bez tego strasznie trudno
układa się osobę na łóżku przy codziennej higienie. Przy łóżku dobrze mieć
szafkę, w której trzyma się podręczne środki higieniczne i lekarstwa (raczej nic
na wierzchu) oraz kosmetyki (w tym maść na odleżyny), by nie latać po nie, bo nie zawsze
jest taka możliwość w danej chwili. Łóżko można wypożyczyć, za niewielką
miesięczną opłatą, w różnych instytucjach pomocowych.
Na łóżko kładziemy
materac przeciwodleżynowy, najlepiej taki, który sam reguluje powietrze w jego środku.
To jest niesamowity bajer- tam gdzie miejsce bardziej wyleżane, materac dmucha
powietrze i od razu robi się dystans, a ciało nie leży w dołku. Materac taki lub bez automatycznego dmuchania powietrza można kupić lub też wypożyczyć.
Na materac należy
położyć podkład nieprzemakalny i tu już jest spory wybór- małe, duże, cienkie,
z miękką podkładką, sama „guma” itp. Ja kładłam podkład na całe łóżko, bo te
małe lubią się zwijać i nie dają gwarancji ochrony nawet w miejscu pierwotnego położenia
(wypróbowane). Podkładów należy mieć kilka na zmianę, bo się je pierze.
Trzeba też mieć
w zapasie sporo ręczników, ściereczek, prześcieradeł, kompletów pościeli, zapasową
kołdrę, poduszkę i koc. Ponieważ człowiek leżący często się poci, trzeba mieć
spory zapas koszul nocnych lub piżam. Podczas opieki nad matką, nasza pralka
chodziła codziennie i robiłam po dwa prania- pościel, koszule, ręczniki.
Przydadzą się
też specjalne kubeczki do picia (takie z dziobkiem).
Ja jeszcze dogrzewałam
pokój, kiedy myłyśmy mamę całą (przychodziła pani z opieki 2 razy w tygodniu i pomagała mi w tym), dlatego warto mieć elektryczny kaloryferek lub inny grzejnik
(np. dmuchawę), bo to zawsze się przyda.
I jeszcze bardzo
ważna rzecz- trzeba mieć przygotowaną torbę z rzeczami do szpitala, gdyby
zaszła konieczność hospitalizowania osoby chorej. Ważna jest cała dokumentacja
medyczna i spis tabletek, jakie osoba bierze. I to wszystko też musi być „pod
ręką”.
I jeszcze dodatkowo
na bieżąco dochodzi pierdylion malutkich problemów oraz potrzeb, które trzeba
szybko rozwiązywać.
Ważne
Najważniejsze
jest to, by się pogodzić z sytuacją, zabrać się do sprawy zadaniowo, mieć na
uwadze, że to osoba bliska, ale nie ulegać presji, iż czegoś nie wypada, czy
nie wolno, bo to matka, ojciec, mąż jest. Moja matka nieświadomie wyczyniała
takie rzeczy, że gdybym uległa, to nigdy nie dałabym rady np. jej umyć-
wyrywała się pod prysznicem, popychała mnie, szarpała za włosy, w łóżku
potrafiła się tak usztywnić, że nie było mowy o zmianie pampersa. No i niestety
wtedy musiałam stosować przemoc, choć sama siebie łamałam, bo to przecież matka
i nie wypada. Do dzisiaj mam kaca moralnego, a przecież wiem, że to była konieczność. Ludzie z chorobą Alzheimera są przemocowi, co trudno przyjąc do świadomości.
I należy tak
sobie zorganizować opiekę (nie bać się prosić o pomoc w niej), by siebie
oszczędzić tam, gdzie można. Bo było trudno i bardzo ciężko, nie ma co ukrywać-
dochodziły do wysiłku fizycznego sprawy emocjonalne (a ja byłam w ciągłej
depresji, której nie mogłam spokojnie przepracować) oraz natury moralnej,
etycznej, z którymi trudno było się pogodzić i funkcjonować. Było, minęło,
został spory osad (że mogłam więcej, że mogłam lepiej, że mogłam inaczej, że
mogłam dłużej), który będzie mi towarzyszył do końca życia. Nie potrafię się go
pozbyć. I takie rzeczy też trzeba brać pod uwagę, by się chronić, a ja wtedy
nie miałam zielonego pojęcia o tym wszystkim- potrzebna była opieka, to się
opiekowałam. Natomiast moje rodzeństwo (brat i siostra) poczuli się całkowicie zwolnieni
z opieki nad matką, w ogóle nie przyłożyli do niej ręki- i tak się czasem w
rodzinach dzieje, nie będę tego rozwijała.

Po co ja tu
piszę o tych wszystkich urządzeniach i ułatwieniach (a pewnie nie wszystkie
znam)? Może komuś coś podpowiem, może ktoś sobie coś uświadomi, może ktoś
dojdzie do wniosku, że rzeczywiście czas szybko leci, człowiek nie jest
młodszy, a organizm się zużywa. Mamy schowany materac przeciwodleżynowy i
podkłady nieprzemakające, a w schowku są chodzik oraz kule i laski (bajeranckie, składane😁😁😁). Są zapasy ręczników,
pościeli Być może jestem „skażona” takim myśleniem, bo ta opieka nad matką dała
mi mocno popalić, ale wiem, że jak do czegoś takiego dojdzie, to potem nie ma
czasu, a bywa i kasy, na improwizację.